Odejście Ala Horforda z Boston Celtics można traktować w kategoriach jednego z bardziej zaskakujących ruchów transferowych, jakie odbyły się w NBA tego lata, i to nawet biorąc pod uwagę pogorszenie sytuacji ekipy z Massachusetts spowodowane poważną kontuzją Jaysona Tatuma. Wydawało się jednak, że weteran, który wiele z najlepszych lat swojej kariery spędził w Beantown, pozostanie na starych śmieciach, ewentualnie zakończy karierę. 39-latek zdecydował jednak inaczej i związał się z Golden State Warriors.



W przypadku Ala Horforda na oficjalną zmianę barw klubowych trzeba było jednak trochę poczekać. Dominikańczyk przez całe lato był wolnym agentem, a do San Francisco przeniósł się dopiero, gdy Golden State Warriors rozwiązali wreszcie sytuację z Jonathanem Kumingą i jego kontraktem.

Nowy nabytek ekipy trenowanej przez Steve’a Kerra wciąż nie schodzi poniżej pewnego poziomu – w ubiegłym sezonie notował średnio 9 punktów, 6,2 zbiórki i 2,1 asysty na skuteczności 42,3% z gry, w tym 36,3% z dystansu – więc tym bardziej szokiem było jego odejście z Boston Celtics zaledwie rok po zdobyciu tam swojego pierwszego mistrzostwa. Sam zainteresowany rzucił nieco światła na powody swojej decyzji.

– Myślę, że biorąc pod uwagę, w jakim miejscu jako zespół znajdował się Boston – mimo że nazywałem to miejsce swoim domem i miałem tam wszystko – nie byli w stanie zaoferować mi takiej szansy, jakiej szukałem. Chodziło o dwie rzeczy. Częściowo o kwestie finansowe, ale przede wszystkim o możliwość walki o mistrzostwo. Wtedy wiele spraw stało pod znakiem zapytania – miałem wrażenie, że nie podzielaliśmy już tej samej wizji. To zrozumiałe, bo kontuzja [Tatuma] bardzo mocno odbiła się na drużynie. W tamtym momencie zrozumiałem, że muszę podjąć decyzję – aż do tego czasu byłem przekonany, że zostaję w Bostonie – powiedział Big Al w rozmowie z Nickiem Friedellem z The Athletic.

Jest w tym jakaś logika. Po zdobyciu mistrzostwa w sezonie 2023-24 i zanotowaniu 61 zwycięstw w kolejnej kampanii, oczekuje się, że najbliższe rozgrywki będą dla Celtics swoistym „okresem przejściowym”, by nie powiedzieć – krokiem wstecz. Powody są doskonale znane – zerwane ścięgno Achillesa największej gwiazdy drużyny, Jaysona Tatuma, który może być zmuszony opuścić cały sezon (inna sprawa, że niedawne pogłoski mówiły o wcześniejszym powrocie) i nieco przymusowe, spowodowane względami finansowymi wietrzenie szatni, przez co z Bostonu odeszli Kristaps Porzingis czy Jrue Holiday.

Samo to jeszcze może byłoby do przeżycia, jednak z uwagi na chęć ograniczenia wydatków klub nie był w stanie zaoferować umów na odpowiednim poziomie wolnym agentom, jak Luke Kornet (obecnie San Antonio Spurs) czy właśnie Horford. Sytuację wykorzystali Warriors, którzy mieli do dyspozycji tzw. „mid-level exception”, dzięki czemu mogli zaproponować 39-latkowi dwuletni kontrakt wart 6 milionów dolarów rocznie (czyli mniej więcej dwukrotność stawki oferowanej przez Celtics, którą było minimum dla weterana). Podsumowując to wszystko, trudno się dziwić, że Big Al uznał zaistniałą sytuację za znak, że nie dzieli już z drużyną tych samych priorytetów, co doprowadziło do odejścia.

– Myślę, że gdy rozpoczął się offseason i wszystko zaczęło nabierać tempa, stało się dla mnie jasne, że drużyna ma już inne priorytety. Oczywiście, pozbycie się Jrue [Holidaya], pozbycie się Kristapsa [Porzingisa]… Wiem, że chodziło o kwestie finansowe, ale to wszystko uruchomiło efekt domina i było dla mnie trudne do przyjęcia. Podjęcie decyzji nie było łatwe, ale razem z żoną modliliśmy się o to. Wiedziałem, że to musi być decyzja, z którą moja rodzina będzie w pełni zgodna – że musimy iść w to razem. I tak właśnie się stało – stwierdził Horford.

Gdyby nowy podkoszowy Warriors był te kilka lat młodszy, być może byłby bardziej skłonny przeczekać „okres przejściowy” w Bostonie, jednak zbliżając się do czterdziestki, nie ma już czasu do stracenia. Z pewnością chciałby sięgnąć po drugie mistrzostwo w karierze, a Celtics – niezależnie od tego, jak potoczy się przyszły sezon – na tę chwilę raczej nie są realnym kandydatem do tytułu.

Ekipa z San Francisco także nie jest idealna pod każdym względem – jednym z największych znaków zapytania jest kwestia przedłużenia kontraktu z trenerem, Steve’em Kerrem – ale Stephenowi Curry’emu, Draymondowi Greenowi i spółce trudno odmówić determinacji, a ta nierzadko potrafi czynić cuda. Tak wszechstronny defensywnie zawodnik, jak Horford, może być wartością dodaną w drodze po najwyższe cele, tym bardziej w drużynie, której największą słabością był brak klasowego środkowego. Jak sam zresztą przyznał, jest zadowolony z obecnej sytuacji.

– Tak, rozmawiałem z nimi – ze Stephem i Draymondem – i to było dla mnie ważne. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, bo w pewnym momencie przyszli do mnie i powiedzieli: „Hej, chcielibyśmy cię u nas”, i tak dalej. I to była jedna z tych sytuacji, w których – patrząc na to, jak dobrze do siebie pasujemy i jaki mamy potencjał – po prostu czułem, że to właściwa decyzja. Więc to, że się do mnie odezwali, miało duże znaczenie. Myślę, że na tym etapie mojej kariery, kiedy wszystko widzę w szerszej perspektywie, moje oczekiwanie jest proste – być tu, gdzie jestem – zakończył Big Al, niejako sugerując, że nie miałby nic przeciwko zakończeniu kariery w trykocie GSW. Być może z drugim pierścieniem w kolekcji.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!


Wspieraj PROBASKET

  • Sprawdź najlepsze promocje NIKE i AIR JORDAN w Lounge by Zalando
  • W oficjalnym sklepie NIKE znajdziesz najnowsze produkty NIKE i JORDAN oraz dobre promocje.
  • Oficjalny sklep marki adidas też ma dużo do zaoferowania.
  • Oglądasz NBA? Skorzystaj z aktualnej oferty - kup dostęp do NBA League Pass.
  • Lubisz buty marki New Balance? W ich oficjalnym sklepie znajdziesz coś dla siebie.


  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    0 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments