Za nami kolejna noc, po której kandydatów na najlepsze widowisko jest kilku. Działo się z Nowym Jorku, gdzie po ofensywnym popisie Knicks ograli Miami Heat. Dwóch dogrywek i kapitalnego występu Jamesa Hardena potrzebowali Los Angeles Clippers, by pokonać w Teksasie Dallas Mavericks. Na wysokości zadania stanął też Stephen Curry, który ponownie poprowadził Warriors do zwycięstwa nad Spurs, tym razem zdobywając aż 49 punktów. Ciekawie było też w Detroit, gdzie dopiero ostatnia kwarta przesądziła o zwycięstwie Pistons nad Sixers.



New York Knicks – Miami Heat 140:132

Statystyki

  • Po niedawnej porażce z Orlando Magic przed własną publicznością, New York Knicks wracają na zwycięską ścieżkę. Miami Heat zaczęli jednak świetnie, bo w pierwszej kwarcie trafiali aż 53,8% swoich rzutów za trzy, dzięki czemu utrzymywali się na skromnym prowadzeniu (32:35).
  • W drugiej odsłonie to nowojorczycy błysnęli jednak skutecznością (65,2% z gry, 76,9% za trzy), trafiając aż dziesięć trójek (78:68). Popis ofensywny w wykonaniu obu stron trwał również po przerwie, ale nie doprowadził ostatecznie do niezwykle wyrównanej końcówki.
  • Na 3:09 przed ostatnią syreną Landry Shamet trafił za trzy i powiększył tym samym przewagę Knicks do 14 „oczek” (133:119) kilka chwil po tym, jak ekipa z Wielkiego Jabłka odskoczyła na dwucyfrowy pułap. Trafienia Przyjezdnych w ostatnich sekundach pozwoliły im jedynie na zmniejszenie rozmiaru porażki.
  • Świetne zawody rozegrał Karl-Anthony Towns, którego łupem padło 39 punktów i 11 zbiórek. Pod nieobecność Jalena Brunsona wspierali go przede wszystkim rezerwowi. Landry Shamet popisał się kapitalnym występem i nowym rekordem kariery (36 punktów; 6/12 za trzy). Cennym elementem układanki NYK był też Jordan Clarkson (24 punkty, 5 zbiórek).
  • Po stronie Heat dwoił się i troił Norman Powell, autor 38 punktów i pięciu zbiórek. Jaime Jacquez Jr. otarł się o podwójną zdobycz z dorobkiem 23 „oczek”, dziewięciu zebranych piłek i siedmiu asyst. Skromne double-double (15 punktów, 10 zbiórek) dołożył Kel’el Ware.

Orlando Magic – Brooklyn Nets 105:98

Statystyki

  • Orlando Magic borykają się w tym sezonie z problemami, więc po zwycięstwie nad New York Knicks i Portland Trail Blazers nie mogli pozwolić sobie na wpadkę z dużo niżej notowanymi Brooklyn Nets. Miniona noc nie była jednak dla nich tzw. spacerkiem. Zaczęło się kiepsko, bo w pierwszej kwarcie szalał Michael Porter Jr. (3/4 za trzy w 1Q) i w pewnym momencie przyjezdni prowadzili nawet różnicą 11 punktów (21:32).
  • Magic próbowali pozbierać się w drugiej odsłonie, ale cały czas trafiali na gorszej skuteczności z gry (37,5%) niż ich rywale (42,9%). Mimo to trafienia m.in. Tristana da Silvy czy Desmonda Bane’a pozwoliły im zmniejszyć nieco stratę przed przerwą (54:58).
  • Gra po przerwie również nie należała do najpiękniejszej dla oka. Obie strony miały sporo problemów ze skutecznością, ale 18,2% zza łuku w wykonaniu Nets w czwartej części gry w znaczącym stopniu przyczyniło się do ucieczki z wynikiem, którą w ostatnich minutach meczu popisali się Magic.
  • Zmiennicy Orlando zdobyli tej nocy tylko 18 punktów, więc swoją siłę ofensywną musieli oni opierać na graczach pierwszej piątki. Na wysokości zadania stanęli Franz Wagner (25 punktów, 6 zbiórek, 5 asyst), Tristan da Silva (22 punkty, 9 zbiórek) oraz Desmond Bane (19 punktów, 5 zbiórek).
  • Po drugiej stronie tylko Michael Porter Jr. przekroczył granicę 20 oczek (24 punkty, 11 zbiórek, 7 asyst). Wchodzący z ławki Ziaire Williams zaliczył 15 punktów i trzy przechwyty, z kolei Nic Claxton do pięciu zebranych piłek i trzech asyst dodał 13 punktów.

Detroit Pistons – Philadelphia 76ers 114:105

Statystyki

  • Nic nie jest w stanie zatrzymać w ostatnim czasie Detroit Pistons, nawet pod nieobecność Cade’a Cunninghama. Minionej nocy Tłoki ograły Philadelphia 76ers i zaliczyły tym samym 9. zwycięstwo z rzędu. Podopieczni J.B. Bickerstaffa są obecnie jednym z najlepszych zespołów całej ligi, a bilans 11-2 plasuje ich na szczycie tabeli Konferencji Wschodniej.
  • Po wyrównanej pierwszej kwarcie gospodarze odskoczyli z wynikiem w drugiej za sprawą świetnie dysponowanych Javonte Greena i Duncana Robinsona (63:54). W trzeciej odsłonie na wysokości zadania stanęli jednak Tyrese Maxey oraz Quentin Grimes, a Sixers w całości zniwelowali swoje straty (88:90).
  • O końcowym rezultacie przesądziła więc ostatnia „ćwiartka”, w której Sixers zupełnie nie potrafili się wstrzelić (33,3% z gry, 12,5% za trzy). Gracze Detroit również mieli swoje problemy ze skutecznością, ale w odpowiednim momencie zdążyli odskoczyć z wynikiem i uniknąć tym samym bardzo nerwowej końcówki.
  • Najlepszym punktującym Pistons był tej nocy Javonte Green, autor 21 oczek i dziewięciu zbiórek. Daniss Jenkins zapisał na swoim koncie 19 punktów i osiem asyst. Duncan Robinson dorzucił z kolei 15 oczek i zebrał sześć piłek.
  • Po stronie Philly dwoił się i troił Tyrese Maxey, ale miał poważne problemy ze skutecznością (31 punktów, 7 zbiórek, 3 asysty, 4 przechwyty; 13/31 z gry, 2/11 za trzy). Po kilku przeciętnych występach przełamał się debiutant VJ Edgecombe (18 punktów, 7 zbiórek). Nie zagrali Joel Embiid, Paul George i Jared McCain.

Houston Rockets – Portland Trail Blazers 140:116

Statystyki

  • Ten mecz był jednym z ciekawiej zapowiadających się pojedynków dzisiejszej nocy. Faworytami byli Houston Rockets, którzy wygrali siedem z poprzednich ośmiu spotkań, lecz Portland Trail Blazers nie raz pokazali już, że dysponują wystarczającym talentem, by pokonać wyżej notowaną drużynę.
  • Pierwsze minuty meczu należały do zespołu z Oregonu; po pięciu minutach gry Blazers prowadzili 16:7, w czym spory udział miał rozgrywający dobry fragment Toumani Camara. Rockets nie pozwolili rywalom bardziej odskoczyć i zabrali się za odrabianie strat. Efekt był natychmiastowy, ponieważ już na nieco ponad cztery minuty do końca kwarty ekipy zrównały się wynikiem (24:24). Gospodarze na tym jednak nie poprzestali: zespół z Houston nie zwolnił tempa i wygrał otwierającą odsłonę 41:32. W tej części kluczowym zawodnikiem Rockets okazał się Kevin Durant, który tylko w pierwszej kwarcie rzucił 16 punktów, pokazał tym samym dlaczego jest tak wartościowym nabytkiem “Rakiet”.
  • Przyjezdni z Portland nie zamierzali złożyć broni i ponownie początek ćwiartki należał do nich, w efekcie czego w kilka minut odrobili straty. Obie drużyny próbowały odskoczyć z wynikiem, co przez dłuższy fragment się nie udawało, dopiero przed przerwą Rockets dali wyraz swojemu talentowi ofensywnemu i zakończyli połowę z dziewięciopunktowym prowadzeniem (69:60). Niemały wkład w taki stan rzeczy miał dobrze dysponowany Jabari Smith Jr. Po przerwie gospodarze tylko zwiększali przewagę, która urosła nawet do 23 punktów, efektywny fragment rozgrywał wtedy między innymi Josh Okogie Alperen Sengun. Prowadzeni przez Deniego Avdiję Blazers próbowali złapać kontakt, jednak, mimo wysiłków gwiazdora ekipy z Portland, nie przyniosło to rezultatów. W końcu drużyna z Oregonu nie była już w stanie skutecznie walczyć o korzystny wynik, a Rockets w połowie czwartej kwarty prowadzili nawet 30 punktami, czym dosadnie pokazali, kto był dziś lepszy.
  • Najlepszym strzelcem po stronie wygranych był Kevin Durant, który uzbierał 30 punktów, na godnej odnotowania skuteczności 12/19 celnych rzutów z gry. Miał też najwyższy w drużynie wskaźnik plus/minus, który w jego przypadku wyniósł +37. O triple-double otarł się Alperen Sengun, środkowy zapisał na swoim koncie 25 “oczek”, 10 zbiórek i dziewięć asyst, a do tego po trzy przechwyty i bloki. Jabari Smith Jr. dorzucił 22 punkty, a Amen Thompson zanotował 19 “oczek”.
  • Liderem Blazers w tym meczu kolejny raz był Deni Avidja, autor 22 punktów, 10 zbiórek i czterech asyst, jednak skrzydłowy zapisał przy swoim nazwisku także siedem strat, natomiast jego wysiłki okazały się niewystarczające. Shaedon Sharpe zanotował 19 “oczek”, a Toumani Camara dorzucił 16 punktów.

Autor: Antoni Wyrwiński

Milwaukee Bucks – Charlotte Hornets 147:134 (po dogrywce)

Statystyki

  • Obie drużyny mierzyły się ze sobą kilka dni temu i wtedy górą byli Charlotte Hornets. Nie bez znaczenia okazał się brak Giannisa Antetokounmpo w szeregach Milwaukee Bucks. Dziś na parkiecie “Greak Freak” już się pojawił i jak można było się spodziewać znacząco przyczynił się do końcowego rezultatu.
  • Początek meczu był próbą sił obu zespołów: raz jeden, raz drugi zyskiwał skromną przewagę, jednak nie był w stanie jej utrzymać. Kwarta zakończyła się jednopunktowym prowadzeniem Bucks (34:33), co dobrze ilustruje równowagę tego fragmentu. Po stronie “Kozłów” niezły początek meczu zaliczył Myles Turner czy Kyle Kuzma, a w ekipie z Charlotte Mikal Bridges już miał na koncie dwucyfrową zdobycz punktową.
  • Druga kwarta ułożyła się pod dyktanto Hornets, którzy byli w stanie utrzymać prowadzenie przez dłuższą chwilę, a nawet je powiększyć. W szczytowym momencie przewaga “Szerszeni” wyniosła 10 “oczek”, co jak na standardy tego meczu było sporym wyczynem. Duży udział miał w tym świetnie dysponowany Kon Knueppel, który rzucił w tej kwarcie 14 punktów. Bucks nie pozwolili jednak rywalom odskoczyć z wynikiem i dzięki staraniom Giannisa, Kuzmy czy Garry’ego Harris, podczas przerwy na tablicy widniał rezultat 61:69.Trzecia odsłona to z kolei dominacja gospodarzy, którzy rzucili w tej kwarcie aż 42 punkty, dzięki czemu dogonili “Szerszenie”, a chwilę później objęli skromne prowadzenie.
  • Od tego momentu mecz przyjął charakter wymiany ciosów i tak zwanej gry “punkt za punkt”. Na niecałe sześć minut do końca czwartej ćwiartki Hornets prowadzili 115:111 i sytuacja Bucks zaczęła rysować się w ciemnych barwach. Wtedy osiem punktów zdobył sensacyjny rozgrywający “Kozłów” Ryan Rollins i utrzymał swoją drużynę w grze. Po stronie przyjezdnych z Charlotte ważne punkty zdobywali: Knueppel, LaMelo Ball czy Bridges, natomiast w ekipie gospodarzy kilka kluczowych rzutów, w tym hak na 0:27 do końca, który dał Bucks trzypunktowe prowadzenie trafił Kyle Kuzma. W odpowiedzi Mikal Bridges próbował wsadzić nad Antetokounmpo, jednak piłka odbiła się od obręczy i trafiła w ręce Kona Knueppela, ten zaś, jakby nie czując presji, trafił trójkę i w efekcie nietrafionej próby Giannisa doprowadził do dogrywki. W niej jednak “Kozły” nie pozostawiły złudzeń, wygrywając dodatkowy fragment 18:5.
  • Jak można się było spodziewać kluczową postacią w szeregach Bucks był Giannis Antetokounmpo. Grek zanotował co prawda dość skromne jak na siebie 25 punktów, jednak rozdał spektakularne 18 asyst, na dodatek zbierając z tablic osiem piłek, otarł się wobec tego o potrójną zdobycz. Najlepszym strzelcem “Kozłów” okazał się Kyle Kuzma, autor 29 “oczek”, 10 zbiórek, pięciu asyst i czterech przechwytów. Ryan Rollins dorzucił 20 punktów, a Myles Turner o dwa “oczka” mniej. Warto wspomnieć, że w drużynie z Milwaukee aż ośmiu zawodników odnotowało dwucyfrową zdobycz punktową.
  • Hornets do zwycięstwa próbował doprowadzić duet Kon Knueppel i Mikal Bridges. Obaj rzucili 32 punkty, dla debiutanta jest to najlepszy wynik w karierze. LaMelo Ball zanotował double-double z 15 punktami i 10 asystami, jednak zawiodła jego skuteczność (5/15 celnych rzutów z gry).

Autor: Antoni Wyrwiński

Minnesota Timberwolves – Sacramento Kings 124:110

Statystyki

  • Doczekaliśmy się zmiany, na którą sympatycy Sacramento Kings naciskali już od jakiegoś czasu. Przed rozpoczęciem spotkania trener Doug Christie przesunął Dennisa Schrodera na ławkę rezerwowych, a w jego miejsce do wyjściowej piątki wskoczył Russell Westbrook.
  • Początkowo zmiana ta wydawała się przynosić pozytywne rezultaty. Choć w pierwszej kwarcie nieco lepiej prezentowali się Minnesota Timberwolves, to w drugiej odsłonie  inicjatywę przejęli przyjezdni. Świetnie prezentował się wówczas Domantas Sabonis, ale pomimo prowadzenia różnicą pięciu punktów (48:53) na przerwę Kings schodzili ostatecznie z zaliczą tylko jednego „oczka”.
  • Po powrocie na parkiet strony znów regularnie wymieniały się ciosami, a wynik oscylował w granicach remisu. O końcowym rezultacie przesądziła jednak czwarta odsłona, w której ofensywa Kings całkowicie się posypała. Goście trafiali wówczas tylko 33,3% swoich prób z gry, co przełożyło się zaledwie na 19 punktów. Gospodarze wykorzystali niemoc rywala, odskoczyli z wynikiem i z przytupem zamknęli to spotlanie.
  • Kluczem do zwycięstwa ekipy z Minneapolis była postawa duetu Anthony Edwards (30 punktów, 4 asysty, 4 zbiórki; 1/7 za trzy) – Julius Randle (26 punktów, 11 zbiórek, 5 asyst). Cenne 20 „oczek”, sześć zbiórek i pięć asyst dorzucił Donte DiVincenzo, z kolei Naz Reid popisał się double-double (12 punktów, 12 zbiórek).
  • Triple-double zaliczył Russell Westbrook, ale nie była to najbardziej efektowna linijka statystyczna (13 punktów, 14 asyst, 10 zbiórek). Co ciekawe, minionej nocy rozgrywający przekroczył barierę 10 tysięcy asyst i stał się dopiero drugim zawodnikiem w historii ligi (po LeBronie) z dorobkiem co najmniej 25 tysięcy punktów i 10 tysięcy asyst.
  • Filarem gry Sacramento był jednak Domantas Sabonis, autor 34 punktów i 11 zbiórek. Zach LaVine dorzucił 25 „oczek” oraz sześć zebranych piłek. Porażka sprawia, że bilans Kings pogarsza się do 3-10 i są oni obecnie jedną z najgorszych ekip w Konferencji Zachodniej.

New Orleans Pelicans – Los Angeles Lakers 104:118

Statystyki

  • New Orleans Pelicans podeszli do tego spotkania bez Ziona Williamsona czy Jordana Poole’a, którzy na liście nieobecnych dołączyli do Dejounte Murraya. Choć Los Angeles Lakers cały czas muszą radzić sobie bez LeBrona Jamesa, to mimo to byli jednak zdecydowanym faworytem tej rywalizacji.
  • Zaczęło się po myśli Jeziorowców, którzy w pierwszej kwarcie błysnęli skutecznością i głównie za sprawą Marcusa Smarta i Denadre Aytona odskoczyli na dwucyfrowy pułap (25:35). W drugiej odsłonie przebudził się Luka Doncić, który zdobył 14 z 30 punktów Lakers (52:65).
  • Po powrocie na parkiet na trzecią kwartę przyjezdni znów wykorzystywali min. 50% swoich prób z gry, przez co skutecznie uniemożliwili rywalom zniwelowanie strat. Dopiero gdy przewaga LAL wzrosła do 18 punktów (77:95), Pelicans byli w stanie zaliczyć nieco lepszy fragment od rywala, ale nie pozwoliło im to odwrócić losów rywalizacji.
  • Austin Reaves zapisał na swoim koncie 31 punktów i siedem asyst, z kolei Luka Doncić dorzucił 24 oczka, 12 asyst oraz siedem zebranych piłek. Kolejny świetny występ zwieńczony double-double zaliczył z kolei Deandre Ayton (20 punktów, 16 zbiórek).
  • Po stronie Pelicans wyróżnił się Trey Murphy III, autor 35 oczek i sześciu zbiórek (13/21 z gry). Debiutant Jeremiah Fears popisał się z kolei 19 oczkami, czterema zbiórkami, trzema asystami i aż ośmioma przechwytami.

Dallas Mavericks – Los Angeles Clippers 127:133 (po dwóch dogrywkach)

Statystyki

  • Tej nocy emocji w Teksasie nie brakowało. Na nieco ponad minutę przed zakończeniem rywalizacji Ivica Zubac dał Los Angeles Clippers dwucyfrowe prowadzenie, ale w mgnieniu oka do remisu doprowadził D’Angelo Russell. Obie strony miał jeszcze po jednej okazji, ale nie były w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę (114:114).
  • Pierwsza dogrywka to walka cios za cios, którą przy 20 sekundach na zegarze trafieniem spod kosza wyrównał Cooper Flagg. Po przerwie na żądanie rywala Dallas Mavericks postawili na wysoki, skupiony na defensywie skład. Zmiana ta okazała się kluczowa, bo to właśnie Daniel Gafford, który chwilę wcześniej zameldował się na parkiecie, zablokował próbę Jamesa Hardena (123:123).
  • Na 4:33 przed końcem drugiej dogrywki znów do remisu doprowadził Flagg. Jak się jednak później okazało, było to ostatnie trafienie gry Mavs tej nocy. Przyjezdni wykorzystali ofensywną niemoc rywala i szybko odskoczyli z wynikiem, po czym nie wypuścili już prowadzenia z rąk.
  • Clippers zwycięstwo zawdzięczają przede wszystkim Jamesowi Hardenowi, który popisał się efektownym triple-double w postaci 41 punktów, 14 zbiórek i 11 asyst (13/25 z gry, 6/12 za trzy). Ivica Zubac dorzucił 27 oczek i 11 zebranych piłek, z kolei wchodzący z ławki Bogdan Bogdanović zapisał na swoim koncie 21 punktów (5/8 za trzy).
  • Po drugiej stronie błysnęli Naji Marshall (28 punktów, 8 zbiórek) oraz wchodzący z ławki rezerwowych D’Angelo Russell (28 punktów, 6 zbiórek, 5 asyst, 7 strat; 0/6 za trzy). Cooper Flagg, który spędził na parkiecie łącznie aż 48 minut, odnotował 16 oczek, pięć zbiórek i cztery straty (8/13 z gry, 0/3 za trzy).

San Antonio Spurs – Golden State Warriors 108:109

Statystyki

  • W pierwszych minutach gry żadna ze stron nie była w stanie odnaleźć swojego rytmu strzeleckiego. Nieco lepiej prezentowali się jednak przyjezdni, którzy przez większość czasu pierwszej kwarty cieszyli się nieznacznym prowadzeniem. Kiedy na parkiecie pojawił się Jeremy Sochan i zaliczył swoją pierwszą asystę tej nocy, Ostrogi zdołały zniwelować straty i doprowadzić do remisu (18:18). 
  • W drugiej części rywalizacji ofensywy obu ekip zaczęły nabierać tempa. Coraz większe zagrożenie stwarzali Stephen Curry i Jimmy Butler, choć to seria trafień za trzy Willa Richarda i Brandina Podziemskiego dała Golden State Warriors przewagę siedmiu oczek (33:40). W odpowiedniej chwili przebudzili się jednak m.in. De’Aaron Fox i Devin Vassell, dzięki czemu na przerwę Ostrogi schodziły z nieznaczną stratą (45:47).
  • Początkowo trzecia kwarta stała pod znakiem dalszej wymiany ciosów, ale po chwili niemocy i kilku nietrafionych rzutach gracze Teksasu powiększyli odskoczyli z wynikiem na sześć punktów. Radość z przewagi nie trwała jednak długo, bo Warriors znów doprowadzili do wyrównania, po czym wynik przez dłuższy czas oscylował w granicach remisu (79:77).
  • Sochan pojawił się na parkiecie na początku czwartej kwarty i natychmiast dał o sobie znać. Najpierw wykorzystał podanie Victora Wembanyamy i wykończył akcję wsadem, a chwilę później sam asystował przy trafieniu Juliana Champagnie, które powiększyło prowadzenie San Antonio Spurs do siedmiu oczek (87:80).
  • Po drugiej stronie parkietu cały czas nie do zatrzymania był Curry, ale w międzyczasie swoją trójką popisał się też Jeremy (95:85). Kiedy Polak opuścił już parkiet, Warriors zaliczyli serię punktową 9:0 i objęli tym samym prowadzenie. 
  • W kluczowym momencie spotkania przy skromnym prowadzeniu Spurs (108:107) odpowiedzialność za zespół wziął na swoje barki Wembanyama, ale po minięciu jednego z rywali na linii rzutów za trzy, spudłował z półdystansu. Po chwili odpłacił się za swój błąd i zablokował próbę Butlera. Następnie przewagę San Antonio próbował zwiększyć De’Aaron Fox, ale jego rzut również nie odnalazł drogi do kosza. 
  • Wówczas na wysokości zadania stanął Curry, który wykorzystał swój spryt i wywalczył dwa rzuty osobiste przy nieco ponad sześciu sekundach na zegarze. Rozgrywający wykorzystał obie próby, po czym piłka ponownie trafiła w ręce Foxa. Znów jednak nie był on w stanie skutecznie wyegzekwować rzutu, co przypieczętowało zwycięstwo Warriors. 
  • Najlepszym punktującym San Antonio był Victor Wembanyama, autor 26 punktów i 12 zbiórek. Double-double odnotował również De’Aaron Fox, który zapisał na swoim koncie 24 punkty i 10 asyst. Jeremy Sochan spędził na parkiecie 13 minut. W tym czasie zapisał na swoim koncie pięć punktów, trzy zbiórki oraz dwie asysty.
  • Kapitalnym występem ponownie popisał się Stephen Curry. Lider Warriors zdobył w ostatnim spotkaniu 46 oczek, z kolei minionej nocy zapisał na swoim koncie aż 49 punktów. 

Wspieraj PROBASKET

  • Sprawdź najlepsze promocje NIKE i AIR JORDAN w Lounge by Zalando
  • W oficjalnym sklepie NIKE znajdziesz najnowsze produkty NIKE i JORDAN oraz dobre promocje.
  • Oficjalny sklep marki adidas też ma dużo do zaoferowania.
  • Oglądasz NBA? Skorzystaj z aktualnej oferty - kup dostęp do NBA League Pass.
  • Lubisz buty marki New Balance? W ich oficjalnym sklepie znajdziesz coś dla siebie.


  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    5 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments