Dwane Casey mówił, że to będzie dla jego drużyny moment, w którym powalczą o swoją dumę. Nie chcieli kończyć sezonu sweepem przed własną publicznością. Nie ma jednak mocnych na LeBrona Jamesa notującego potężne liczby. Raps łapali już rywala za ogon, ale ten ostatecznie uciekł w czterech meczach. Tymczasem Houston Rockets wyrównują serię z San Antonio Spurs po kolejnym blow-oucie. Defensywa Gregga Popovicha pozwoliła sobie rzucić aż 125 punktów.
SAN ANTONIO SPURS – HOUSTON ROCKETS 104:125 (2-2)
To było zwycięstwo znakomicie podkreślające przewagę, jaką dysponują Houston Rockets z tą konkretną rotacją. Potrafią bowiem być zabójczo skuteczni po atakowanej stronie parkietu, gdy się rozpędzą, złapią rytm i zaczną dobrze operować piłką. W takich momentach czasami nie potrzebują nawet dobrej obrony, by zbudować przewagę. Poprzedniej nocy gracze Mike’a D’Antoniego załatwili wszystko w drugiej połowie wrzucając wyższy bieg. W przekroju całego spotkania ani razu nie stracili przewagi, ale dopiero w trzeciej kwarcie rozgrzani do czerwoności strzelali za trzy co chwilę przecinając siatkę.
Po raz kolejny Rockets przekonali się, o czym decyduje ich sukces. Przede wszystkim skuteczność zza linii trzech. W poprzednich dwóch przegranych meczach Spurs zatrzymywali ich poniżej 100 punktów. Podczas sezonu regularnego zdarzyło się to tylko pięć razy. W starciu numer cztery trafili 19 z 43 prób, w tym sześć Erica Gordona. Wchodzili w ostatnie dziesięć minut z przewagą 15 punktów i nie tylko ją kontrolowali, a byli nawet w stanie powiększyć. Już w połowie kwarty Gregg Popovich zdecydował się na wystawienie do gry graczy z głębokiej ławki, co oznaczało poddanie tego starcia w Toyota Center.
Aż siedmiu zawodników Rockets skończyło mecz z dwucyfrowym wynikiem. Niebezpieczny był moment, w którym James Harden zderzył się kolanami z Pattym Millsem. Lider Rox upadł na parkiet i chwycił się za kolano. Zespół wziął czas, ale ostatecznie nie stało się nic poważnego. Harden skończył z dorobkiem 28 punktów (10/18 FG, 4/11 3PT, 4/6 FT), 5 zbiórek, 12 asyst, 2 przechwytów. Eric Gordon z ławki zapewnił kolejne 22 oczka (8/13 FG, 6/9 3PT), 3 zbiórki i asystę. Efektywne 16 punktów z 9 rzutów zapewnił od siebie Trevor Ariza. W całym meczu gospodarze rzucali na 53% skuteczności z gry.
Z kolei po stronie wyraźnie wybitych ze swojego rytmu San Antonio Spurs, najlepszym punktującym był Jonathan Simmons. Wyszedł z ławki na 23 minuty i w tym czasie zanotował 17 oczek (6/12 FG, 2/5 3PT, 3/4 FT), 4 zbiorki, asystę i 2 przechwyty. W pierwszej piątce o ataku decydowała dwójka liderów – Kawhi Leonard i LaMarcus Aldridge. Jednak obaj w ostatecznym rozrachunku zapewnili od siebie po 16 punktów grając na podobnej skuteczności. Manu Ginobili przyznał po meczu, że starcie numer pięć będzie dla Spurs jak pojedynek numer siedem. Zespół wraca na własny parkiet.
[ot-video][/ot-video]
CLEVELAND CAVALIERS – TORONTO RAPTORS 109:102 (4-0)
Gdy już ten pociąg ruszył, to absolutnie nic dotąd nie jest w stanie go zatrzymać. LeBron James i Cleveland Cavaliers wygrali osiem kolejnych meczów w play-offach i zapewnili sobie awans do finałów konferencji, w których zmierzą się albo z Boston Celtics albo Washington Wizards. To pierwszy zespół w historii play-offów, który w dwóch kolejnych latach otwiera rywalizacją wynikiem 8-0. A jeszcze w czwartej kwarcie Toronto Raptors wyszli na prowadzenie stawiając swojego przeciwnika w sytuacji, w jakiej podczas tej serii nie był. Cavs zachowali jednak spokój i dokończyli mecz dyktując własne warunki.
Sprawę załatwił run 11:2 w połowie finałowej kwarty, m.in. po dobrej grze Kyriego Irvinga. LBJ spytany po meczu z kim chciałby zagrać w finale – odpowiedział, że nie ma to dla niego znaczenia. Mecz skończył z dorobkiem 35 punktów (11/22 FG, 5/12 3PT, 8/9 FT), 9 zbiórek, 6 asyst i bloku. 18 punktów (8/6 FG, 4/6 3PT) Kyle’a Korvera. W obozie z Kanady ponownie zabrakło kontuzjowanego Kyle’a Lowry’ego. Najlepiej punktującym zawodnikiem gospodarzy był Serge Ibaka z 23 oczkami (10/18 FG). DeMar DeRozan zapewnił od siebie 22 punkty (8/18 FG), 4 zbiórki i 8 asyst.
[ot-video][/ot-video]
BOSTON CELTICS – WASHINGTON WIZARDS 102:121 (2-2)
[ot-video][/ot-video]
fot. Keith Allison, Creative Commons
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET