To nie było łatwe zwycięstwo, ale ostatecznie pokonujemy Bośnię i Hercegowinę, a to oznacza, że zagramy w ćwierćfinale Mistrzostw Europy! Naszym rywalem będzie reprezentacja Turcji. W meczu z BiH ze znakomitej strony raz jeszcze pokazali się nasi liderzy – Mateusz Ponitka i Jordan Loyd. To dzięki nim wygraliśmy i to oni zasługują na miano bohaterów. W drugim dzisiejszym spotkaniu Francja zagrała z Gruzją, stawką było ćwierćfinałowe starcie przeciwko wczorajszej sensacji – Finlandii. Gruzini zachwycili swoją boiskową postawą i biorąc przykład z Finów, wyeliminowali faworyta w postaci trójkolorowych. Do ćwierćfinału awansowali także Słoweńcy prowadzeni przez fenomenalnego Lukę Doncicia, który włoskiej reprezentacji zaaplikował 42 punkty.
POLSKA – BOŚNIA I HERCEGOWINA 80:72
- W pierwszym meczu fazy pucharowej, reprezentacja Polski zmierzył się z Bośnią i Hercegowiną. Według ekspertów – podchodziliśmy do tego meczu w charakterze faworyta, ale już na początku pojawiły się problemy. Seria siedmiu punktów Jusufa Nurkicia dała rywalowi prowadzenie 7:2. Na tym się jednak Bośniacy nie zatrzymali i po problematycznym początku Polaków zarówno w obronie, jak i w ataku, prowadzili 13:2, gdy John Roberson skarcił nas za trzy ze szczytu.
- Trener Igor Milicić potrzebował przerwy na żądanie, aby wcisnąć “restart” i pobudzić swoich koszykarzy. Szybko na parkiecie pojawił się Dominik Olejniczak zastępując Aleksandra Balcerowskiego. Brakowało nam jednak powtarzalności i skuteczności w działaniach ofensywnych. Trójka Michała Sokołowskiego zredukowała stratę do 6 punktów (20:26), ale na to BiH odpowiedziało serię 5:0, w której Jusuf Nurkić popisał się pracą nóg w grze podkoszowej kończąc akcję z Olejniczakiem na plecach.
- Końcówka pierwszej połowy dała jednak nadzieje na to, że Polakom uda się odwrócić losy tego spotkania. Po rzucie za trzy niezwykle aktywnego Mateusza Ponitki, przegrywaliśmy już tylko jednym punktem (33:34). W kolejnych posiadaniach obserwowaliśmy prawdziwą “strzelanine”, bowiem ekipy wymieniały się rzutami za trzy punkty. Po drugiej trójce z rzędu Robersona, trener Milicić poprosił o przerwę na żądanie. Ostatecznie na przerwę schodziliśmy z wynikiem 44:40 po tym, jak faulowany w ostatniej akcji Nurkić trafił jeden z dwóch rzutów wolnych.
- W pierwszej połowie Polacy trafiali tylko 29% z gry z rzutów za dwa punkty. Mieliśmy aż 11 zbiórek w ataku! Niestety zbyt rzadko udało się to zmieniać w punkty drugiej szansy. Na początku trzeciej kwarty udało nam się uciąć prowadzenie do punktu po trójce “Sokoła” i punktach z linii wolnych Loyda, który od początku meczu atakował agresywnie na koźle. Ponadto szybko reagowaliśmy w obronie, co nie zmieniało faktu, że mecz zrobił się chaotyczny. Po punktach Nurkicia Bośnia znowu uciekła (55:47) i całą pracę Polacy musieli wykonać na nowo.
- Robił co mógł Mateusz Ponitka, którego punkty za trzy i potem dobitka Olka Balcerowskiego pozwoliły nam doprowadzić do remisu (56:56). Dobrze naciskaliśmy na piłkę i zmuszaliśmy rywali do błędów. Na 25 sekund przed końcem Andrzej Pluta trafił za trzy na 62:59 zaraz po przechwycie Ponitki. Do czwartej kwarty przystępowaliśmy z prowadzeniem 62:61 wygrywając trzecią kwartę 22:17. Do tamtej pory aż 22 razy stawaliśmy na linii rzutów wolnych w porównaniu z 10 rzutami BiH.
- Po agresywnym wejściu Loyda, który skorzystał z tego, że miał na sobie wolnego Nurkicia, Polacy prowadzili 70:66 i tym razem to trener Adis Bećiragić musiał prosić o przerwę na żądanie. W jednej z akcji urazu doznał Roberson i nie był w stanie kontynuować meczu. Po dobrej ofensywnej zbiórce i akcji 2+1 Olejniczaka, Polacy prowadzili 73:66. Kluczowa dla losów meczu mogła się okazać akcja z faulem na rzucającym za trzy Loydzie, który powiększył naszą przewagę do ośmiu punktów. Na 3:50 przed końcem Nurkić wrócił na parkiet.
- I to po jego dwóch rzutach wolnych strata Bośni i Hercegowiny zmalała do czterech punktów na 2:25 przed końcem. Wcześniej Polacy mieli problem ze skonstruowaniem skutecznego ataku w kilku posiadaniach z rzędu. Jednak dwa punkty Loyda na 55 sekund przed końcem i duże poświęcenie całej drużyny w obronie, pozwoliły nam ten mecz zamknąć. 19 punktów i 11 zbiórek Ponitki. Kolejne 28 punktów Loyda. Dla Bośni z kolei 20 punktów i siedem zbiórek Nurkicia oraz 19 punktów kontuzjowanego Robersona.
FRANCJA – GRUZJA 70:80
- Przed meczem nie trudno było wskazać oczywistego faworyta tego pojedynku, czyli Francję. Wczorajszy wyczyn Finów – wyeliminowanie Serbów z turnieju – zwiększył czujność na szanse niżej rozstawionych drużyn, do jakich zalicza się Gruzja. Nie można było również zapomnieć, że przed kilkoma dniami Gruzini ograli obrońców tytułu – Hiszpanów, a zatem z pewnością mogli nawiązać walkę w starciu z Francją.
- Tak też się stało, od początku Gruzja postawiła trójkolorowym trudne warunki po bronionej stronie parkietu, przy czym konsekwentnie znajdowała drogę do kosza rywali. W drużynie Aleksandara Dzikicia pierwsze 16 punktów rzucił duet Tornike Shengelia i Kamar Baldwin, których świetna gra zaowocowała prowadzeniem Gruzinów. Za sprawą Guershona Yabusele Francja poprawiła wynik, jednak po pierwszej odsłonie Les Bleus przegrywali 20:24.
- Drużyna znad Sekwany z impetem rozpoczęła drugą kwartę i dzięki punktom Jaylena Hoarda zrównała się z rywalami (26:26). Gruzini odpowiedzieli jednak serią siedmiu punktów z rzędu, w czym duży udział miał znany z NBA Alexander Mamukelashvili. Niemoc strzelecką trójkolorowych przełamał Zaccharie Risacher i wyprowadził swój zespół na pierwsze prowadzenie od stanu 2:0. Taka sytuacja nie trwała długo, bowiem Baldwin dorzucił kilka punktów i Gruzja zeszła na przerwę z prowadzeniem 38:37.
- Francuzi wyszli na trzecią odsłonę ewidentnie zmotywowani i napędzani, w efekcie czego uzyskali nieznaczną przewagę (44:40). Gruzini w imponujący sposób przełamali stagnację w ofensywie, notując serię 10:0, w co duży wkład miał weteran parkietów NBA – Goga Bitadze. Wówczas mecz przybrał postać wymiany ciosów z której dzięki wcześniej zdobytemu prowadzeniu, zwycięsko wyszła Gruzja, kończąc kwartę z czteropunktową przewagą (58:54).
- Finałową ćwiartkę lepiej rozpoczęli zawodnicy Aleksandara Dzikicia, którzy zdobyli pięć “oczek” z rzędu, powiększając swoje prowadzenie. Francuzi nie złożyli jednak broni i dzięki rzutom trzypunktowym złapali kontakt, a w konsekwencji, na 3:07 do końca czasy gry Elie Okbo wyrównał rezultat meczu (68:68), co zmusiło trenera Gruzji do wzięcia czasy na żądanie. Po przerwie w grze Gruzini pokazali zimną krew: najpierw trafieniem zza łuku popisał się Tornike Shengelia, a na 1:26 do zakończenia spotkania Kamar Baldwin wymusił faul przy rzucie trzypunktowym i wykorzystał trzy próby z linii rzutów wolnych (74:68). Mimo starań Les Bleus nie byli już w stanie dogonić rywali i Gruzja sensacyjnie pokonała Francję, tym samym pierwszy raz w historii awansując do ćwierćfinału EuroBasketu, w którym czeka na nich inny pogromca faworytów – Finlandia.
- Gruzinów do zwycięstwa poprowadził Kamar Baldwin i Tornike Shengalia, którzy uzbierali po 24 punkty, obaj trafili również 3/4 rzuty trzypunktowe. To właśnie one zadecydowały o przebiegu spotkania, ponieważ Gruzja zza łuku popisała się skutecznością 10/18, natomiast Francja mimo oddanych 36 prób trafiła jedynie sześć z nich.
WŁOCHY – SŁOWENIA 77:84
- Luka Doncić spudłował swoje dwa pierwsze rzuty w tym spotkaniu, ale nie przeszkodziło mu to w szybkim znalezieniu odpowiedniego rytmu. Gwiazda Los Angeles Lakers rozkręcała się z każdą minutą pierwszej kwarty. Luka nie tylko trafiał za trzy, ale też z łatwością dostawał się w pomalowane i świetnie wykańczał kolejne akcje. Dość powiedzieć, że po 10 minutach gry miał już na koncie… 22 punkty! To dwa razy więcej niż cała włoska reprezentacja, która miała spore problemy z umieszczeniem piłki w koszu bronionym przez Słoweńców, przez co po pierwszej kwarcie przegrywała już całkiem sporą różnicą (11:29).
- Lider słoweńskiej reprezentacji zszedł jednak z boiska na koniec pierwszej odsłony i pobiegł prosto do szatni, trzymając się za biodro. Pod jego nieobecność Słoweńcy mieli kłopoty przede wszystkim w ataku, co pozwoliło rywalom zniwelować nieco straty. Była też dobra wiadomość: Doncić po krótkiej przerwie wrócił do gry i dalej dominował. I choć Włochom udało się odzyskać rytm w ataku – w drugiej kwarcie trafili łącznie sześć z ośmiu prób z dystansu, z czego trzykrotnie celnie przymierzył Simone Fontecchio – to po 20 minutach Luka miał na koncie aż 30 z 50 punktów swojej kadry, a Słowenia schodziła na przerwę z wynikiem 50:40.
- Po zmianie stron gra stała się bardziej fizyczna, a spotkanie straciło na płynności. Obu zespołom brakowało przy tym skuteczności. Przygasł też nieco w tym fragmencie spotkania Doncić. Słoweńcy pokazali sporo walki na tablicach, a dużo ważnych piłek zebrał lub dobił Alen Omić. Mieliśmy też sporo strat obu zespołów, głównie za sprawą często odgwizdywanych przez sędziów fauli w ataku. Dwie trójki Klemena Prepelicia pozwoliły słoweńskiej kadrze powiększyć przewagę. Przed czwartą kwartą zawodnicy trenera Aleksandra Sekulicia mieli 16 punktów zaliczki (72:56).
- Słowenia ostatnią ćwiartkę rozpoczęła bez odpoczywającego Doncicia. Mimo tego Włosi nie odrobili w tym czasie strat. Dopiero po powrocie Luki krok po kroku zmniejszali przewagę. Włoska defensywa świetnie zmuszała Doncicia do oddawania piłki – tak, by to jego koledzy musieli zdobywać punkty. Z tym mieli jednak duży problem. Zabrakło siły rażenia z dystansu, a włoska kadra akcja po akcji zmniejszała przewagę. Zdobycie 12 punktów z rzędu pozwoliło jej zbliżyć się do Słoweńców już na zaledwie jeden punkt na dwie minuty przed końcem spotkania. Wskoczyć na prowadzenie nie dali już rady, nie punktując już potem w ani jednej akcji. Wojnę nerwów wygrali bowiem słoweńscy gracze, a pomogły celnie wykonywane rzuty wolne Luki, który zakończył mecz z dorobkiem 42 punktów (11-19 z gry, 5-11 za trzy, 15-16 z wolnych) oraz 10 zbiórek.
GRECJA – IZRAEL 84:79
- Giannis Antetokounmpo od początku meczu przejął inicjatywę. Już w pierwszych minutach zdobył 8 punktów (4/5 z gry) i dołożył 2 zbiórki, dając Grekom prowadzenie 18:12 na 3:44 przed końcem kwarty. Kiedy na ostatnie sekundy pierwszej odsłony zszedł na ławkę, miał na koncie 11 punktów, 3 zbiórki, asystę i przechwyt, a Grecja prowadziła 23:17. To był jego najlepszy otwierający występ na tegorocznym EuroBaskecie.
- Deni Avdija nie krył frustracji po decyzji sędziów, którzy nie odgwizdali faulu ofensywnego Kostasa Sloukasa. W końcówce kwarty usiadł na ławce.
- W drugiej kwarcie Grecy kontrolowali wydarzenia na parkiecie. Giannis dołożył kolejne trafienia, kończąc pierwszą połowę z imponującym dorobkiem 21 punktów (10/12 z gry), 4 zbiórki i blok – wszystko to w zaledwie 13 minut gry. Dla Izraela najlepiej spisywał się Avdija, który w pierwszej połowie uzbierał 9 punktów, 2 zbiórki, asystę i przechwyt. Do przerwy Grecja prowadziła 50:41.
- Po zmianie stron Izrael ruszył do odrabiania strat. Run 17:8 sprawił, że przewaga Greków stopniała do zaledwie dwóch punktów – 60:58. To był najtrudniejszy moment dla ekipy Dimitrisa Itoudisa. Grecy odpowiedzieli jednak serią dobrych akcji i przed końcem trzeciej kwarty odbudowali zaliczkę – prowadzili ponownie 67:59.
- W czwartej kwarcie Izrael jeszcze raz poderwał się do walki i zbliżył na jedno posiadanie. W decydujących momentach to jednak Giannis przejął odpowiedzialność. Trafiał z linii rzutów wolnych i wytrzymał presję w samej końcówce. Ostatecznie Antetokounmpo zakończył spotkanie z 37 punktami, trafiając 18 z 23 rzutów z gry oraz 15 z 16 rzutów wolnych, do tego dołożył 10 zbiórek, blok, przechwyt i asystę. W izraelskiej drużynie najlepiej spisał się Deni Avdija, który zdobył 22 punkty, w tym większość z linii rzutów wolnych (4/4 do przerwy) oraz jedną trójkę. Do tego dołożył 5 zbiórek, asystę i przechwyt, będąc największym zagrożeniem dla Greków. Grecja wygrała 84:79 i awansowała do ćwierćfinału, gdzie zmierzy się z Litwą.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET