New Orleans Pelicans są na dobrej drodze, by zaliczyć kolejny fatalny sezon. Podopieczni Jamesa Borrego, który zastąpił zwolnionego Williego Greena, legitymują się obecnie najgorszym bilansem w całej NBA (3-20). Jakby tego było mało, Zion Williamson, który miał być w życiowej formie, doznał kolejnej kontuzji, przez którą będzie poza grą przez co najmniej trzy tygodnie. To sprawia, że przyszłość zawodnika, który miał być twarzą organizacji, stoi pod jeszcze większym znakiem zapytania.
Informację o urazie koszykarza opublikował we wtorkowe popołudnie Shams Charania. Dziennikarz ESPN poinformował wówczas, że Zion Williamson doznał urazu przywodziciela, który wykluczy byłą „jedynkę” draftu z gry przynajmniej na trzy tygodnie. A wydawało się, że najgorsze już za nim, gdy latem zachwycał kibiców nową, odchudzoną sylwetką.
Niewykluczone, że w organizacji mają już dość nie tyle nawracających zdrowotnych perypetii, z jakimi zmaga się ich gwiazdor, co raczej całej obecnej sytuacji. Według doniesień Bretta Siegela z ClutchPoints, New Orleans Pelicans udostępniają niemal cały swój skład do transferu, włącznie z Williamsonem. Co więcej, uważa się że władze klubu są skłonne, by zaakceptować „pierwszą przyzwoitą, rozsądną ofertę” wymiany 25-letniego skrzydłowego, która do nich trafi.
O ile taka w ogóle nadejdzie. Nie da się ukryć, że obecna wartość transferowa Ziona jest bardzo niska, więc tak naprawdę Pels mogą nie dostać propozycji wyższej niż ewentualne wybory w drugiej rundzie draftu. Raz, że były koszykarz Duke ma wciąż około dwa lata i 87 milionów dolarów do wypłaty w ramach swojego kontraktu. Dwa – trudno odmówić mu talentu, ale kontuzje oraz obawy dotyczące jego etyki pracy znacząco przyćmiewają jego długoterminowe perspektywy.
– Rozmawiałem z jednym z byłych kolegów Ziona Williamsona z drużyny, który twierdzi, że jego talent jest tak ogromny, że to wręcz talent na poziomie LeBrona Jamesa. Myślał, że może być nawet lepszy od LeBrona. Jak jednak powiedział: „Ale on nie kocha tego wszystkiego tak, jak LeBron James” – powiedział Marc J. Spears z Yahoo.
Porównanie do LeBrona Jamesa to jedno z najwyższych możliwych wyróżnień dla każdego obecnego lub przyszłego zawodnika wchodzącego do NBA. Jest w tym jakaś logika – gdy Williamson jest zdrowy, potrafi grać na poziomie największych ligowych gwiazd. Nawet w tym sezonie, chociaż zaliczył tylko 10 występów, notował co najmniej przyzwoite 22,1 punktu, 5,6 zbiórki, 4 asysty i 1,6 przechwytu na mecz, przy skuteczności z gry wynoszącej 51%.
Inna sprawa, że nawet tak daleko idące pochwały tracą znaczenie w chwili, gdy u Ziona kwestionuje się miłość i pasję do koszykówki. Były kolega uważa, że to właśnie ten aspekt – rzecz jasna, do spółki z kontuzjami – powstrzymuje 25-latka przed wykorzystaniem pełni potencjału, który ujawniał jeszcze na uczelni. Z tego powodu, gdy wchodził do NBA, cieszył się gigantycznym, wręcz historycznym rozgłosem, a wielu widziało w nim przyszłą supergwiazdę.
Jednak krytyka dotycząca tego, że Williamson „nie kocha tej gry wystarczająco mocno”, pojawiała się już wcześniej, co teraz tylko dodaje jej wiarygodności. Talent tej klasy zwykle idzie w parze z ogromną pasją do koszykówki, tymczasem w przypadku gwiazdora Pelicans można mieć co do tego wątpliwości.
Nie da się jednak nie zauważyć, że w jego przypadku sporą przeszkodą okazują się również problemy zdrowotne. Dość powiedzieć, że jak do tej pory Zion nie rozegrał ani jednego meczu w fazie play-off, a w dodatku tylko w dwóch z dotychczas rozegranych sezonów zaliczył więcej niż 30 występów. Nasuwa się pytanie – czy ten facet ma aż tak katastrofalnego pecha do kontuzji, czy też nie robi wystarczająco dużo, by utrzymać formę na poziomie, którego wymaga bycie topową gwiazdą NBA?
Jakby nie było, w obecnej sytuacji w Nowym Orleanie wydają się być gotowi na pełną przebudowę składu. Williamson miał być twarzą organizacji, ale wydaje się coraz mniej prawdopodobne, by pozostał w zespole na dłuższą metę. Tym bardziej, że – o ile przyjdzie odpowiednia oferta – jego oddanie najpewniej oznaczałoby pozyskanie wyborów w drafcie. Zresztą jest też jakaś nadzieja, że zmiana otoczenia mogłaby okazać się też zbawienna dla samego zainteresowanego. Liga widziała już historie, w której, by wejść na właściwe tory, wystarczyło znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie.
– Myślę, że nadejdzie czas, gdy Zion Williamson będzie grał 20-25 minut na mecz dla świetnej drużyny, która naprawdę wie, jak go wykorzystać. Do tej pory wszystko jest po prostu rozczarowujące – napisał we wtorek na portalu X Sam Quinn z CBS Sports.
W tego typu sytuacjach czyny mówią więcej niż słowa, ale nie jest wcale niemożliwym scenariuszem, by skrzydłowy odnowił swoją karierę, przyjmując inną rolę w zupełnie nowej drużynie. Jeśli jakaś organizacja pozwoliłaby mu unikać nadmiernego wysiłku w dużej części meczów i pełnić rolę „spajającego ogniwa”, droga do odbudowy mogłaby stać się wyraźniejsza. O ile, rzecz jasna, Zion pozostanie zdrowy.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!










