– Puk, puk – rozległo się stukanie do drzwi. Kogo to niesie w ten październikowy wieczór? Drobna kobieta podeszła do drzwi nie bardzo wiedząc czego się spodziewać. Otworzyła je. Jej zdziwienie było duże, gdy w wejściu stanął zdecydowanie od niej wyższy mężczyzna. Koszykarz. Przedstawił się i powiedział, że wie jak może jeszcze pomóc. Zaproponował jej rozegranie nietypowego meczu.
Tą kobietą była Ewa Dados, dziennikarka Radia Lublin i pomysłodawczyni ogólnopolskiej akcji charytatywnej Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę. Jej gościem był za to Zenon Telman, do niedawna aktywny koszykarz, a potem trener lubelskich zawodników. Oboje szybko doszli do porozumienia – zorganizowali wspólnie Mecz Słodkich Serc, na który biletem wstępu były słodycze dla podopiecznych domów dziecka.
– Koszykarze lubią zaskakiwać – rzucać za trzy punkty, czasami pakować piłkę do kosza. Przede wszystkim podobała mi się idea tej akcji, która rozpoczęła się rok wcześniej. Jak usłyszałem, że jest to pomoc zbierana bez pieniążków – serca sercom, dary rzeczowe, słodkości – to uważałem, że coś trzeba zrobić – przyznaje Zenon Telman.
Ten trochę bajkowy początek doczekał się 23 kontynuacji do dnia dzisiejszego. Towarzyskie spotkanie stało się punktem obowiązkowym akcji PDPZ. Za każdym razem kibice i zawodnicy gromadzą kilkadziesiąt lub nawet kilkaset kilogramów słodkości dla dzieci. Rekord zbiórki udało się ustanowić w ubiegłym roku – podczas meczu TBV Startu Lublin z SKK Siedlce zebrano 423 kilogramy.
Cofnijmy się jednak do początków. Rok 1994 w Lublinie był interesujący dla kibiców koszykówki – 23 kwietnia hala MOSiR gościła Mecz Gwiazd Północ kontra Południe. Wygrali ci drudzy prowadzeni przez znakomitego niegdyś gracza Mieczysława Łopatkę. Z kolei AZS Lublin utrzymywał się w I lidze. Lokalni fani basketu nie mieli jednak powodów do zadowolenia. Ówczesny sponsor zespołu – Agro Far – miał coraz większe kłopoty finansowe i chwiał się w posadach. Jak pokazały kolejne miesiące, decyzją właściciela klubu drużyna musiała zostać wycofana z rozgrywek 13 stycznia 1995 po rozegraniu 14 ligowych kolejek. Długi sięgające 600-700 milionów starych złotych nie pozwalały klubowi na swobodne funkcjonowanie. Ale tam gdzie coś się kończy, zaczyna się co innego.
– Wtedy znajdowaliśmy się w lekkim kryzysie. Było to dla nas takie wzmocnienie mentalne, że pomimo tego, też można coś jeszcze od siebie dać – podkreśla inicjator słodkiego meczu. – Nie było problemów z zaproszeniem kolegów, z którymi kiedyś grałem. Myśmy się scementowali grając w lidze, sprzedając sobie czapy, łokcie, bijąc się. W związku z tym wystarczał jeden telefon – przez wiele lat nie miałem problemu z zaproszeniem wielu dobrych drużyn.
I tak faktycznie było. Pierwszym zespołem, który przyjechał do Lublina w grudniu 1994 roku była Mazowszanka Pruszków, która w tamtym sezonie rozpoczynała swoją mistrzowską kampanię. Ta drużyna miała przecież w składzie takich graczy jak Adam Wójcik, Krzysztof Dryja czy Amerykanin Keith Williams. Późniejszy mistrz Polski wygrał wtedy z Agro Farem Kraśnik (zespół z Lublina został sprzedany sponsorowi, który miał swoją siedzibę w Kraśniku) 121:104.
– To było niezwykłe spotkanie. Pamiętam wzruszenie, pamiętam koszykarzy, pamiętam kibiców pełnych emocji. I pamiętam te słodycze, pierwsze słodycze, które jeszcze tego samego wieczoru moi wolontariusze – i ja także jeżdżę wtedy z nimi i pukamy do drzwi – rozdali dzieciom – wspomina Ewa Dados.
Warto dodać, że tę inicjatywę podchwycili także przedstawiciele innych sportów. Dwa lata później, kiedy akcja nabrała już większego rozgłosu, słodycze zbierał zespół rezerw piłkarek ręcznych Montex Henzen Inesco Lublin podczas drugoligowego starcia z KMKS-em Kraśnik. Cały kosz słodkości trafił do potrzebujących maluchów.
W kolejnych latach do Lublina również przyjeżdżała Mazowszanka Pruszków. Z czasem pojawiały się też takie drużyny jak ekstraklasowe Polonia Warszawa oraz Rosa Radom czy występująca dwa lata temu w I lidze Legia Warszawa. W tym roku po raz pierwszy doszło do pojedynku ekip mieszanych – gracze TBV Startu Lublin połączyli siły z zawodniczkami Pszczółki Polski-Cukier AZS UMCS Lublin. Same mecze kilkukrotnie zmieniały formułę: skracano długość kwart, żeby starcia były bardziej dynamiczne czy wprowadzano konkursy umiejętności z koszykarzami w rolach głównych. Sam wynik zawsze schodził na dalszy plan.
– Atmosfera wcale się nie zmieniła. Jest taka sama. Nawet ci, którzy nie znają się na koszykówce, przychodzą po to, aby uczestniczyć w akcji. Nagle są pochłonięci tym, co dzieje się na boisku. Wszyscy czujemy radość, jedność. Najpiękniejsze jest to, że tu nie ma zwycięzców i zwyciężonych. Piękne spotkanie z pięknym sportowym przesłaniem – jesteśmy razem i czujemy tę wyjątkową atmosferę –przez to sama dziennikarka czuje się także honorową koszykarką.
Wyjątkowa atmosfera nie jest wyłącznie mrzonką. Wystarczy zapytać kameruńskiego zawodnika Hardinga Nanę. W 2010 roku, kiedy do Lublina przyjechała jego drużyna – Polonia Warszawa, dał się ponieść muzyce i tańczył z Ewą Dados na środku parkietu. Rok później jeden z kibiców oświadczył się swojej dziewczynie w przerwie meczu. Zgodziła się.
– To wszystko tworzy cały klimat i to, że oni wyjeżdżali tacy ubogaceni. Że tutaj w Lublinie narodziła się ta piękna idea i tutaj też koszykarskie środowisko wytworzyło taki fajny element, w którym wszyscy mogą się odnaleźć. Ten mecz jest otwarty dla wszystkich – kończy Zenon Telman.
Na koniec pozostaje sobie tylko odpowiedzieć na jedno pytanie – z czego zrobiona jest piłka, która waży niemal tonę? Ze słodyczy. Marcin Gortat przekazał na jedną z aukcji towarzyszących akcji PDPZ piłkę ze swoim autografem. Koszykarska pamiątka została zlicytowana dokładnie za 900 kilogramów słodkości, co do dzisiaj pozostaje mocno wyśrubowanym rekordem.
autor: Krzysztof Kurasiewicz