Sezon NBA – zwłaszcza tak młody, jak ten obecny – zawsze ma jakieś swoje nieoczekiwane historie. Jeszcze dwa tygodnie temu zachwycaliśmy się formą Chicago Bulls, z dużym zdumieniem obserwujemy pewność w grze Detroit Pistons, ale prawdziwa anomalia ma miejsce w Kanadzie. Toronto Raptors po 15 meczach sezonu regularnego zajmują drugie miejsce na wschodzie i możemy zacząć zastanawiać się, ile w tym przypadku, a ile realnej poprawy w grze.
Poprzedni sezon był ogromnym rozczarowaniem dla Toronto Raptors. Z bilansem 30-52 zajęli 11. miejsce, tuż za strefą play-in. Był to spory cios dla ekipy, która od kilku lat ma łatkę młodego składu z potencjałem. W przeciągu ostatnich sezonów zupełnie nie udało się jednak zamienić tego potencjału na wyniki. W końcu jednak coś ruszyło w końcu w dobrym kierunku. Raptors z bilansem 10-5 zajmują drugie miejsce w konferencji wschodniej, utrzymują obecnie serię pięciu kolejnych zwycięstw, a w 10 ostatnich meczach przegrali tylko raz – tak jak choćby Oklahoma City Thunder. Co się stało w Toronto? Słaby terminarz? W dużej mierze tak – z poważnych rywali pokonali tylko Milwaukee Bucks i dwa razy Cleveland Cavaliers. Słaba konferencja? Oczywiście – wśród niedawnych rywali mają takie tuzy jak Indiana Pacers (2-13), Brooklyn Nets (2-12), czy Charlotte Hornets (4-11). Jasnym jest, że Raptors – kiedy już przyjdzie im grać z poważniejszymi rywalami – nie utrzymają takiego tempa. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że ich wyniki to coś znacznie więcej niż tylko słabość przeciwników.
Co się zmieniło? Nie ma tu drastycznej rewolucji w sposobie gry jak w przypadku Miami Heat. Podopieczni trenera Darko Rajakovicia w dalszym ciągu grają w topowym ligowym tempie, chętnie dzielą się piłką, sporą część punktów zdobywają po ścięciach i nie oddają zbyt wielu rzutów z dystansu. Nagle jednak ich podania i rzuty stały się znacznie celniejsze:
| STATYSTYKA | 2024/25 | 2025/26 |
| asysty/mecz | 28,5 (7.) | 30,1 (4.) |
| straty | 15,3 (24.) | 14,2 (5.) |
| punkty po ścięciach | 12,4 (5.) | 12,9 (7.) |
| punkty w kontrze | 26,3 (5.) | 30,7 (3.) |
| rzuty za trzy | 34,0 (28.) | 32,5 (25.) |
| celność za trzy | 34,8% (23.) | 37,1% (9.) |
Pierwsze co przywodzi na myśl, to pozytywny wpływ Brandona Ingrama. Toronto Raptors pozyskali go w zeszłorocznym trade deadline z New Orleans Pelicnans za Bruce’a Browna, Kelly Olynyka i pierwszorundowy pick. Zadebiutował jednak w barwach nowego zespołu dopiero w tym sezonie. Nie został pozyskany drogo, a mimo to można było wyczytać sporo obiekcji na temat tego ruchu. Oprócz wątpliwego zdrowia Ingrama, zwracano uwagę na jego przeciętny rzut z dystansu – to w końcu brak zagrożenia na dystansie wskazywano jako piętę achillesową tej ekipy.
Okazuje się jednak, że Raptors – ekipa wysoka, długa i dobrze podająca na każdej pozycji – nie potrzebowała wybitnego strzelca z dystansu, żeby stworzyć trochę więcej przestrzeni na parkiecie. Wystarczył strzelec z półdystansu, który potrafi dochodzić do pozycji rzutowych w koźle. Raptors są w tym sezonie świetni w posiadaniach, w których stawiają sobie zasłony bez piłki – zdobywają w nich średnio 1,28 punktu na posiadanie, najlepsze w lidze. Takimi akcjami dwójkowymi tworzą przewagę na skrzydle, na którym stojący sam nierzucający z dystansu zawodnik zazwyczaj jest problemem:
Brandon Ingram pozwolił nadać ofensywie Raptors nieco bardziej wygładzonego kształtu. To jednak nie on, ani tym bardziej skonstruowana wokół niego wyjściowa piątka, są kluczem do sukcesów zespołu. Kiedy podrapie się trochę w statystykach i zajrzy do nich odrobinę głębiej, okaże się, że kluczowa jest jednak… ławka. Rezerwowi Raptors nie są grupą najbardziej ekskluzywnych nazwisk. Liczby pokazują jednak wyraźnie, że kiedy wchodzą na parkiet, Toronto zaczyna wygrywać minuty. Ekipa z Kanady dysponuje na ten moment – ku zaskoczeniu wszystkich (w tym moim kiedy to sprawdzam) – drugą najlepszą ławką w NBA zaraz za (oczywiście) Oklahoma City Thunder. Rezerwowi Raptors generują NetRating na poziomie +4,8, a znajdują się dopiero na 23. miejscu pod względem rozgrywanych minut. Najważniejszym statystycznie przedstawicielem tego zjawiska jest Sandro Mamukelashvili. Ciekawa rzecz: kiedy zastępuje Jakoba Poeltla w najczęściej grającej piątce, statystyki szybują w górę. Jeszcze większa magia dzieje się, kiedy Brandona Ingrama całkowicie otaczają rezerwowi:
| piątka | minuty | NetRating |
| Quickley | Barrett | Ingram | Barnes | Poeltl | 134:46 | -1,6 |
| Quickley | Barrett | Ingram | Barnes | Mamukelashvili | 16:30 | +7,9 |
| Shead | Dick | Ingram | Murray-Boyles | Mamukelashvili | 19:00 | +44,1 |
Co takiego jest w grze Gruzina, że z nim podopieczni Rajakovicia wyglądają tak dobrze? 26-letni „Mamu” zdobywa najlepsze w karierze 9,2 punktu, rozdaje solidne jak na centra z jego minutami (17 na mecz) 1,9 asysty, ale zbiera przy tym tylko 3,5 piłki na mecz. Bardzo mało, ale w Toronto jest komu zbierać. To wysoki, siły i długi skład, zbierający na większości pozycji. Kluczowy jest fakt, że Sandro trafia fantastyczne 43,4% swoich prób z dystansu, których oddaje 2,4 na mecz. W przeliczeniu na 100 posiadań rzuca z dystansu częściej niż choćby Ingram i Barnes. Mamukelashvili to jedyny zawodnik, od którego Raptors mogą dostać spacing z pozycji centra. On po prostu otwiera kolegom boisko. Spójrz jak dużo miejsca jest w polu trzech sekund, kiedy możesz ustawić Sandro w rogu. Poeltl ściągałby tu pod obręcz swojego obrońcę:
Nowa gwiazda Raptors w osobie Brandona Ingrama daje opcje w ataku pozycyjnym, pełni rolę gracza kreującego w grze jeden na jeden. Jest tym, czym miał być (i jest) Kevin Durant dla Houston Rockets. W połączeniu z rezerwowymi, którzy świetnie trafiają za trzy, pozwala to Raptors na spokojną grę w ataku pozycyjnym. Nie muszą już forsować kontrataku w każdym posiadaniu. Ich atak pozycyjny ma szansę zakończyć się w rękach pewnego strzelca ze swojej pozycji. Oprócz Mamukelashviliego (42,4%), świetnie za trzy trafia Jamal Shead (41%), debiutant Collin Murray-Boyles (50%), Immanuel Quickley (38,1% przy prawie 10 próbach na mecz), a nawet Scottie Barnes, który z 27% w zeszłym sezonie wskoczył na poziom aż 39% (zobaczymy na jak długo).
Oprócz łatwego terminarza, dobrą grę Raptors łatwo sprowadzić do frazy „siedzi im rzut”. Jest w tym nieco prawdy. Kanadyjski zespół może nie utrzymać skuteczności na tym poziomie przez cały sezon – prawdopodobnie nie utrzyma. Może jednak utrzymać sposób na grę w ataku pozycyjnym, który tworzy przewagi i pozwala znaleźć nieco więcej przestrzeni. Trener Darko Rajakovic świetnie rozgrywa karty, które dostał wraz z transferem Brandona Ingrama. Warto zwrócić na to uwagę i docenić. Długi i żmudny sezon NBA potrzebuje takich małych historii.










