Dla Hardena wczorajszy mecz był niemal typowy w tym sezonie – kolejne triple-double, „quadruple” jeśli spojrzeć na straty i to o tym wszyscy mówią. Jednak za jego plecami mieliśmy drugiego punktującego drużyny z Houston, na którego warto zwrócić uwagę.
Poza wyczynami Brody, na parkiecie w Kanadzie szalał również drugoroczniak Montrezl Harrell, który zdobył 28 punktów, wykonując 13 rzutów, z których wykorzystał 92,3%! Przez długi czas był bezbłędny, pudłując dopiero po swojej 10 próbie. Do swojego występu dorzucił 5 zbiórek i blok, będąc ważnym elementem zwycięstwa, na który Toronto Raptors nie mieli odpowiedzi.
Harrell niewątpliwie korzysta na miejscu w rotacji, jakie powstało po kontuzji Clinta Capeli. W swoim drugim sezonie Amerykanin spędza na boisku dwa razy więcej minut (18.5) niż w kampanii debiutanckiej, dając drużynie z Teksasu średnie na poziomie 9.5 PPG, 3.9 RPG, 1.0 APG. Skuteczność zdobywania punktów to w jego przypadku 65.6%.
Pewność absolwenta Uniwersytetu Louisville widoczna jest zarówno w statystykach, jak i na boisku. Harrell gra pod koszem bez strachu. Wejścia kończy często atletycznie, ale już teraz nie brak mu techniki minięcia rywala czy rzutu z półdystansu. Jego gra wygląda naprawdę poukładanie, z dozą szaleństwa typową dla młodego zawodnika. Przed Harrellem jeszcze dużo czasu w lidze – jeśli przeznaczy go na odpowiednie szlifowanie swojej gry, stanie się w końcu niebagatelną podporą Houston w strefie podkoszowej.
Montrezl to, jak zostało wspomniane, absolwent Uniwersytetu Louisville, a w tamtejszej drużynie koszykarskiej stał się #1 w ilości wsadów – podczas kariery uniwersyteckiej wykonał ich tam 163. W 2013 roku zdobył zresztą z tą drużyną mistrzostwo NCAA. W tym samym roku stał się również złotym medalistą Mistrzostw Świata U-19, a rok wcześniej uczestniczył w zdobyciu złota podczas Mistrzostw Ameryk U-18. Za czasów uczelnianego basketu, Harrell stał się przez chwilę nośnym tematem Twittera z powodu… plotek o jego związku z córką Patricka Ewinga.
W Drafcie 2015 nasz bohater został wybrany na początku drugiej rundy, z 32 numerem przez Houston Rockets. Rok wcześniej Rakiety wybrały z 25 numerem przywołanego już Clinta Capelę, który również jest ważnym wysokim w składzie, obecnie niestety lecząc kontuzję. Niemniej wydaje się, że te dwa wybory były naprawdę udaną decyzją teksańskiego zespołu i obaj zawodnicy skutecznie podbijają swoją wartość na rynku, przy okazji pokazując nam kawałek dobrej koszykówki.
Foto: Mark J. Rebilas-USA TODAY Sports