Dwanaście lat w lidze to wynik, którego życzyłoby sobie wielu koszykarzy marzących o grze w najlepszej lidze świata. Dla Kevina Martina nic na siłę. Czas spędzony w NBA wystarczył mu, by zaspokoić ambicje. Teraz skupi się na zupełnie nowych przygodach, m.in. rodzinie.
Kevin Martin swoją emeryturę postanowił ogłosić na łamach gazety z rodzinnego miasta w stanie Ohio. Ostatnio sezon w karierze zawodnik spędził z Minnesotą Timberwolves i San Antonio Spurs. Był znany ze swojej skuteczności za trzy, choć równie często przytaczano jego problemy w obronie, które stały się skazą podążającą za zawodnikiem przez całą przygodę z koszykówką NBA. Po dwunastu latach gry, Martin nie prosił o kolejną szansę.
– Już od dawna wiedziałem, w jakim chcę iść kierunku. Odbyłem wiele bardzo trudnych rozmów – przyznaje były zawodnik. – Otrzymałem jednak wiele wsparcia i miałem pewność, że podejmuję słuszną decyzję – dodał. Najmocniejszym argumentem przekonującym Martina do obrania takiej drogi była rzecz jasna rodzina. Uważano go za jednego z najlepszych zawodników swojego pokolenia, kóry nigdy nie zagrał w Meczu Gwiazd. Podczas ostatnich podrygów ze Spurs rzucał tylko 37% z gry i był raczej dodatkiem w rotacji Gregga Popovicha.
Swoje najlepsze lata rozegrał w Sacramento. W trakcie rozgrywek 2008/2009 notował dla Kings średnio 24,6 punktu, 3,6 zbiórki, 2,7 asysty i 1,2 przechwytu trafiając 47,3 FG% i 38,1 3PT%. Jeszcze w sezonie 2014/2015 dla Minnesoty Timberwolves zdobywał 20 punktów na mecz rozgrywając łącznie 39 spotkań. Mocny spadek formy i jego roli w drużynie nastąpił w ostatnich rozgrywkach. Można jednak odnieść wrażenie, że Martin nadal byłby w stanie dostarczać wysokie liczby, gdyby tylko znalazł dla siebie odpowiedni zespół i rolę.
– […] Każdy mały dzieciak marzy o tym, by grać w tej samej lidze co Michael Jordan czy Kobe Bryant. To życzenie może spełnić nadzieja, którą ofiarują ci inni – pisał. Martin stał się gwiazdą Kings, gdy drużynę opuścili Chris Webber i Peja Stojaković. Potem jednak zaczęły się problemy z urazami, które mocno wpłynęły na to, jak go postrzegano. W 2010 zespół ze stolicy Kalifornii wytransferował Kevina do Houston, gdzie gracz miał okazję ponownie pracować z trenerem Rickiem Adelmanem.
Gdy przeniósł się do Oklahomy, miał funkcjonować jako nowy szósty gracz drużyny, tuż po wytransferowaniu Jamesa Hardena do Teksasu. W 77 meczach jedynego sezonu w OKC, notował na swoje konto średnio 14 punktów i nie przekonał Oklahomy City Thunder, by zostawiła go w rotacji na dłużej. W kolejnych latach do ligi zaczęło trafiać coraz więcej ofensywnych graczy, którzy zabierali Martinowi miejsce. W przekroju całej kariery rozegrał 714 meczów i notowałna swoje konto średnio 17,4 punktu, 3,2 zbiórki, 1,9 asysty i trafiał 43,7 FG% i 38,4% z dystansu.
[ot-video][/ot-video]
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET