Rok temu w NBA zapanowała prawdziwa finansowa bonanza. Wielu zawodników grających poniżej poziomu All-Star dostało kontrakty niczym prawdziwe gwiazdy koszykówki. Timofiej Mozgow czy Bismack Biyombo zapewnili sobie dobrą przyszłość. Jednak w tym roku sytuacja nie była już tak radosna. Na rynku było znacznie mniej pieniędzy i wielu wolnych agentów przeliczyło się z oczekiwaniami.
Agenci od miesięcy starali się uczulać swoich klientów, że lato 2017 nie będzie podobne do lata 2016, kiedy większość drużyn rozpoczęła off-season poniżej progu salary-cap. Skok pomiędzy progiem z sezonu 2015/2016 i 2016/2017 był tak duży, że rynek wręcz oszalał rozdając łącznie 5 miliardów dolarów. W tym roku było zupełnie inaczej, ponieważ różnica w poziomach okazała się znacznie mniejsza, więc niektóre zespoły oraz wolni agenci znaleźli się w pułapce. Paul Millsap choć liczył na maksymalną umowę, ostatecznie przystał na warunki 3-letniego kontraktu 4 miliony poniżej maxa.
W tym roku czternaście drużyn rozpoczęło letnie okienko będąc poniżej progu salary-cap. Rozdano łącznie 3 miliardy dolarów. Najlepszym przykładem braku pieniędzy, jakie były rok wcześniej, jest nowa umowa Derricka Rose’a. Byly MVP dla Cleveland Cavaliers zagra za 2,1 miliona dolarów, czyli minimalną płacę. Rose mógł być jednym z tych graczy, których zaskoczyły nieco inne warunki niż w off-season 2016. Jak natomiast wygląda finansowa przyszłość? Dla zawodników, którzy trafią na rynek w 2018 nieciekawie, bowiem skok pomiędzy poziomami salary-cap i luxury-tax znów będzie niewielki, a to oznacza brak elastyczności finansowej wielu ekip.
Na ten moment tylko dziewięć drużyn będzie miało w swoim salary-cap miejsce na umowy przy okazji startu off-season 2018. Aż dziesięć drużyn przekroczy próg podatku od luksusu. Oznacza to, że generalni menadżerowie po prostu nie będą mieli dolarów do rozdania. Zespoły spodziewały się, że w kolejnych latach progi będą stale rosły w podobnym stopniu. Okazuje się jednak, że liga postanowiła nieco bardziej kontrolować to, co dzieje się z pieniędzmi, dlatego prognozy na kolejny sezon nie sprzyjają GM-om, którzy wydawali dużo latem 2016 i 2017. Liga mówi o teorii zimy nuklearnej, czyli o pustce, jaka zapanuje po wydatkach z minionych lat.
Wszystko zatem wskazuje na to, że off-season 2018 może być wyjątkowo spokojne. Gracze, do których zespoły mają prawa Birda nadal dostaną swoje maksymalne kontrakty, ale gdy już najgrubsze ryby zostaną obdzielone, na rynku zostaną tylko okruszki. Wolnymi agentami będą m.in. Kevin Durant, Russell Westbrook (jeśli nie podpisze w tym roku przedłużenia), LeBron James, Paul George, Chris Paul czy DeMarcus Cousins. Na co jednak mogą liczyć tacy gracze jak Derrick Rose, Robert Covington, Aaron Gordon, Clint Capela, Kentavious Caldwell-Pope, Danny Green? Niewykluczone, że znów będą musieli zadowolić się krótkimi i niższymi umowami.
fot. Keith Allison, Creative Commons
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET