Gdyby nie fenomenalny Wilt Chamberlain, nagrodę dla MVP ligi miałby właściwie w kieszeni. Już jako trener odpowiadał za największy sukces w historii Seattle SuperSonics, prowadząc ich do jedynego mistrzostwa w historii organizacji. W sezonie 1994-95 został szkoleniowcem z największą liczbą zwycięstw w historii NBA, a jego rekord utrzymał się aż do 2010 roku. Legendarny Lenny Wilkens zmarł w wieku 88 lat.



Jak poinformował Tim Booth z „Seattle Times”, legendarny były koszykarz i trener odszedł z tego świata w niedzielę. Rodzina zmarłego nie zdecydowała się na to, by podać przyczynę śmierci do publicznej wiadomości, czemu trudno się dziwić.

– Lenny Wilkens uosabiał to, co w NBA najlepsze – jako zawodnik i trener klasy Hall of Fame oraz jeden z najbardziej szanowanych ambasadorów tej dyscypliny. Wpłynął na życie niezliczonych młodych ludzi, a także wielu pokoleń zawodników i trenerów, którzy postrzegali Lenny’ego nie tylko jako wspaniałego kolegę z drużyny czy szkoleniowca, lecz także jako wyjątkowego mentora, dowodzącego z uczciwością i prawdziwą klasą – napisał w oświadczeniu komisarz, Adam Silver.

Kim jednak był Lenny Wilkens? Najkrócej rzecz ujmując – trzykrotnym (jako zawodnik, trener ligowy i członek sztabu szkoleniowego oryginalnego Dream Teamu z 1992 roku) Hall of Famerem, dziewięciokrotnym uczestnikiem Meczów Gwiazd i jedyną osobą, która znalazła się na jubileuszowych listach z okazji 75-lecia ligi zarówno jako koszykarz, jak i szkoleniowiec. Poza tym uchodził za jedną z najbardziej szanowanych i wpływowych postaci w historii NBA. Znany ze swojej wizji, inteligencji i przywództwa, zapisał się jako symbol sukcesu i długowieczności.

Urodzony na Brooklynie Wilkens wyróżniał się już podczas gry w barwach Providence College, gdzie w ramach selekcji znalazł się w gronie najlepszych zawodników w kraju. W 1960 roku dostał się do NBA, gdy jako szóstego zawodnika draftu wybrali go St. Louis Hawks. Lenny szybko stał się jednym z czołowych rozgrywających w lidze. Dość powiedzieć, że już w swoim debiutanckim sezonie wraz z drużyną grał o mistrzostwo, jednak wówczas lepsi okazali się Boston Celtics.

Pod wodzą swojego nowego rozgrywającego, grającego obok takich zawodników, jak Richie Guerin czy Bob Pettit, Hawks zresztą rok w rok dostawali się do fazy play-off, jednak nie powtórzyli już sukcesu z sezonu 1960-61. Za to sam zainteresowany od 1963 regularnie grywał w Meczach Gwiazd, a na koniec swojej przygody w St. Louis zajął drugie miejsce w głosowaniu na MVP. Przegrał z nie byle kim, bo z samym Wiltem Chamberlainem.

W 1968 trafił do Seattle SuperSonics. Wówczas jeszcze nie wiedział, że z tym zespołem będą wiązały się szczególne wspomnienia, ale o tym później. Dalej był wyróżniającym się graczem w skali ligi – w samym tylko pierwszym sezonie w nowym otoczeniu notował średnio 22,4 punktu, 6,2 zbiórki i 8,2 asysty – a w dodatku wkrótce został mianowany grającym trenerem zespołu. Co prawda nie potrafił wprowadzić swoich podopiecznych do fazy play-off, to jednak z każdą kolejną kampanią byli tego bliżsi, w rozgrywkach 1971-72 wygrywając nawet 47 meczów sezonu zasadniczego. Problem w tym, że Wilkens wkrótce odszedł do Cleveland Cavaliers, a bez jego przywództwa wszystko się posypało (kolejna kampania to bilans 26-56).

Odejście Lenny’ego było wynikiem decyzji władz klubu, które chciały rozpocząć przebudowę zespołu. Mimo że był on jednocześnie największą gwiazdą i grającym trenerem, zarząd uznał, że czas postawić na młodszych zawodników i wyraźnie rozdzielić funkcje zawodnika oraz szkoleniowca. Dodatkowo Cavs złożyli atrakcyjną ofertę wymiany, z której Sonics postanowili skorzystać. W efekcie Wilkens, choć nie z własnej woli, opuścił Seattle.

Po dwóch sezonach w Ohio zbliżający się do czterdziestki koszykarz spędził jeszcze rok w Portland Trail Blazers, po czym zakończył karierę zawodniczą jako jeden z najbardziej uznanych graczy, nawet jeśli do pełni szczęścia brakowało mu mistrzostwa. Ogółem w NBA rozegrał 1,077 meczów, w międzyczasie notując 16,5 punktu, 4,7 zbiórki, 6,7 asysty i 1,3 przechwytu na mecz (chociaż te ostatnie zaczęto liczyć dopiero u schyłku jego przygody z ligą). Pozostał jednak w Oregonie, przejmując funkcję trenera drużyny, ale nie trwało długo zanim wrócił „na stare śmieci.”

Gdy Sonics kiepsko rozpoczęli sezon 1977-78 pod wodzą Boba Hopkinsa (bilans 5-17), ten został zwolniony, a do powrotu namówiono byłą gwiazdę drużyny. Wilkens długo się nie namyślał i można powiedzieć, że niemal od razu zadziałał tak zwany „efekt nowej miotły”, ponieważ zespół wygrał aż 11 z pierwszych 12 meczów. W dodatku ekipa z Seattle dwa lata z rzędu dostała się do Finałów NBA – w 1978 roku jeszcze ulegli w siedmiu meczach znakomitym Washington Bullets w składzie z Elvinem Hayesem czy Wesem Unseldem, lecz rok później Lenny i spółka postarali się o rewanż, nie dając szans przeciwnikom i zdobywając pierwsze – i jak dotąd jedyne – mistrzostwo w historii organizacji.

Faktem jest jednak, że później już żadna z trenowanych przez Wilkensa drużyn nie odniosła podobnego sukcesu. Nie udało się to ani w Seattle, gdzie pracował do 1986 roku (ostatni rok jako generalny menedżer), ani w Cavaliers – tu przeszkodą nie do przejścia niejednokrotnie okazywali się Chicago Bulls z Michaelem Jordanem, ani też w Atlanta Hawks, Toronto Raptors czy New York Knicks.

Nie zmienia to faktu, że kariery trenerskiej Lenny’ego nie da się nazwać nieudaną. 6 stycznia 1995 roku ówczesny szkoleniowiec Atlanty przeszedł do historii, gdy wygrał 939. mecz sezonu regularnego w swojej karierze, wyprzedzając legendarnego Reda Auerbacha. Rekord przetrwał blisko półtorej dekady, a pobił go Don Nelson, którego później na pozycji lidera tabeli wszech czasów zmienił jeszcze Gregg Popovich.

Po słabym starcie sezonu 2004-05 w wykonaniu swoich Knicks, Wilkens zdecydował się odejść z drużyny i to był jego ostatni epizod w roli trenera. 29 listopada 2006 roku został zatrudniony jako wiceprezes grupy właścicielskiej SuperSonics, a niespełna pół roku później został prezesem klubu ds. operacji koszykarskich. Nie trwało to jednak długo – już na początku lipca zrezygnował ze stanowiska i opuścił organizację.

Dlaczego? Krótko mówiąc: Wilkens zdecydował się odejść, ponieważ jego rola w organizacji nie odpowiadała temu, czego oczekiwał — czuł, że stracił realny wpływ na sprawy koszykarskie, które były dla niego kluczowe (właściciel, Clay Bennett, w czerwcu ogłosił, że pełnię władzy będzie miał generalny menedżer, Sam Presti, co w praktyce ograniczało rolę Lenny’ego) . Czuł także, że kierunek klubu i decyzje właściciela nie były w pełni zbieżne z jego wizją. W efekcie wybrał rezygnację.

Tak czy inaczej, jego wpływ na rozwój koszykówki w najludniejszym mieście stanu Waszyngton był ogromny – zarówno na poziomie sportowym, jak i w kształtowaniu kultury tego sportu wśród lokalnej społeczności. Z tego powodu Lenny Wilkens bywa określany nieformalnie „ojcem chrzestnym” basketu w Seattle, gdzie praktycznie przez dekady był twarzą klubu i mentorem dla młodych zawodników. Nic dziwnego, że doczekał się nawet pomnika stojącego w pobliżu hali Climate Pledge Arena.

Dziś SuperSonics trudno szukać na mapie NBA, nawet jeśli niektórzy za ich następców uznają aktualnych mistrzów – Oklahoma City Thunder. Od lat mówi się jednak o powiększeniu ligi, a niewykluczone, że to by się wiązało z powrotem organizacji z Seattle. Na dziś jednak nic nie jest jednak pewne. Może oprócz tego, że pamięć o legendarnym koszykarzu i trenerze trwać będzie wiecznie.

Seattle straciło nie tylko ikonę koszykówki. Straciliśmy człowieka, który wierzył w ludzi – zarówno na parkiecie, jak i poza nim. Dziękujemy Ci, Lenny Wilkensie, za wszystko, co dałeś temu miastu – czytamy w poście opublikowanym na portalu X z fanowskiego konta @SeattleSonics.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!


Wspieraj PROBASKET

  • Sprawdź najlepsze promocje NIKE i AIR JORDAN w Lounge by Zalando
  • W oficjalnym sklepie NIKE znajdziesz najnowsze produkty NIKE i JORDAN oraz dobre promocje.
  • Oficjalny sklep marki adidas też ma dużo do zaoferowania.
  • Oglądasz NBA? Skorzystaj z aktualnej oferty - kup dostęp do NBA League Pass.
  • Lubisz buty marki New Balance? W ich oficjalnym sklepie znajdziesz coś dla siebie.


  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    2 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments