Dzisiaj wyjątkowo postanowiłem napisać kilka słów o NBA. W tym dziale na Probaskecie jeszcze nie pisałem. Zachęcił mnie do tego mecz między Chicago Bulls a New Orlean Pelicans wygrany przez „Byki” 99:107.


NEW ORLEANS PELICANS – CHICAGO BULLS 99:107

STATYSTYKI

W swoim noworocznym tekście pisałem, że NBA kojarzy mi się z podkrążonymi oczami a jestem człowiekiem, który bardzo lubi spać, oraz zbyt idealną formą całej ligi – to jednak mam pewną słabość. Konkretnie słabość do jednego zawodnika, a jest nim Dwyane Wade. Podziwiam go praktycznie od drugiego sezonu jego gry w NBA. W obecnych rozgrywkach zastanawiałem się długo co będzie dziwniejsze: Wade w koszulce Bulls czy Miami Heat bez niego. To drugie jest zdecydowanie gorsze. Wade’owi do twarzy w barwach Bulls, on i drużyna pasują do siebie. Za to na Heat nie mogę patrzeć, jeśli chcę zerknąć na ich mecz muszę tłumaczyć sobie, że Wade dalej tam gra tylko po prostu jest kontuzjowany (co niestety parokrotnie się zdarzało podczas kariery). Z „kontuzjowanym” Wade’em mogę oglądać ich grę, ale gdy tylko dojdzie do mnie, że występuje w Bulls myślę: „co to ma być?”. Teraz przynajmniej wiem, że moja ulubiona drużyna w NBA nią była tylko ze względu na niego a nie całokształt. Taki ze mnie kibic NBA.

Wracając do meczu, który obejrzałem. Jako, że bardzo rzadko udaje mi się trafić na mecz o ludzkiej porze to i rzadko mam okazję oglądać na żywo D-Wade’a. Jakże przykro mi było, gdy po trzech kwartach miał ledwie 5 punktów i sporo chybionych rzutów. Wasz ulubiony komentator Wojciech Michałowicz stwierdził (nie wprost!) w pewnym momencie o byłym zawodniku Heat, że to przyblakła nieco gwiazda, jednocześnie chwaląc Butlera, który miał już wtedy ponad 20 oczek i mówiąc o nim jako o tym głównym zawodniku Bulls. Niedługo potem zaczęła się ostatnia część meczu, czas weteranów, miejsce dla prawdziwych gwiazd itd. itp. Mecz był stykowy a gospodarze nie mogli sobie pozwolić na czwartą porażkę z rzędu. Tutaj tylko napiszę, że bohater tego tekstu zdobył w IV kwarcie 17 punktów (z 30 całego zespołu) w pojedynkę trzymając Bulls w grze w ostatniej części gry. Znowu to był „vintage” Wade, jakiego pamiętam z najlepszych czasów w Heat. Ponadto widać było, że to on spaja drużynę a nie Jimmy Butler (nie czepiam się go!). Gdy obserwowałem grę Wade’a przez pierwsze trzy kwarty wydawało mi się, że jakby tylko bardziej chciał lub byłaby taka potrzeba mógłby zdobywać dużo więcej punktów i zepchnąć Butlera na drugie miejsce w hierarchii drużyny. Moje przekonanie opierało się między innymi na jego statystykach z poprzednich play-off gdzie potrafił zdobywać po 30-40 punktów udowadniając, że w crunch time dalej ma „to coś”. Czwarta kwarta przeciwko Pelicans udowodniła, że chyba miałem rację. A może nie? Jak to z nim jest? Wade jest już przyblakłą gwiazdą? Czy tylko czeka na właściwe momenty, bo wiek, bo kolana nie te itp.?

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna




  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    5 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments