Galeria Sław Koszykówki to miejsce, które ma upamiętniać najważniejszych ludzi związanych ze sportem wymyślonym przez Jamesa Naismitha. Przeważnie kojarzy nam się z legendami NBA, które kolejno są włączane do tego zaszczytnego grona. W związku z tym wydawało się, że bez problemu jesteśmy w stanie wskazać przyszłych członków tego koszykarskiego panteonu: mistrzowie, MVP, all-starzy; krótko mówiąc: najlepsi z najlepszych. Na horyzoncie pojawił się jednak zawodnik, którego w NBA traktuje się jak średniaka, a w rozgrykwach międzynarodowych jak gwiazdę największego formatu. Teraz jego wielkość stała się niemożliwa do ignorowania, zaś on sam zyskał niepodważalny status legendy koszykówki. Ten zawodnik to Dennis Schroder.
Koszykówka naszych zachodnich sąsiadów bez dwóch zdań przeżywa rozkwit. Podczas poprzedniego EuroBasketu w 2022 roku Niemcy zajęły trzecie miejsce, pokonując Polskę. Rok później odniosły historyczny sukces, sięgając po złoto Mistrzostw Świata, a przed kilkoma dniami pokonały Turcję w finale czempionatu Starego Kontynentu, tym samym potwierdzając swoją dominację na arenie międzynarodowej w ostatnich latach.
Bezapelacyjnym liderem zwycięskiej kadry Niemców jest Dennis Schroder, który od kilku lat wyśmienicie spisuje się podczas rozgrywek międzynarodowych. Wyrazem tego są cztery wybory do najlepszej piątki turnieju, w tym Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. W wygranych przez Niemcy Mistrzostwach Świata zgarnął statuetkę MVP turnieju, został również wybrany najbardziej wartościowym zawodnikiem zakończonego kilka dni temu EuroBasketu, w którym notował średnio 20,3 punktu oraz 7,2 asysty na mecz. Finałowe starcie zakończył z imponującym double-double 16 punktów oraz rekordowych 12 asyst.
Imponujące osiągnięcia międzynarodowe Schrodera zaczęły prowokować pytanie o jego przyszłe członkostwo w Koszykarskiej Galerii Sław. Analityk ESPN Tim Bontemps stwierdził kilka dni temu, że niemiecki rozgrywający z całą pewnością ma szansę by znaleźć się w koszykarskim panteonie. Jako potwierdzenie swoich słów przytoczył ważną statystykę, mianowicie każdy z sześciu graczy, który został wybrany MVP zarówno Mistrzostw Świata, jak i EuroBasketu należy do Galerii Sław. Co prawda większość legend, która została przyjęta do tego elitarnego grona ma w swoim dorobku wybitną karierę w NBA, lecz zdecydowanie nie jest to bezwzględny wymóg. Zawodnicy tacy jak Drazen Petrović i Arvydas Sabonis osiągnęli znacznie więcej w europejskiej i reprezentacyjnej koszykówce niż na amerykańskich parkietach, a Nikos Gallis czy Oscar Schmidt nie rozegrali nawet spotkania w NBA. Mimo tego każdy z nich był murowanym kandydatem do wstąpienia w szeregi Koszykarskiej Galerii Sław.
Czy to oznacza, że Dennis Schroder może być pewny swojej przyszłości w gronie największych legend koszykówki? Niestety dla niego: zdecydowanie nie. Powód jest prosty, czasy się zmieniły. Wymienieni wyżej znakomici zawodnicy bardziej cenili sobie grę dla reprezentacji niż w NBA, a przez długie lata te dwie rzeczy stały ze sobą w sprzeczności. Prawdopodobnie obecnie byliby co najmniej ponadprzeciętnymi graczami, biegającymi po amerykańskich parkietach. Tymczasem Schroder od kilku lat należy do grupy solidnych, lecz nie czołowych zawodników najlepszej ligi świata.
Niemiecki rozgrywający trafił do NBA w 2013 roku, kiedy Atlanta Hawks wybrali go z 17. numerem w drafcie. Miał za sobą udany okres w Bundeslidze, jednak początkowo w barwach ekipy z Georgii występował w roli rezerwowego. Od swojego drugiego sezonu nieprzerwanie co roku notuje średnio dwucyfrową zdobycz punktową, jednak jego kariera nabrała rozpędu dopiero po odejściu z Hawks Jeffa Teague’a. Wówczas Schroder poniekąd otrzymał „klucze do drużyny”, a w sezonie 2017/18 stał się pierwszą opcją Jastrzębi. Efektem były najlepsze indywidualne średnie w jego karierze: 19,4 punktu oraz 6,2 asysty na mecz, jednak osiągał je na mizernej skuteczności 43,6% z gry i jeszcze gorszej 29% zza łuku. Hawks zakończyli te rozgrywki z fatalnym bilansem 24:58 i ostatnim miejscem w Konferencji Wschodniej.
Tego było za wiele dla włodarzy drużyny z Atlanty, którzy zdecydowali się wytransferować niemieckiego rozgrywającego, na którego miejsce wybrali w drafcie swoją nową nadzieję – Trae’a Younga. Schroder trafił wówczas do Oklahoma City Thunder, gdzie miał pełnić rolę zmiennika Russella Westbrooka. Niemiec świetnie spisał się w tej funkcji, w związku z czym, gdy latem 2019 roku popularny Brodie został wymieniony za Chrisa Paula, Schroder kontynuował swój rozwój jako lider drugiej piątki. Notował wówczas średnio 18,9 punktu na mecz, co było najlepszym wynikiem „z ławki” w NBA. Część ekspertów widziała w Niemcu faworyta do nagrody najlepszego rezerwowego sezonu, jednak ostatecznie statuetkę przyznano Montrezlowi Harrellowi. OKC z kolei zdecydowało się na przebudowę, której efektem jest mistrzostwo Grzmotów sprzed kilku miesięcy. Schroder nie został jednak uwzględniony w planach Sama Prestiego i sezon 2020/21 rozpoczął w drużynie świeżo upieczonych mistrzów NBA – Los Angeles Lakers, gdzie miał wspomóc LeBrona Jamesa i Anthony’ego Davisa w walce o kolejny tytuł.
Spoglądając na średnie Niemca, można odnieść wrażenie, że spisywał się naprawdę solidnie, ponieważ zdobywał 15,4 punktu na mecz, rozdając przy tym 5,8 asysty co spotkanie. Jego osiągi znacząco spadły w fazie play-off, a fani Jeziorowców dopatrzyli się w nim jednego z winowajców nieudanego sezonu. Oliwy do ognia dodała informacja, według której Schroder miał odrzucić ofertę kontraktu Lakers, opiewającego na 84 mln dolarów za cztery lata gry. Niemiecki rozgrywający miał w planach zawarcie lepszej umowy latem 2021 roku, ale przeliczył się tak bardzo, że kolejne rozgrywki rozpoczął w barwach Boston Celtics, za które zarobił tylko… 5,9 mln dolarów.
Od tego momentu jego kariera znacząco spowolniła, a jedyne co przyspieszyło to tempo zmiany przez Schrodera klubów. Złośliwi internauci tworzą grafiki Niemca w coraz to nowych barwach, w ten sposób, by stroje kolejnych drużyn utworzyły tęcze, co w przestrzeni internetowej fanów NBA oznacza zawodnika, który nie może zagrzać miejsca i jest jedynie elementem kolejnych wymian.
W międzyczasie niemiecki rozgrywający prezentował niezłą koszykówkę m.in. w: Boston Celtics, Toronto Raptors czy Brooklyn Nets, ale żaden z tych epizodów nie przyniósł mu uznania czy „nowego początku”. W pewnym monecie Schroder wrócił jednak na „stare śmieci” do LeBrona Jamesa i Lakers. Miewał tam znakomite występy, takie jak 32-punktowy popis przeciwko Miami Heat czy pamiętny mecz w fazie play-in w starciu z Minnesota Timberwolves.
Takie momenty to mimo wszystko rzadkość i od pewnego czasu do Schrodera przylgnęła łatka utalentowanego, ale przeciętnego zawodnika. Wobec tego warto zadać sobie pytanie: skąd wynika tak duża różnica między grą Niemca w NBA, a w rozgrywkach FIBA, gdzie ma status niepodważalnej gwiazdy. Przyczyny są prawdopodobnie dwie. Nie da się ukryć, że gwiazdor niemieckiej kadry najlepiej spisuje się z piłką w rękach. Kreuje wówczas pozycje rzutowe sobie, jak i kolegom z drużyny. Na parkietach NBA nie dostaje możliwości, by dyrygować grą zespołu, w związku z czym ogranicza się do krótszych izolacji i rzutów trzypunktowych, które nie są jego mocną stroną. Zastanawiając się w związku z tym nad powodem, dla którego drużyny nie ryzykują powierzenia Schroderowi piłki, dochodzimy do drugiego mankamentu Niemca, czyli fizyczności. Rozgrywający jest co prawda niezwykle szybki i zwinny, jednak ma około 185 cm wzrostu i waży niecałe 80 kg. W porównaniu do Luki Doncicia, Cade’a Cunninghama czy nawet Jalena Brunsona wypada mizernie. Podobne walory fizyczne do Niemca ma Trae Young, jednak jest jednocześnie dużo lepszym rzucającym z dystansu i jednym z najlepszych podających ligi. W związku z tym wydaje się, że MVP minionego Eurobasketu nie przeskoczy pewnych ograniczeń i jest poniekąd skazany na granie drugoplanowych ról w drużynach NBA.
Mimo wszystkich swoich mankamentów Dennis Schroder pozostaje niezwykłym koszykarzem, którego wyróżnia boiskowy spryt i dynamiczna gra. Trzeba zaznaczyć, że regularna gra w niemieckiej kadrze przysporzyła rozgrywającemu mnóstwo okazji do nabrania doświadczenia w trudnych momentach. Jako lider często bierze na siebie odpowiedzialność, co widać było w finale przeciwko Turcji, kiedy zdobył ostatnie cztery punkty, czym przypieczętował triumf Niemiec.
Dzięki tym atutom Schroder należy do wąskiego grona zawodników, którzy potrafią zrobić różnicę i odwrócić losy meczu na korzyść swojej drużyny. To cecha, którą w NBA szczególnie się ceni. Zimą dostrzegli ją Detroit Pistons i zakontraktowali Niemca, natomiast w play-offach, podczas serii przeciwko New York Knicks, rozgrywający odwdzięczył się Tłokom za daną mu szansę.
Kiedy jednak po zakończeniu sezonu Pistons zabrali się za roszady w rotacji, wówczas Niemiec kolejny raz został uznany za zbędnego gracza i następne rozgrywki rozpocznie w barwach Sacramento Kings, którzy rzekomo widzą w nim zawodnika formatu pierwszej piątki. Jeśli doniesienia się potwierdzą, będziemy mieli szansę oglądać Dennisa Schrodera w utalentowanym zespole z niemałym udziałem w grze z piłką. Co prawda w Sac-town piłki potrzebuje też Domantas Sabonis, Zach LaVine i DeMar DeRozan, ale istnieje szansa, że powstanie dynamiczna i elektryzująca ofensywa z udziałem tej czwórki. Po obejrzeniu EuroBasketu doskonale wiemy, że Schroder ma zadatki na klasowego zawodnika, mimo wszystko trudno jednoznacznie osądzić czy się nim stanie. Równie nierozstrzygnięta pozostaje sprawa potencjalnego włączenia Niemca do Koszykarskiej Galerii Sław: są ku temu przesłanki, ale również pewne przeciwności. W związku z tym pozostaje nam oglądać go w akcji i doceniać jego koszykarski kunszt.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!