Gdy Nikola Jokić pojawia się na hali, kibice spodziewają się koszykarskiego geniuszu, jednak jego ostatni występ przeciwko Minnesota Timberwolves przejdzie do historii nie tylko ze względu na statystyki, ale i na wymowny wybór garderoby. Lider Denver Nuggets, który przed laty został wybrany w drafcie NBA w trakcie trwania reklamy sieci Taco Bell, tym razem sam postanowił zagrać główną rolę wizerunkową. Pojawiając się na meczu w swetrze z logo tej właśnie firmy, Joker nie tylko przykuł uwagę fotoreporterów, ale przede wszystkim zdominował parkiet.
Mimo osiągnięcia statystyk, które dla większości graczy są nieosiągalnym szczytem marzeń – w starciu z Minnesota Timberwolves zapisał na swoje konto 56 punktów, 16 zbiórek i 15 asyst, przy okazji bijąc rekord samego Stepha Curry’ego – serbski środkowy zachował typowy dla siebie spokój i dystans do własnych dokonań. Zapytany o to, co najbardziej doceni w swojej grze, patrząc wstecz na ten konkretny wieczór, odpowiedział z rozbrajającą szczerością: – Cóż, zagrałem dobry mecz, ale nie wiem, co będę wspominał i o czym opowiadał… po prostu był to dobry – naprawdę dobry – występ.
Ta skromność w obliczu fenomenalnego występu przeciwko podopiecznym Chrisa Fincha tylko potwierdza unikalny charakter zawodnika, który bardziej niż na indywidualnych laurach skupia się na rzetelnym wykonywaniu swojej pracy na boisku. Dla Nikoli Jokicia gra w koszykówkę to jak dla innych praca w biurze, co nie znaczy, że nie jest wybitny w tym, co robi.
Największe poruszenie wywołał jednak moment po zakończeniu spotkania, kiedy oczy wszystkich skierowane były na jego nietypowy ubiór. Sweter z logo sieci fast food stał się pretekstem do żartobliwej wymiany zdań z dziennikarzami. Gdy zapytano go o pochodzenie tego elementu garderoby, lider Denver Nuggets z uśmiechem zasugerował, że kryje się za tym coś więcej niż tylko gust modowy.
– To taki mały konflikt, który mam z Taco Bell… oczywiście żartuję – wyznał zawodnik, szybko ucinając spekulacje o jakimkolwiek poważnym sporze. Gest ten powinien być odczytany raczej jako błyskotliwe nawiązanie do momentu jego wejścia do NBA, kiedy to w 2014 roku, jako szerzej nieznany za Oceanem przybysz z Europy, został wybrany z 41. numerem draftu przez Nuggets, a transmisja z tej pamiętnej dla niego chwili została przysłonięta przez spot reklamowy tej sieci.
A to nie jedyne nawiązanie do fast foodowego giganta – oprócz swetra z logo firmy Nikola miał na sobie również koszulkę z napisem „Still won’t try it” („Nadal nie zamierzam tego spróbować”) nawiązującą do wysiłków Taco Bell do przekonania koszykarza, by dał się namówić na skosztowanie – być może nawet w celach reklamowych – jednego z ich produktów, quesarito. W dodatku początkowo Nuggets rozdali kibicom koszulki nawiązujące do słynnego momentu z nocy draftu. Klub opulikował nawet nagranie, na którym widać je rozłożone na miejscach w Ball Arena przed sobotnim starciem z Houston Rockets. To chyba nie do końca spodobało się samemu zainteresowanemu.
– Nie ma mowy. To zabawne, ale nie zrobię tego. Bez szans – powiedział, gdy dowiedział się o akcji marketingowej przeprowadzonej przez swojego pracodawcę.
Wracając jednak do czasów współczesnych, całe wydarzenie, mimo niezaprzeczalnej sportowej stawki, przebiegało w atmosferze swobody i wzajemnego szacunku, tak jak to powinno mieć miejsce zwłaszcza podczas Świąt Bożego Narodzenia. Kończąc swoje spotkanie z mediami, Jokić zdobył się jeszcze na ciepły gest wobec zgromadzonych, rzucając z uśmiechem: – Miło jest móc skierować do nich kilka prostych słów – Wesołych Świąt.
Ten wieczór był doskonałym przykładem tego, jak wielki sport potrafi splatać się z popkulturą i osobistą historią zawodnika, tworząc opowieść wykraczającą daleko poza same rzuty do kosza. Nikola Jokić po raz kolejny udowodnił, że jest nie tylko królem statystyk, lecz także mistrzem budowania swojego wizerunku — z charakterystyczną dla siebie lekkością i naturalnością. Zrozumienie tej sytuacji ułatwia pewna analogia: gwiazdor Nuggets zachował się jak artysta, który po latach odmalowuje swój pierwszy, nieco zlekceważony szkic, ale tym razem robi to w złoconych ramach i w świetle jupiterów, puszczając przy tym oko do publiczności.










