Aż siedem asyst zanotował w wygranym meczu z Energą Czarnymi Słupsk Kamil Łączyński. Koszykarz zdobył również dziewięć punktów. Krótko po drugim spotkaniu ćwierćfinałów rozgrywający Anwilu Włocławek znalazł chwilę na rozmowę.
Marcin Rutkowski: Zaraz po końcowym gwizdku kibice na trybunach mówili, że rzut Chavaughna Lewisa – gdyby był celny – przesądziłby o całej serii.
Kamil Łączyński: Możliwe. Nie trafił, jest 1-1 i nie ma co rozpamiętywać. Też mieliśmy kilka rzutów, które jakbyśmy trafili, to byśmy wcześniej przesądzili o wygranej. Oczywiście ludzie pamiętają tę końcówkę i te ostatnie akcje. Natomiast gra się przez 40 minut. Widać było, że jest to walka punkt za punkt, cały czas były jakieś przetasowania. Raz prowadziliśmy my, raz słupszczanie. Jednak nigdy ta przewaga nie sięgała 10 punktów. Mecz walki, bardzo trudny. Najważniejsze, żeby z boiska zejść jako wygrany i my to zrobiliśmy. Jest 1-1 i jedziemy do Słupska na dwa mecze.
Dla kibiców chyba taki mecz jest właśnie najciekawszy. Walka do samego końca, ostatnie sekundy decydujące o wyniku.
No tak. Wszyscy kibice, gdy po meczu przychodzili przybijać piątki, mówili że przyprawiamy ich niemalże w każdym pojedynku o zawał serca. Oczywiście chcielibyśmy tego uniknąć, ale wiadomo, że nikt się przed nami nie położy. Nikt z rywali nie bierze pod uwagę tego, że jesteśmy pierwszą drużyną po rundzie zasadniczej. Każdy chce pokonać tego najlepszego i słupszczanie pokazali, że łatwo skóry nie sprzedadzą. Ale my chcemy pokazać, że to nie był przypadek – to pierwsze miejsce po rundzie zasadniczej. Jedziemy tam po to, żeby wygrać co najmniej jeden mecz, a najlepiej dwa. Chcielibyśmy, żeby wszyscy kibice myśleli i wspierali nas w tym, że jesteśmy mocną drużyną, potrafiącą grać także na wyjazdach.
Mieliście bardzo duży problem z rzutami za trzy punkty. Po jednym z celnych takich rzutów w Pana wykonaniu było widać nie tyle co radość, co raczej ulgę. Co z tymi trójkami było nie tak?
No tak to jest. Czasami one niestety nie wpadają. Pozycji jest sporo, natomiast nie zawsze egzekucja jest taka, jaką by się chciało. Trzeba pamiętać, że niektóre rzuty, które oddajemy, nie są z przygotowanych pozycji, z pozycji które sobie wypracowujemy z zagrywki. To są raczej rzuty siłowe, równo z końcowym czasem gry. Także skuteczność może byłaby lepsza, gdybyśmy podejmowali lepsze decyzje w końcowych momentach. Ale to się łatwo mówi, nie zawsze jest tak, jakby się chciało. Czasami sytuacja wymaga szybkiej reakcji i podejmuje się tą niewłaściwą decyzję. Jednak jesteśmy dobrze rzucającą ekipą i wydaje mi się, że nadal powinniśmy w swój rzut wierzyć. Oddajemy ich bardzo dużo i myślę, że w końcu te rzuty wpadną.
Gdy się przełamywaliście i trafialiście dwie trójki z rzędu, to nie zabrakło gry pod kosz? To momenty, gdy powinno się tam zrobić wtedy trochę luźniej, ale wyglądało to tak, jakby była myśl „weszły dwie, to wejdzie od razu jeszcze pięć”.
Możliwe. Myślę, że akurat w naszym zespole jest zachowana ta proporcja inside-outside. Jest dużo miejsca pod koszem – to gramy pod kosz. Jest dużo na obwodzie – to gramy na obwód. Trzeba pamiętać to co wcześniej powiedziałem, że nie zawsze podejmuje się tę właściwą decyzję. Ona wymaga ułamka sekundy i czasami jest tak, że nie podejmuje się tej właściwej. Te najlepsze zespoły, te topowe, tam zawodnicy mają to do siebie, że potrafią w większości decyzji podejmować te słuszne. Dążymy cały czas do tego. Myślę, że mamy sporo potencjału i na obwodzie i pod koszem. Nie możemy zwątpić w swoje umiejętności i nadal, gdy mamy możliwość rzucać z dystansu, to musimy to robić.
Na co głównie zwróciliście uwagę po pierwszej porażce przygotowując się do spotkania numer dwa?
Dwójkowe akcje Lewisa z Kravishem – na pewno na to. Chcieliśmy również zatrzymać Grzegorz Surmacza i ich ścięcia z rogów pod sam kosz i myślę, że to nam się udało zrobić. Udało się też troszeczkę powstrzymać Lewisa, dzięki czemu te jego wspomniane dwójkowe akcje nie były aż tak piekielnie trudne do powstrzymania… ale otworzył się wtedy u nich obwód. Nie da się wszystkiego zatrzymać. Ale cieszę się, że wygraliśmy, bo nie graliśmy tej najlepszej swojej koszykówki, a jesteśmy jednak wygranymi.
Zaraz po meczu rozmawiałem z trenerem naszej reprezentacji (wywiad wkrótce na Probasket). Mike Taylor był pod wrażeniem atmosfery w hali. Dla Was to trochę normalność?
Normalność i nie normalność. To jest tak, że my przychodzimy tutaj aby dać przyjemność kibicom. Oni płacą za to, żeby było widowisko. Chcemy je tworzyć. Oczywiście robimy wszystko, żeby zawsze wychodzili z hali szczęśliwi, żebyśmy zawsze wygrywali. Ale myślę, że zdają sobie sprawę, że nie zawsze przeciwnik nam na to pozwoli. Przyjeżdża też ekipa, która chce w tej Hali Mistrzów, przy tej wspaniałej publiczności, pokazać swoją wyższość. Na pewno czujemy ich wsparcie, cieszymy się, że są z nami na dobre i na złe. Dziś było chyba jeszcze głośniej, niż w czwartek przy porażce. Myślę, że nikt w nas tutaj we Włocławku nie wątpił i nie zwątpi. Cieszę się, że mamy tego szóstego zawodnika w postaci kibiców.
Ale w Słupsku też jest ten szósty zawodnik. Tamtejsi kibice należą do grona tych najgłośniejszych. Czy to spowoduje, że będzie trochę podobnie jak we Włocławku? Jak to odczuwacie?
Czasami człowiek po prostu odizolowuje się od tego, co się dzieje wokoło, skupia się na tych dziesięciu zawodnikach, którzy są akurat na boisku. Nie jest to łatwa sprawa, ale czasami się nie słyszy tego, co się wkoło dzieje. Czasami nawet słowa trenera nie docierają. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że kibice w Słupsku będą bardzo mocno wspierać swoją drużynę, spodziewamy się gorącej atmosfery, ale o to chodzi. To są play-offy i trzeb sobie z tego zdawać sprawę, że i kibice i zawodnicy drużyny przeciwnej dadzą z siebie wszystko, żeby nas pokonać.
Co w tym kolejnym meczu może być decydującym elementem? Można w ogóle wskazać taką rzecz?
Nie. Myślę, że to są jakieś tam niuanse. Wszyscy pamiętamy o tym rzucie Lewisa. Gdyby trafił, to w serii byłoby już 2-0 i byłoby piekielnie trudno. Dlatego myślę, że jakiś jeden element koszykarski nie przesądzi o wyniku spotkania. Wiadomo nad czym musimy popracować, wiadomo gdzie są najlepsze strony Słupszczan. Tak jak dziś troszkę powstrzymaliśmy Lewisa tak jak chcieliśmy, to w zamian otworzył się ktoś inny. Jest wiele do poprawy zarówno w ataku jak i w obronie, ale oni też nie śpią. Też się przygotowują i przeanalizują ten mecz. Także te małe rzeczy będą decydowały. Obyśmy w tych małych rzeczach popełniali mniej błędów.
z Włocławka, Marcin Rutkowski
Obserwuj @MarcinRutkowski
Obserwuj @PROBASKET