Drugi dzień weekendowego szaleństwa z NBA dostarczył kibicom niemałych emocji, choć nie obyło się też bez tzw. pogromów. Większych szans nie dali rywalom zawodnicy Toronto Raptors i Los Angeles Clippers udzielając prawdziwej lekcji pokory młokosom z Phoenix oraz Filadelfii. Swoje mecze wygrywały też ekipy z Teksasu oraz Kolorado. Dzięki niesamowitemu Greak Freakowi ze zwycięstwa cieszyli się Milwaukee Bucks, pokonując u siebie Portland Trail Blazers. Zaskakującej porażki doznali również Cleveland Cavaliers znacznie ulegając Orlando Magic oraz drudzy zeszłoroczni finaliści ligi Golden State Warriors, których pod koniec spotkania zdecydowanie poniosły emocje. Niegościnni okazali też inni mieszkańcy Florydy, Miami Heat. Jako gospodarze nie dali sobie rady z gośćmi natomiast zawodnicy New York Knicks. Za sprawą świetnej obrony Jazz została zatrzymana również Oklahoma City Thunder.
UTAH JAZZ- OKLAHOMA CITY THUNDER 96:87
Nad wielką obronną warownię Salt Lake City nadciągnęła prawdziwa burza znad Oklahomy. Zagrożenie ze strony jej piorunów, a może bardziej Grzmotów przyprawia w zakłopotanie coraz większą ilość ekip. Gospodarze nie zamierzali jednak łatwo oddać swojej twierdzy. Koszykarze Utah doskonale znali sposób na poskromienie trójgłowej bestii. Thunder również zdawali sobie z sprawę z trudności zdobycia tej twierdzy, dlatego pojedynek obu ekip zapowiadało niezwykle ciekawe starcie.
Agresywna obrona Utah nie zamierzała czekać na ruch Thunder, a wręcz przeciwnie. Podopieczni Quina Snydera od razu ruszyli na przyjezdnych nie dając im złapać oddechu choćby przez chwilę. Początkowo Grzmoty potrafiły wyjść z opresji i bez większych problemów rozpoczęli spotkanie od runu 6-0. Rozdrażnieni całą sytuacją Jazzmani przycisnęli jeszcze bardziej i po kilku minutach objęli prowadzenie. Grzmoty zaskoczone natarciem zostały całkowicie wybite z rytmu. Przyjezdni forsowali rzuty i wyglądali na osłupiałych. Trójgłowa bestia wyglądała na spacyfikowaną. Russell Westbrook i Carmelo Anthony trafili łącznie tylko 2 z 10 rzutów z gry. Nieco lepiej prezentował się Paul George (2/5), choć i on ulegał formacjom obronnym gospodarzy. Ostatecznie Jazz pozwolili Thunder na zdobycie zaledwie 14 punktów sami mając o 7 ,,oczek” więcej. W drugiej odsłonie gospodarze nie zwolnili tempa. Różnica pomiędzy obydwoma ekipami była coraz większa. W pewnym momencie na tablicy wyników widniał wynik 38-19 dla Jazz. Świetnie grali Ricky Rubio (3/4 FG w tej odsłonie), Rudy Gobert oraz Derrick Favors.
Thunder dzięki kilku celnym akcjom Anthonego zdołali zmniejszyć nieco stratę do 10 punktów. Cała drużyna prezentowała się jednak kiepsko. W czasie dwóch pierwszych kwart podopieczni Billy’ego Donovana trafiali zaledwie 30.2 z gry oraz 13% zza łuku, podczas gdy Jazzmani mogli pochwalić się niemal 50 FG%. Po przerwie Jazz ponownie podwyższyli prowadzenie, jednak coraz częściej spotykali się z odpowiedzią ze strony przeciwnika, który zaczynał łapać rytm. Przejęcie inicjatywy okazało się tylko złudzeniem. Jazz spokojnie kontrolowali przebieg spotkania. Świetnie zawody rozegrał w trzeciej kwarcie Joe Ingles, który zaaplikował rywalom podczas trzeciej odsłony, aż 10 punktów. Ostatecznie twierdza Salt Lake City nie została zdobyta pokazując, że Jazz mogą być podczas tego sezonu naprawdę niebezpieczni. Po stronie Utah najlepiej zaprezentowali się Joe Ingles (19 punktów) oraz Rudy Gobert (16 punktów, 13 zbiórek). Wśród gości najjaśniej błyszczał Carmelo Anthony(26 pkt) i Paul George (22 pkt). Bardzo słabe spotkanie rozegrał Russell Westbrook, który oprócz fatalnej skuteczności (2/11 FG- 6 pkt)stracił, aż 7 piłek.[ot-video][/ot-video]
MEMPHIS GRIZZLIES- GOLDEN STATE WARRIORS 111:101
Któż by się spodziewał, że po trzech pierwszych meczach sezonu regularnego Warriors będą mieli ujemny bilans? Uzbrojeni po zęby mistrzowie ligi nie mogą znaleźć od początku sezonu odpowiedniej koncentracji. Przez pierwsze 12 minut Warriors wydawali się w miarę kontrolować przebieg spotkania. Memphis zwiększyli nieco tempo w drugiej kwarcie, gdzie wyszli na 10- punktowe prowadzenie, lecz Golden State udało się je nieco zmniejszyć.
Prawdziwe kłopoty Wojowników zaczęły się tuż po przerwie, gdzie przede wszystkim zawiedli liderzy zespołu. Zarówno Curry jak i Durant mieli problemy ze skutecznością, która bardzo przełożyła się również na dyspozycję całego zespołu. Tylko w trzeciej kwarcie Warriors spudłowali, aż 15 z 19 rzutów z gry, podczas gdy Memphis spokojną i ułożoną grą zaczęli powiększać prowadzenie. Świetne zawody rozegrał Marc Gasol, który zdobył tego wieczoru, aż 34 punkty oraz zebrał 14 piłek. Mimo słabego meczu Mike’a Conleya (3/14 FG) Hiszpan mógł liczyć na pełną energii ławkę rezerwowych, której zabrakło z kolei przeciwnikowi. Wśród ławkowiczów Grizzlies ciekawie zaprezentował się Tyreke Evans, który zaaplikował rywalom 12 punktów dokładając do tego 7 zebranych piłek.
Frustracja Warriors rosła z każdą następną minutą. Jej apogeum nastało pod koniec czwartej nastąpiło na 43 sekundy przed końcem. Wtedy to Stephen Curry po celnym wejściu pod kosz, które zmniejszyło nieco przewagę przeciwnika, zaczął domagać się odgwizdaniem dodatkowo faulu. Kiedy zawodnik zobaczył niewzruszonego nawet sędziego wpadł w furię rzucając w jego stronę liczne wyzwiska wymachując energicznie rękami. Arbiter postanowił bez żadnej dyskusji wyrzucić go z boiska. To pierwsza taka decyzja wobec Curry’ego w jego całej karierze w sezonie regularnym (wcześniej taka sytuacja zdarzyła się podczas play-offfów ). Parkiet opuścił również Kevin Durant, który podobnie jak Curry nie zgadzał się z decyzją sędziego. Kiedy skrzydłowy opuszczał parkiet na hali rozległ się gwar buczenia i gwizdów. Sfrustrowany KD pokazał im środkowy palec, za co na pewno poniesie konsekwencje. Ostatecznie to Memphis cieszyli się ze zwycięstwa dzięki utrzymaniu prowadzenia zdobytego, podczas trzeciej kwarty. Co ciekawe Warriors zaliczyli w trakcie meczu 20 asyst. To trzeci przypadek od początku zeszłego sezonu kiedy Golden State notuje 20 i mniej asyst. Dwukrotnie wydarzyło się to właśnie przeciwko Memphis.
Wśród Grizzlies najlepiej zaprezentował się wspomniany już Marc Gasol. O dobrej prezentacji nie można mówić w przypadku Stephena Curry’ego oraz Kevina Duranta. Mimo wszystko, pomijając ich pozaboiskowe wybryki zawodnicy zagrali najlepiej w swoim zespole zdobywając odpowiednio 37 i 29 punktów.
[ot-video][/ot-video]
MILWAUKEE BUCKS- PORTLAND TRAIL BLAZERS 113: 110
Pomimo wielkiej energii i świetnej dyspozycji Giannis Antetokounmpo musiał ulec dwa dni temu ekipie LeBrona Jamesa. Lekcja pokory nie ostudziła jednak zapału młodego Greka, który postanowił nie zwalniać obrotów. Zawodnik w zasadzie w pojedynkę pokonał przyjezdnych aplikując im, aż 44 punkty dokładając do tego 8 zbiórek oraz 4 asysty. Skrzydłowy po zakończeniu spotkania zdradził, że dzisiejszy występ dedykuje niedawno zmarłemu ojcu.
Mecz Bucks i Blazers był bardzo wyrównanym i zaciętym starciem. Obie drużyny naprzemiennie obejmowały prowadzenie, które nie przekraczało granicy 7 punktów. Po stronie gości najlepiej spisywała się jak zwykle para Lillard– McCollum wspierana przez głodnego gry Jusufa Nurkicia. Bośniacki środkowy znakomicie przejął inicjatywę w pomalowanym, gdzie zebrał 11 piłek i zablokował 3 rzuty. Antetokounmpo mógł z kolei liczyć na Khrisa Middletona (18 pkt)oraz świetnie dysponowanego tej nocy Tony’ego Snella (17 pkt, 7/8 z gry).
Rozstrzygnięcie meczu miało więc nastąpić podczas ostatnich 12 minut. I tutaj nastąpiła istna rzeź obrońców Blazers dokonana przez jakżeby inaczej Giannisa Anetokounmpo. Lider Bucks w trakcie samej czwartej kwarty zdobył, aż 17 punktów (7/8 FG). Kiedy po świetnym runie 9-1 Blazers zniwelowali 8-punktowe prowadzenie Bucks to właśnie wsad Giannisa wraz z rzutami osobistymi Middletona odebrały przyjezdnym w ostatnich sekundach meczu upragnione zwycięstwo. Podczas trzech dotychczasowych spotkań Antetokounmpo prezentuje się wybornie notując średnio 38.3 punktu. W poprzednich latach jego średnia po takiej ilości meczów prezentowała się następująco-> 2016/17 (22.9), 2015/16 (16.9) i 2014/15 (12.7).
[ot-video][/ot-video]
TORONTO RAPTORS- PHILADELPHIA 76ERS 128:94
[ot-video][/ot-video]
CLEVELAND CAVALIERS- ORLANDO MAGIC 93: 114
[ot-video][/ot-video]
MIAMI HEAT- INDIANA PACERS 112:108
[ot-video][/ot-video]
NEW YORK KNICKS- DETROIT PISTONS 107: 111
[ot-video][/ot-video]
CHICAGO BULLS- SAN ANTONIO SPURS 77:87
[ot-video][/ot-video]
HOUSTON ROCKETS- DALLAS MAVERICKS 107: 91
[ot-video][/ot-video]
DENVER NUGGETS- SACRAMENTO KINGS 96: 79
[ot-video][/ot-video]
LOS ANGELES CLIPPERS- PHOENIX SUNS 130: 88
[ot-video][/ot-video]