Przed Cleveland Cavaliers ostatnia szansa. Zespół z Ohio już kolejnej nocy zmierzy się w meczu numer cztery z Golden State Warriors przegrywając w serii 0-3. Podopieczni Tyronna Lue nie mieli zbyt dużo czasu, by wrócić do pełni sił po wyczerpującej rywalizacji w poprzednim starciu. Nawet LeBron James nie ukrywał swojego zmęczenia.
Niektórzy zgodnie przyznawali, że po raz pierwszy w serii z Golden State Warriors widzieli LeBrona Jamesa zmęczonego intensywnością meczu. W starciu numer trzy LBJ i Kyrie Irving zostawili na parkiecie 110%. Steve Kerr przewidział nawet, że obaj zmęczą się grą w izolacjach, przez co nie starczy im energii na samą końcówkę. James zaraz po meczu, w rozmowie z mediami przyznał, że ten pojedynek wiele go kosztował. – Czuję się fizycznie i psychicznie wycieńczony – mówił otwarcie.
Jeszcze po spotkaniach w Oakland James stwierdził, że wykorzystuje pełnie swoich możliwości, a jego ciało zapewnia mu dużo siły. To nie wystarczyło, by odeprzeć Warriors, ale James mimo to rozgrywał fenomenalne zawody. Nie inaczej było w starciu numer trzy. Różnica polegała na tym, że tym razem Cavaliers walczyli do samego końca, co wymagało od Jamesa i kolegów poświęcenia jeszcze więcej energii. – Czuję się wykończony, bo daję tej grze wszystko co mam i staram się zapewnić szansę swojej drużynie – mówił dalej.
– Tej nocy dałem z siebie absolutnie wszystko fizycznie i psychicznie. Czuję się zużyty i chciałbym już jechać do domu. Ale kiedy mierzysz się z takim zespołem w meczu, w którym masz szansę na zwycięstwo, to zmęczenie jest całkowicie normalne – kontynuował. Draymond Green potwierdził, że widział, jak wielkim ten mecz był wyzwaniem dla wytrzymałości Jamesa. Lider Cavs trafił tylko 4 ze swoich ostatnich 13 rzutów i nie był w stanie zrobić dla siebie i dla swoich kolegów więcej.
Czy to ostatni akt sezonu dla Cavaliers? Czy zdołają się podnieść zarówno mentalnie, jak i fizycznie po meczu, w którym zwycięstwo mieli na wyciągnięcie ręki? W drugiej połowie wszystko układało się po ich myśli. Trafiali trudne próby, utrzymywali kilkupunktową przewagę i mieli dwóch liderów dbających o ofensywne posiadania. Wystarczył moment, by Kevin Durant trafił dwa kluczowe rzuty. Po nich Cavaliers bardzo szybko zeszli na ziemię. Mecz numer cztery kolejnej nocy o 3:00.
fot. Keith Allison, Creative Commons
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET