Gdyby play-offy zaczęły się dzisiaj, to właśnie Jazz i Clippers spotkaliby się w pierwszej rundzie. Obie drużyny walczą o jak najwyższe miejsce w tabeli. Początek spotkania Clippers- Jazz o godz. 20.30 w Canal+ Sport, a w nocy o godz. 0.30 starcie Wizards- Cavaliers. Zespół Marcina Gortata zajmuje obecnie 3. miejsce na Wschodzie, ale wciąż ma szansę na zajęcie 1-2 lokaty w tabeli.
Utah Jazz- Los Angeles Clippers, początek godzina 20.30 na Canale+ Sport
Clippers wciąż czują na plecach oddech nieprzewidywalnych Thunder i wygłodniałych Grizzlies, z drugiej strony nadal mają szansę na wyprzedzenie w tabeli Jazzmanów. Sezon Lob City to totalny galimatias spowodowany kontuzjami filarów zespołu. Podopieczni Doca Riversa zaczęli rozgrywki 2016/2017 z przytupem kiedy w dwudziestu sześciu pierwszych meczach przegrali zaledwie 7 razy. Następnie zaczęły się schody. Początkowo grę odpuścił Blake Griffin, który poddał się zabiegowi usunięcia odprysków w kolanie. Chwilę później kontuzji kciuka doznał drugi lider zespołu, Chris Paul. Pierwszy z nich wrócił jednak po 7 dniach od smutnej wiadomości dotyczącej absencji kolegi z zespołu. Wraz ze zwiększająca się ilością minut Griffin nabierał coraz więcej pewności siebie. Podczas nieobecności Paula skrzydłowy zdobył nawet tytuł gracza tygodnia, a przeciwko Hornets rzucił, aż 43 punkty co jest tylko o cztery oczka mniejszym wynikiem od jego rekordu kariery. Mimo świetnej dyspozycji indywidualnej nie przełożyło się to na wyniki drużyny. Clippers od czasu powrotu Griffina zaliczają ujemny bilans 12-14. Większość przegranych było spowodowanych dosyć wymagającym terminarzem. Los Angeles ulegali m.in. trzykrotnie Warriors i jednokrotnie Rockets, Celtics, Spurs czy właśnie Jazz. Jedyną wpadką wydaje się być mecz przeciwko 76ers, w którym Griffin zagrał pierwszy raz po przerwie. Porównując tegoroczną dyspozycję do wyników sprzed roku widać przede wszystkim dużo słabszą obronę. W Sezonie 2015/2016 Clippers mogli poszczycić się 8. atakiem i 6. defensywą w lidze. Przed meczem z Utah zajmują odpowiednio siódmą i siedemnastą lokatę. O ile na poprawę ataku można znaleźć logiczne wytłumaczenie, o tyle spadek jakości defensywy jest zupełną niespodzianką.
W Utah z sezonu na sezon robią mały krok w stronę play-offów. Fundamentem, który powoli staje się dewizą Jazzmanów jest oczywiście defensywa. Ogromny wpływ na wyniki po bronionej stronie parkietu ma Rudy Gobert, któremu jeszcze do niedawna wróżono szybkie pożegnanie z najlepszą ligą świata. Francuski podkoszowy nie poddał się i obecnie jest filarem drużyny Quina Snydera. Gobert notuje średnio 12.8 zbiórek i 2,6 bloków na mecz. Jest także ligowym liderem większości defensywnych statystyk co klasyfikuje go jako absolutnego faworyta do nagrody dla obrońcy roku. Reszta zespołu wspiera Francuza w tym aspekcie dzięki czemu Jazz są obecnie 3. najlepszą drużyną w lidze jeśli chodzi o defensive ranking. Także na atakowanej połowie Utah zaliczyło progres. Główna w tym zasługa fenomenalnego Gordona Haywarda (22.0 pkt- 46,5% z gry i 39% za trzy) oraz letnich wzmocnień takich jak George Hill, Joe Johnson oraz Boris Diaw. Ściągnięcie pierwszego z nich to prawdziwy steal! Hill dał Jazz przede wszystkim elastyczność. Niezależnie od sytuacji nowy playmaker Nutek potrafi odciążyć Haywarda w ataku, ale także odejść w cień kiedy szkoleniowiec kładzie większy nacisk na skrzydła. Ponadto Hill jest bardzo solidnym obrońcą,wykorzystuje w tym aspekcie swój ponadprzeciętny zasięg ramion. Cechuje go także świetna miara zza łuku, której brakowało kiedy rozgrywającym Jazz był jeszcze Trey Burke.
Obydwie drużyny przegrały w ostatnich siedmiu meczach 4 razy. Podczas obecnych rozgrywek spotkały się już 3-krotnie ( 2- razy w Utah, raz w Kalifornii ), z czego Clippers wygrali 2 mecze. Dzisiejsze spotkanie odbędzie się w Staples Center. Najciekawszym pojedynkiem wydaje się być starcie dwóch ciężkich do przejścia podkoszowych- DeAndre Jordana oraz Rudy Goberta. Jeśli któryś z nich zdominuje pomalowane może być to kluczowe dla dalszych losów spotkania.
NBA ? NA ŻYWO w sobotę – „Prime Time”! ? w @CANALPLUS_SPORT od 20:30 zapraszamy z Z.Telmanem na mecz Clippers – Jazz. #NBAPL #NBA pic.twitter.com/C6sj48qj7E
— Michal Pacuda (@Pacuda) 24 marca 2017
Washington Wizards- Cleveland Cavaliers, początek godz. 0.30
Podczas obecnych rozgrywek Czarodzieje i Kawalierzy spotkali się ze sobą dwa razy. W obydwóch przypadkach górą była drużyna LeBrona Jamesa, choć nie można powiedzieć, że zdominowali przeciwnika. Podczas pierwszego spotkania brakowało wracającego do zdrowia Bradleya Beala. John Wall wraz z Marcinem Gortatem nie byli w stanie przeciwstawić się szarży tercetu Cavs. Drugi mecz to już zupełnie inna drużyna Czarodziejów– pewni siebie, wykorzystujący nadarzające się okazje w ataku oraz eksponujący własne atuty na parkiecie. Beal zdobył wtedy 41 punktów, świetny mecz zagrał także Otto Porter, lecz koszykarze Wizards nie pamiętali o jednym, mianowicie- Cavs w każdym momencie spotkania może zadać śmiertelny cios. I tak też się stało. Kiedy na 3 sekundy przed końcem regulaminowego czasu gry, LeBron James zmarnował layup, a John Wall wykorzystał dwa rzuty osobiste na tablicy widniał wynik 120-117 dla Czarodziejów. Większość kibiców pogodziła się z tym rezultatem, Wizards naprawdę byli tej nocy w formie. Wtedy usta krytyków zamknął LeBron James. Po ostatnim rzucie zza linii rzutów osobistych Kevin Love błyskawicznie cofnął się z piłką na aut podając do będącego na drugiej połowie LBJ. Ten złapał piłkę i trafił z odchylenia za trzy. Mimo świetnej dogrywki górą byli Kawalierzy, ale ze strony Wizz był to sygnał ostrzegawczy, którego nie można ignorować. Ostatnio zespół ze stolicy dokonał kilku solidnych wzmocnień na ławce rezerwowych. To właśnie ona najbardziej kulała podczas meczu z Cavs. Do Waszyngtonu przybyli Bogdan Bogdanović oraz Brandon Jennings. Chorwacki obrońca od pierwszego meczu idealnie wkomponował się w grę Czarodziejów czarując zebranych kibiców na hali Verizon Center niecodzienną smykałką do strzelania. Z kolei Jennings póki co nie pokazał jeszcze pełni swoich możliwości, ale jak sam stwierdził w Waszyngtonie czuje się dużo lepiej niż w Nowym Jorku. Do gry powrócił także Ian Mahinmi będący ogromnym wsparciem dla Marcina Gortata, u którego ostatnio widzimy spory spadek ilości minut, lecz należy pamiętać, że przemęczanie Polaka również nie jest dobrym pomysłem. Przed nami play-offy, a końcówka sezonu jest ostatnią szansą na rozegranie zmiennika reprezentanta Polski i nabranie oddechu przez Polish Hammera. Po stronie Cleveland także mieliśmy kilka wzmocnień. Ekipa LeBrona Jamesa przygruchała do siebie Derona Willamsa, Mike’a Dunleavy’ego oraz Derricka Williamsa. Pierwszy z nich ma za zadanie wypełnić lukę na pozycji rozgrywającego. Dunleavy i Williams dbają o dostarczanie punktów. Do gry powrócił ostatnio także JR Smith będący ważnym elementem mistrzowskiej układanki Tyronna Lue. Pozostaje jeszcze kwestia środkowego. Eksperyment z Andrewem Bogutem trwał niecałą minutę. Czyżby Warriors bawili się jego laleczką Voodoo? Włodarze Cavs postanowili więc zatrudnić wracającego do profesjonalnej koszykówki Larrego Sandersa. Na razie jednak środkowy ogrywa się w D-League. Patrząc na obydwa składy najciekawszym pojedynkiem, podobnie jak ostatnio jest starcie dwóch piekielnie niebezpiecznych rozgrywających- Johna Walla i Kyrie’ego Irvinga. Ich pierwszy pojedynek oceniam na remis, drugi to, pomijając końcowy wynik, absolutna przewaga lidera Wizards, który nie tylko rzuca, ale przede wszystkim kreuje kolegów z zespołu. Wizards i Cavs nie należą co prawda do elit jeśli chodzi o defensywę, ale patrząc na talent zgromadzony po atakowanej stronie boiska dzisiejsze spotkanie może być duże lepsze niż ostatnie. To będzie prawdziwy ogień!