Umówmy się na samym początku – to nie jest tekst mający wybielić Russella Westbrooka. Nie chcę tu wchodzić w dyskusje o tym, czy jest on koszykarzem perfekcyjnym, bo nie jest. Wytykane na każdym kroku straty czy problemy rzutowe w ostatnich momentach meczu są faktem. W tym wszystkim jednak zbyt często ginie nam po prostu piękno sportu.
Jesteśmy świadkami wyczynów, które w koszykówce nie należą wcale do powszechnych, choć ta sportowa eksplozja Russella Westbrooka sprawiła, że szybko je za takie przyjęliśmy. Niedawno zakończona seria siedmiu triple-double z rzędu wydała się tak prosta, tak bezproblemowa. Widzieliśmy ją poniekąd jak założoną z góry przez samego zawodnika – postanowił wykręcać podwójne zdobycze w trzech statystykach i robił to co mecz. Pewnie wielu miało w głowach coś na kształt pretensji, gdy seria ta się skończyła – jak to, czemu na drodze do rekordu nagle przestał? Musimy sobie jednak zdać sprawę, że to wcale nie tak. TD to nie jest wyjście na parkiet i dobijanie do co najmniej 10 zdobytych punktów, asyst, zbiórek. To wszechstronna, solidna praca, wśród najlepszych koszykarzy świata, najlepszych obrońców. Zbiórki wśród grubo ponad dwumetrowych centrów czy podanie, po którym kolega nie tylko otrzyma piłkę, ale zdobędzie też punkty, to każdorazowo ciężko wypracowana akcja.
Wielu ludzi nie lubi Westbrooka już na starcie dyskusji o nim. Liberalne podejście do mody i pewna arogancja nie zjednują mu tylko i wyłącznie zwolenników. Niektórzy widzą w nim klauna, niektórzy buca. Nieistotna jest dla nich sama jego gra czy statystyki, przynajmniej nie te pozytywne – od razu szukają zagrań czy cyferek, które mogą dopisać „na minus”. W koszykówce jednak ważne jest odcięcie się, choćby chwilowe, od charakteru zawodnika, od nastawienia do jego osoby i spojrzenie na jego grę. Na to, czego dokonuje. Ja sam nauczyłem się tego na przestrzeni lat; choćby odnośnie bohatera tekstu – wcale za nim nie przepadam jakoś szczególnie. Nie mogę mu jednak odmówić tego, co widzę.
Komentując któryś z meczów dla ESPN, Jeff Van Gundy powiedział istotną rzecz – niech liczby nie przesłonią nam tego, co oglądamy. W pełni się z nim zgadzam, zgadza się również Westbrook, który sam już jest zmęczony tymi rozmowami o nim, jak informowaliśmy kilka dni temu. Rozliczanie go z tych wszystkich triple-double i wytykanie tego, że okupuje je fatalną skutecznością albo traceniem piłki, nie jest najodpowiedniejszym komentarzem do jego gry na przestrzeni ostatnich tygodni. Atletyczność i dynamiczność Westbrooka jest czymś nietuzinkowym, czymś, co charakteryzuje niewielu sportowców. Granie co mecz na tak wysokich obrotach to coś, co powinno zostać należycie docenione.
Oklahoma City Thunder legitymują się bilansem 16-12 i w dużej mierze zawdzięczają go Russellowi, w pozytywnym tego znaczeniu. OKC to przecież zespół młody, który po karuzeli transferowej ostatniego lata, nie powinien być wcale sytuowany na miejscu mistrzowskim. Ta drużyna ma za zadanie się uformować, wypracować odpowiedni system gry, naprawić mankamenty młodych graczy. Uwolnienie potencjału Westbrooka, dokonane po wydaniu Duranta, dokonuje się niejako równolegle do tego procesu, ale myślę, że jest ważną jego częścią. Młodzi gracze od razu muszą skoncentrowani podchodzić do meczów, gdy mają świadomość bicia się o wysokie cele, gdy mają świadomość grania z tak dominującym zawodnikiem. Współdziałanie z takim fenomenem, jakim jest #0, na pewno usprawni ich naukę gry na najwyższym poziomie.
Russ faktycznie jednak zdaje się nie mieć mentalności przywódcy, o czym niektórzy wspominają. Lideruje drużynie, ale nie jest jej generałem, nie inspiruje kolegów osobowością, co najwyżej osobą. Pod tym względem Oklahoma potrzebuje zmiany – potrzebuje kogoś, kto temu wszystkiemu nada odpowiedni kierunek. Być może poszukają takiej osoby w okresie transferowym. Wydaje się bowiem, że obecnie nikt w składzie nie ma odpowiedniego charakteru, by przyjąć taką rolę, a to niezwykle istotne, by zapał i energia lidera podparte były wpływem zawodnika, który zadba o ducha drużyny.
Nie demonizujmy więc Westbrooka. Nie rozliczajmy go na siłę z negatywów. Dokonuje on czegoś na swój sposób historycznego, oferując grę na poziomie niedostępnym nie tylko „zwykłym” ludziom, ale i wielu sportowcom. Popełnia błędy, jak każdy. Jednak np. James Harden ma straty na tym samym poziomie (ok. 5.5 na mecz), a mimo to często słyszy się, że nie jest on należycie doceniany w tym sezonie, gdzie raptem 2 zbiórki więcej na mecz dzielą go od średniej z podwójną zdobyczą w trzech kategoriach. Wszystko zależy więc od punktu widzenia i apeluję, by przy okazji następnego meczu Grzmotów spojrzeć na Westbrooka jak na zawodnika przekraczającego kolejne granice, zostawiając w tyle wszystkie uprzedzenia