Wszystko co dobre, szybko się kończy- tak można byłoby określić dotychczasową nietykalność Los Angeles Clippers. Podopieczni Doca Riversa ponieśli przed własną publicznością pierwszą w tym sezonie porażkę. Premierową, lecz jeśli chodzi o mecze wyjazdowe, przegraną zaliczyli Houston Rockets. Rakiety osłabione brakiem Erica Gordona zostały całkowicie rozbrojone przez piekielnie niebezpieczną ławkę Grizzlies. Kolejną, trzecią już klęskę ponieśli natomiast Cleveland Cavaliers. Kawalierzy ulegli bezwzględnemu natarciu DeMarcusa Cousinsa, który zaliczył triple- double oraz wracającego do gry Anthony 'ego Davisa. Dużo większe zniszczenia ponieśli Chicago Bulls. Byki zostały w zasadzie zmiażdżone przez bezwzględną burzę znad Oklahomy. Kolejny, potrójny występ w wykonaniu Russella Westbrooka. Udaną wycieczkę mieli także koszykarze Boston Celtics, którzy pokonali Miami Heat. Znacznie waleczniej przed swoimi kibicami bronili się Dallas Mavericks. Gospodarze musieli jednak po nerwowej końcówce ulec Philadelphi 76ers. Porażki poniosły również ekipy Lakers i Suns.
MEMPHIS GRIZZLIES- HOUSTON ROCKETS 103:89
Wczoraj naprzeciwko siebie stanęły dwa zespoły, które już podczas obecnych rozgrywek zdążyły utrzeć nosa Golden State Warriors. Obie ekipy miały okazję spotkać się kilka dni temu w Toyota Center, gdzie gospodarze ponieśli jedyną jak dotąd porażkę. Rakiety nie zamierzały jednak tego tak zostawić. Czas zemsty przewidywano właśnie na sobotę. Niestety, plany Rakiet pokrzyżował ich były zawodnik- Chandler Parsons. Skrzydłowy jak na razie jest uznawany za jeden z najgorszych ruchów Grizzlies w historii. Wszystko ze względu na wysokość kontraktu i beznadziejną grę skrzydłowego. Parsons dał jednak tego wieczoru fanom Memphis to czego oczekiwali od kilku miesięcy. Zawodnik zaaplikował rywalom, aż 24 punkty trafiając 9 z 11 rzutów z gry oraz 6 na 8 prób zza łuku. Oprócz niego świetną robotę wykonali inni rezerwowi- Tyreke Evans (14 punktów, 7 zbiórek, 4 asysty) oraz Mario Chalmers (15 punktów). Ławkowicze bez większych problemów zastąpili starterów, którzy zaliczyli wyraźny spadek formy (łącznie 37% FG, żaden gracz nie przekroczył bariery 10 punktów). Co ciekawe rezerwowi Grizzlies w pierwszych 6 meczach zdobyli więcej punktów od zawodników pierwszej piątki (246- 126).
Grizzlies praktycznie przez cały mecz kontrolowali przebieg spotkania dając przyjezdnym przejąć inicjatywę tylko w pierwszej części meczu. Rockets grali przede wszystkim niedokładnie za co bezwzględnie karali ich gospodarze. Rakiety popełniły 19 strat, które Grizzlies zamienili na 23 punkty. Dla porównania podopieczni Davida Fizdale’a stracili zaledwie 9 piłek. Podobnie sytuacja wyglądała jeśli chodzi o skuteczność rzutową. Grizzlies przez całe spotkanie trafili ponad 47 % oddanych prób. Z kolei rzuty Rockets znalazły drogę do kosza w 37 % przypadków. Szczególnie nieskuteczny po stronie przyjezdnych był James Harden, który chybił 13 z 19 oddanych prób. Mimo to Brodacz zdołał uzbierać na swoje konto 20 punktów i 8 asyst. Harden pomimo braków kadrowych mógł liczyć tego wieczoru na świetnie ostatnimi czasy dysponowanego Ryana Andersona, zdobywcy 22 punktów (7/12 FG, 7/11 3PT) oraz 7 zbiórek. Rakiety podczas wczorajszego starcia w wyniku absencji kluczowych zawodników mogły liczyć jedynie na tę dwójkę. Widoczny był brak Erica Gordona, który z powodu choroby nie wystąpił we wczorajszym meczu. Warto również dodać, że Mike D’Antoni poprowadził wczoraj Rakiety pomimo śmierci ojca.
Dla Rockets jest to pierwsza tegoroczna przegrana na wyjeździe. Klęska przyjezdnych pomogła za toGrizzlies wspiąć się na pozycję lidera Konferencji Zachodniej.
[ot-video][/ot-video]
LOS ANGELES CLIPPERS- DETROIT PISTONS 87:95
Pierwszą porażkę w tym sezonie zaliczyli jak dotąd niepokonani Los Angeles Clippers. Ich oprawcą została ekipa Detroit Pistons. Początek spotkania w wykonaniu podopiecznych Doca Riversa układał się świetnie. Clippers po pierwszych dwunastu minutach przegrywali czterema punktami, lecz w czasie następnej odsłony błyskawicznie ją odrobili. Po tym bez większych problemów oddalili się od gospodarzy na 10 punktów. Świetnie jak dotąd spisywał się Austin Rivers, który w obliczu braku formy liderów (Griffin, Gallinari) ciągnął zespół do przodu.
Niestety, nieskuteczność Clippers zemściła się na nich po przerwie. Detroit bezpardonowo rzucili się za odrabianiem strat. Prym w tym wiedli niezastąpiony Tobias Harris oraz Andre Drummond. Obie ekipy już po czterech minutach dzielił tylko jeden punkt. Clippers w tym momencie meczu mieli jeszcze siły odpowiedzieć, dlatego śmiało ruszyli do odbudowywania przewagi. Za sprawą skutecznych akcji Riversa i Gallinariego gospodarze odskoczyli na 12 punktów. Niemoc Tłoków była jednak chwilowa. Duet Drummond- Harris ponownie przeszedł do kontrofensywy. Ostatecznie na tablicy wyników przed ostatnią odsłoną widniał wynik 72-67 dla Clippers.
Tutaj przyjezdni obnażyli każdą słabość gospodarzy. Clippers mimo gorącego wsparcia kibiców nie byli w stanie odeprzeć ataków Pistons. Podopieczni Doca Riversa wyglądali jak dzieci we mgle- trafili tylko 6 z 23 oddanych prób z gry. Popełniali również liczne straty, których podczas całego spotkania nazbierało się, aż 19. Tłoki choć też nie grzeszyły skutecznością (41 FG% w całym spotkaniu), potrafiły zebrać się w najbardziej odpowiednim momencie meczu (50 FG%) i zadać rywalowi śmiertelny cios. Tym samym Clippers ponieśli pierwszą w tym sezonie porażkę tracąc przy okazji pozycję lidera na Zachodzie. Miano zawodnika drużyny otrzymuje Austin Rivers, który zdobył 20 punktów (6/8 3PT) i w zasadzie jako jedyny utrzymywał stałą formę przez całe spotkanie. Gorszy mecz zaliczył za to Blake Griffin (5/18 FG) nie przeszkodziło mu to jednak, aby zaaplikować rywalowi 19 punktów. Skrzydłowy trafił też dwie próby zza łuku. To dwunasty celny rzut za trzy Griffina w pięciu meczach, co jest jego nowym życiowym rekordem. Po stronie przyjezdnych najlepiej zagrał Andre Drummond– autor 15 punktów, 17 zbiórek i 3 bloków.
[ot-video][/ot-video]
DALLAS MAVERICKS- PHILADELPHIA 76ERS 112:110
Ben Simmons opuścił poprzednie rozgrywki z powodu złamanej stopy. W tym sezonie 21- latek wyraźnie nadrabia stracony sezon stając się faworytem do zdobycia nagrody ROTY. Swoją wartość udowodnił właśnie podczas wczorajszego starcia przeciwko Mavs, gdzie nie tylko pokazał znakomity wachlarz zagrań, ale przede wszystkim ponownie ukazał wielkie umiejętności przywódcze.
Szóstki bardzo dobrze weszły w spotkanie głównie za sprawą Joela Embiida i właśnie wspomnianego Simmonsa. Kameruńczyk bez większych problemów mijał byłego klubowego kolegę Nerlensa Noela przepychając go pod koszem czy wychodząc na obwód. Skupienie defensywy Mavs na Embiidzie uwolniło spod uwagi obrońców pozostałych zawodników, którzy śmiało korzystali z rosnącej przewagi. Lokalni kibice obudzili gorącym dopingiem swoich ulubieńców w następnej odsłonie meczu. Świetnie spisywał się najlepszy tego wieczoru Harrison Barnes (25 punktów, 7/12 3PT). Skrzydłowy zaaplikował rywalowi podczas drugiej kwarty 10 punktów. Dumnie towarzyszyli mu J.J. Barea oraz Wesley Matthews (19 punktów). Cała eskorta sprawiła, że Mavs schodzili do szatni z zaledwie 1-punktową stratą.
Po przerwie obie drużyny szły łeb w łeb raz po raz wykorzystując błędy rywala. Pod koniec trzeciej części Mavericks zatrzymali się w miejscu, a trzy celne trójki 76ers podwyższyły prowadzenie przyjezdnych do 10 ,,oczek”. Słabszy moment spotkania miał Harrison Barnes, który po świetnej drugiej kwarcie chybił 4 z 5 rzutów. Nieskuteczność skrzydłowego udzieliła się także pozostałym graczom, którzy mimo niezłego początku trafili tylko 6 na 17 rzutów z gry.
Mavs ruszyli więc rychło za odrabianiem strat. Znak do ataku dał nie kto inny jak sam Dirk Nowitzki. Gospodarze zaliczyli run 9-0 topiąc przewagę przeciwnika do 2 punktów. Obie drużyny raz po raz plądrowały kosz przeciwnika. Wzajemna wymiana ognia spowodowała, że na American Airlines Center zrobiło się naprawdę gorąco. Mimo szczerych chęci Mavs nie mogli jednak dogonić tryskającej energią Philadelphii. 3 minuty przed końcem, kiedy po wsadzie Bena Simmonsa 76ers wyszli na 9 -punktowe prowadzenie, wydawało się że przyjezdni bez większych problemów odjadą gospodarzom i zabiorą zwycięstwo do domu. Pewność jest czasami bardzo zgubna.
Podopieczni Ricka Carlisle postanowili sprawdzić psychikę filadelfijskiej młodzieży i po raz ostatni podkręcili obroty. Kilka celnych akcji, w tym dwie trójki Barnesa spowodowały, że 10 sekund przed ostatnim gwizdkiem obie ekipy dzielił tylko jeden punkt. Jerryd Bayless odpowiedział celnym rzutem osobistym dzięki temu Mavericks mieli jedyną szansę na odwrócenie własnego losu. Pod koszem został faulowany Yogi Ferrell (17 punktów) czyli zawodnik, który trafił 25 z ostatnich rzutów z linii. Kibice Mavs byli więc pełni nadziei. Niestety, ku uciesze przyjezdnych rozgrywającego Dallas zjadła presja i chybił obydwa rzuty. Tym samym, Szóstki wygrały drugie spotkanie w bieżącym sezonie.
Świetny występ zaliczył Ben Simmons, który zanotował wyśmienite 23 punkty (10/15 FG), 7 zbiórek, 8 asyst i 3 przechwyty. Drugą wyróżniającą się postacią wśród Szóstek był oczywiście Joel Embiid (23 punkty, 9 zbiórek), który stracił jednak 7 piłek, co przesądziło o wyborze zawodnika meczu. Ważna informacja! Środkowy 76ers doznał w trakcie meczu urazu prawej dłoni. Więcej informacji dostarczą nam wyniki badań.
[ot-video][/ot-video]
NEW ORLEANS PELICANS- CLEVELAND CAVALIERS 123:101
[ot-video][/ot-video]
MIAMI HEAT- BOSTON CELTICS 90:96
[ot-video][/ot-video]
CHICAGO BULLS- OKLAHOMA CITY THUNDER 69: 101
[ot-video][/ot-video]
UTAH JAZZ- LOS ANGELES LAKERS 96: 81
[ot-video][/ot-video]
PORTLAND TRAIL BLAZERS- PHOENIX SUNS 114: 107
[ot-video][/ot-video]