Podróż do Dąbrowy Górniczej nie posłużyła koszykarzom Kinga Szczecin. „Wilki Morskie” przegrały z MKS-em 73:84. Dla ekipy ze Śląska było to drugie zwycięstwo w tym sezonie.
MKS Dąbrowa Górnicza – King Szczecin 84:73
Gospodarze mieli w nogach mniej spotkań niż rywale. Pojedynek z „Wilkami Morskimi” był dla nich dopiero drugim meczem w lidze. Natomiast szczecinianie mieli już za sobą trzy starcia. Dąbrowianie chcieli to wykorzystać i od początku odważnie walczyli pod koszem. Prym wiódł D.J. Shelton, którego piłka „szukała” w polu trzech sekund. Za to szczecinianie mieli spore kłopoty w ataku, bo powiększanie zdobyczy punktowej przychodziło im z dużym trudem. Trener Jacek Winnicki od początku dobrze rotował składem – bohater pierwszego ligowego spotkania MKS-u Witalij Kowalenko szybko zapisał się w protokole. Sporo energii wniósł także Aaron Broussard. Goście znaleźli się w sporych tarapatach. Po 10 minutach przegrywali już 8:22. Nic nie układało się po ich myśli.
Walka pod koszem nieco się wyrównała kiedy na parkiecie pojawił się rosyjski „wieżowiec” Andrei Desiatnikov. Skupiał na sobie obrońców, z czego korzystał Łukasz Diduszko. W ekipie Szczecina ciągle jednak pokutowała obrona, a raczej jej brak. Gospodarze mieli dużą swobodę w konstruowaniu akcji i dochodzeniu do pozycji rzutowych. Ich przewaga byłaby jeszcze większa, gdyby nie to, że złapali zadyszkę i zaczęli pudłować. Goście wykorzystali okazję i przeprowadzili pod koniec kwarty dwie udane akcje. To nie spodobało się Jackowi Winnickiemu, który przywoływał swoich graczy do ławki dwukrotnie w ciągu zaledwie kilkunastu sekund. Pomimo tego dąbrowianie i tak byli w komfortowej sytuacji – do przerwy wygrywali 38:22. MKS był lepszy w każdym elemencie, jednak w jednym przypadku obie drużyny mogły zbić ze sobą „piątki” – i jedni i drudzy nie grzeszyli w pierwszej połowie skutecznością z linii rzutów wolnych (MKS 6/14, a King 6/12).
Gospodarze wyraźnie spuścili z tonu – szybko łapali faule i pozwolili się przycisnąć rywalom. Ci jednak pudłowali, w wydawałoby się, stuprocentowych sytuacjach. Koszykarzom Kinga należą się pochwały, bo ich obrona momentami spisywała się solidnie. Dąbrowianie znajdowali jednak luki i utrzymywali dwucyfrowe prowadzenie. Ponownie dobrze spisywał się D.J. Shelton, a po stronie „Wilków Morskich” szarpali Tauras Jogela i Łukasz Diduszko. Zespoły wdały się w wymianę ciosów i szły równo do końca trzeciej kwarty – miejscowi prowadzili 55:41.
Dwa proste błędy i stracone 6 punktów sprowokowało Jacka Winnickiego do sięgnięcia po przerwę na żądanie. Słowa szkoleniowca zadziałały mobilizująco na dąbrowian, ale „Wilki Morskie” wyczuły, że mogą jeszcze spróbować wyszarpać zwycięstwo. Aaron Broussard nie chciał do tego dopuścić i wziął na siebie ciężar rozgrywania i zdobywania punktów. Na kilka minut przed końcem szczecinianie zbliżyli się jednak na 5 „oczek”. Duża w tym zasługa twardej gry w obronie. Gościom zabrakło argumentów w ofensywie, żeby powalczyć o trzecie zwycięstwo w tym sezonie. MKS Dąbrowa Górnicza po raz drugi obronił się we własnej hali, tym razem wygrywając z King Szczecin 84:73.
Autor: Krzysztof Kurasiewicz
fot. Adrianna Antas/MKS