Wydawać by się mogło, że drużyna koszykówki to grupa zgranych facetów, którzy – przynajmniej w większości przypadków – dobrze się rozumieją na parkiecie i poza nim. Tym bardziej, jeśli mowa o zespole, który jeszcze niedawno sięgał po mistrzostwo NBA. Jak jednak przekonał się Jaylen Brown z Boston Celtics, sytuacja nie zawsze wygląda tak różowo.
Stwierdzenie, że gwiazdor ekipy z Massachusetts będzie musiał na nowo przemyśleć swoje relacje z kolegami z Boston Celtics to być może jeszcze zbyt daleko idące wnioski, ale nie da się ukryć, że został nieco „wystawiony do wiatru”. Jaylen Brown w sobotę uruchomił transmisję na żywo na platformie Twitch, by wirtualnie spędzić czas ze swoimi fanami.
W pewnym momencie 28-latek stwierdził, że ciekawym pomysłem byłoby wykonanie telefonów do kilku partnerów z zespołu, żeby porozmawiać z nimi na żywo i w ten sposób zapewnić rozrywkę obserwującym. Na pierwszy ogień poszedł Payton Pritchard, który jednak… nie odebrał połączenia. Brown nie zamierzał jednak się poddawać i próbował dalej.
– Zobaczmy, czy D-White odbierze. D-White też jest żonaty, więc wiecie, o co chodzi? O rany, ludzie, jest 0-2. Dobra, dzwonię teraz do [Neemiasa Quety]… Cholera, smutno mi, 0-3 – komentował kolejne nie przynoszące spodziewanego rezultatu próby.
Rozczarowany Brown postanowił, że następny na liście będzie Jordan Walsh. Żartobliwie stwierdził przy tym, że jeśli ten nie odbierze, czekają go poważne konsekwencje.
– Jordan, po prostu walnę go w tył głowy. Dobra, dzwonię teraz do Jordana. Jeśli J-Walsh nie odbierze, mamy spinę… Czaicie, jest 0-4 i chyba mamy robotę do zrobienia. Zadzwoniłem do czterech kolegów z drużyny i zero odpowiedzi. Niesamowite – stwierdził, gdy znów się nie udało.
Sytuacja była tym bardziej ciekawa, że cała czwórka gra z Jaylenem już od kilku sezonów, a do tego w 2024 roku wspólnie sięgnęli po tytuł mistrzów NBA. Czterokrotny uczestnik Meczów Gwiazd nie zamierzał się jednak poddać i postanowił spróbować szczęścia u swojego najstarszego stażem kolegi, Jaysona Tatuma. Tym razem również się nie udało.
– Ostatnia próba – JT. 0-5, czaicie? 0-5. Co się dzieje? Zadzwoniłem do pięciu braci… Być może to ja coś robię źle. Muszę się zastanowić. Ludzie, muszę się ogarnąć – skomentował, wyraźnie przygnębiony, lecz próbując jednocześnie zachować dobrą minę do złej gry.
Dla Browna ewidentnie była to ciężka sytuacja, ale starał się obrócić sytuację w żart. Poza tym opublikował na swoim koncie na Instagramie fragment nagrania, na którym wszyscy go ignorują. Być może zapomniał jednak o jednym – streamerzy zazwyczaj uprzedzają znajomych, że planują do nich zadzwonić podczas transmisji na żywo. Jaylen, który dopiero w tym roku zaczął działać w tej materii, mógł tego nie wiedzieć i dlatego próbował wykonać spontaniczne telefony. Wyszło jak wyszło.
Jak się jednak okazało, istniał całkiem dobry powód, dla którego żaden z wybranej piątki nie obrał telefonu. Jak ujawnił jeden z oglądających transmisję fanów: – Jaylen Brown ma nowy numer, więc pewnie dlatego nie odbierali połączeń. Payton Pritchard w końcu odpisał i zapytał, kto dzwoni.
Fani Celtics, którzy mogli się martwić o brak harmonii i zgrania w drużynie – pomimo zmian, jakie w niej zaszły – mogą więc odetchnąć z ulgą. Koledzy z drużyny wciąż cenią Browna, o czym świadczy choćby fakt, że nie tak dawno temu Derrick White przewidział mu miejsce w pierwszej piątce najlepszych zawodników NBA w roku 2026. Zresztą nie da się ukryć, że w Bostonie liczą na swojego lidera, który – przy nieobecności kontuzjowanego Tatuma i odejściu Jrue Holidaya i Kristapsa Porzingisa – będzie musiał wziąć na siebie więcej odpowiedzialności za drużynę.
– Czuję, że to nowa era. Połowy drużyny już nie ma. Życzę im wszystkiego najlepszego. Doceniam ich. Byli świetnymi kolegami z zespołu, więc trochę przykro patrzeć, jak odchodzą. To nowa era. W pewnym sensie wszystko się zmieniło – stwierdził sam zainteresowany podczas sobotniej transmisji. Jeżeli przynajmniej utrzyma formę z ubiegłego sezonu, w którym notował średnio 22,2 punktu, 5,8 zbiórki, 4,5 asysty i 1,2 przechwytu na mecz, może podopiecznych Joe Mazzulli nie należy tak od razu skreślać.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!