Jordan Poole nigdy nie należał do osób, które gryzą się w język, ale jego najnowsze wypowiedzi z pewnością i tak mogą zaskoczyć wiele osób. Gdy podczas spotkania z mediami świeżo upieczony koszykarz New Orleans Pelicans został zapytany o ponowną grę u boku Kevona Looneya, z którym spotkał się kiedyś w szatni Golden State Warriors, w odpowiedzi… można było usłyszeć szpilkę wbitą w podkoszowych Washington Wizards.
Już we wtorek, szybciej niż większość z pozostałych drużyn NBA, New Orleans Pelicans zorganizowali swój dzień medialny. Jak można się było spodziewać, większość uwagi skupiła się na „odświeżonym” wyglądzie Ziona Williamsona, ale sporym zainteresowaniem cieszył się także Jordan Poole, którego drużyna z Luizjany pozyskała na początku tego offseason w wymianie z Washington Wizards.
Dokładnie dzień później Pels wzmocnili swój skład pozyskanym z wolnego transferu doświadczonym podkoszowym, Kevonem Looneyem, z którym podpisali dwuletni kontrakt o wartości 16 milionów dolarów. Co ciekawe, dla obu wymienionych graczy nie będzie to pierwszy raz, gdy dzielą jedną szatnię, ponieważ spotkali się już w Golden State Warriors. Gdy jednak Poole został zapytany o to, co sądzi o ponownej współpracy, udzielił odpowiedzi, która może się nie spodobać jego byłym kolegom z Waszyngtonu.
– Jestem mega podekscytowany, stary. Nie miałem dobrej zasłony od dwóch lat – odpowiedział na pytanie jednego z dziennikarzy.
Na pierwszy rzut oka powyższa wypowiedź mogłaby się wydawać żartobliwym komentarzem. Gdy jednak spojrzymy na długą listę graczy podkoszowych, z którymi Jordan dzielił szatnię w stolicy Stanów Zjednoczonych – Marvin Bagley III, Trey Jemison, Mike Muscala, Richaun Holmes, Alex Sarr, Jonas Valanciunas, Tristan Vukcevic i Daniel Gafford – trudno nie odebrać tego raczej w charakterze przytyku nasączonego delikatną nutą złośliwości.
Czy to jednak znaczy, że nowemu obrońcy Pelicans należy odmówić racji? Niekoniecznie. Przez Waszyngton przewinęło się wielu wysokich graczy o różnych paletach umiejętności, jednak żaden z nich nie zdołał zbudować z Poole’em większej chemii w akcjach typu pick-and-roll. Nawet Gafford, powszechnie uznawany za najlepszego w zespole w kwestii stawiania zasłon, rozegrał z nim zaledwie 43 mecze, zanim w lutym 2024 roku został oddany do Dallas Mavericks. Z kolei Sarr, „dwójka” ubiegłorocznego draftu, ledwie zdążył spróbować odnaleźć się w tej roli, a doświadczony Valanciunas był głównie rezerwowym.
Tymczasem współpracę z Looneyem Jordan ma prawo wspominać wyłącznie pozytywnie. Obaj panowie grali razem w barwach Golden State przez cztery sezony, odgrywając zresztą istotne role – Poole pomógł drużynie sięgnąć po mistrzostwo w 2022 roku, natomiast Kevon ma w cv aż trzy ligowe triumfy.
– Kiedy grasz z kimś, kto ma na koncie mistrzostwo, naturalnie przechodzicie razem przez długi sezon i tworzy się między wami więź – zarówno koszykarska, jak i pod względem boiskowej chemii – stwierdził Poole.
Trudno się z nim nie zgodzić. Z całym szacunkiem do Wizards, daleko im do drużyny, która w najbliższym czasie będzie walczyć o najwyższe cele w NBA. W Waszyngtonie Poole za partnerów w drużynie nie miał – przykładowo – Kevina McHale’a czy Roberta Parisha w ich najlepszych latach. Współpraca z Looneyem czy Zionem, który również potrafi stawiać zasłony, powinna się układać o wiele lepiej.
Tym bardziej, że sam zainteresowany mimo wszystko ma za sobą najlepszy sezon w karierze, przynajmniej pod względem statystyk. W minionej kampanii 26-latek zapisywał na swoje konto średnio 20,5 punktu, 4,5 asysty i 3 zbiórki na mecz, przy co najmniej przyzwoitych skutecznościach (43,2% z gry, w tym 37,8% zza łuku). Powyższe liczby pokazują, że Poole potrafi zdobywać punkty, jednak otwartym pytaniem wciąż pozostaje to, jak się wpasuje w nowe otoczenie z systemem, który ma już ugruntowane gwiazdy.
Pels to nie będący w wiecznej przebudowie Wizards, gdzie mógł oddawać rzuty wedle uznania. Tu nie ma miejsca na wymówki i okres aklimatyzacji. W Nowym Orleanie, nawet po katastrofalnym ubiegłym sezonie, wciąż wszyscy oczekują walki o wyższe cele. Z Zionem, Dejounte Murrayem, Treyem Murphym III czy Jose Alvarado wcale nie jest to takie wykluczone – o ile tym razem uda się uniknąć nawałnicy kontuzji. Z drugiej strony każda drużyna na Zachodzie – może poza Utah Jazz – wygląda konkurencyjnie, więc strzelec, który nie broni ani nie potrafi się dostosować, nie przetrwa długo w takim środowisku. Nadchodzący sezon będzie więc swoistym sprawdzianem zarówno dla drużyny, jak i samego zawodnika.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!