Tegoroczne lato dla Los Angeles Lakers jest wyjątkowo pracowite. Najpierw organizacja z Miasta Aniołów (w końcu) sprowadziła środkowego w osobie DeAndre Aytona, by niedawno przedłużyć na trzy lata umowę z Luką Donciciem. Rzeczona prolongata pozwala sądzić, że po raz pierwszy w swojej karierze LeBron James wejdzie w sezon, w którym może nie być wyraźną opcją numer jeden w swojej drużynie i nie będzie musiał brać na siebie większości ciężaru gry. Czy w takim razie można powiedzieć, co zarzucają mu niektórzy, że legendarny koszykarz, który zdecydował się skorzystać ze swojej wartej 52,6 miliona dolarów opcji zawodnika i zostać w klubie, idzie na łatwiznę?



Wydaje się, że debata na temat wyższości jednej ery w NBA nad drugą, a tym samym zawodników z przeszłości nad obecnymi, nie skończy się nigdy. I to ze szczególnym uwzględnieniem dyskusji na temat numeru jeden w całej historii koszykówki, głównymi kandydatami do którego to miana są – jakżeby inaczej – Michael Jordan i właśnie LeBron James. Zdaje się, że oliwy do ognia w tym kontekście dodał John Stockton, który przedstawił swoje zdanie, sugerując, dlaczego jego zdaniem kariera legendy Chicago Bulls zdecydowanie przewyższa niebagatelne przecież osiągnięcia weterana z Los Angeles Lakers.

Podoba mi się, kiedy zawodnicy zaciskają zęby i mówią: „Bierzmy się do roboty”. Musimy się poprawić. Musimy grać z większym zaangażowanej i po prostu mądrzej, a nie na zasadzie: „Hmm, gdzie będzie łatwiej? Przeniosę się tam i zdobędę tytuł”. Uważam, że to umniejsza wartości sukcesu. To nie jest wspinaczka na szczyt – to lot helikopterem wprost na szczyt góry – stwierdził były wybitny rozgrywający Utah Jazz, wyrażając swoją opinię na temat różnić w podejściu pomiędzy dwoma gwiazdorami NBA.

Nie da się ukryć, że 63-latek zdecydował się wbić szpilkę LeBronowi, wymierzając swoją wypowiedź zwłaszcza w decyzję swojego młodszego kolegi po fachu z 2010 roku, gdy ten dołączył do Miami Heat, tworząc gwiazdorskie trio z Dwyane’em Wade’em i Chrisem Boshem, tym samym dominując ligę na ładnych kilka lat. Równie dobrze jednak Stockowi mogło chodzić o powrót Jamesa do Cleveland Cavaliers w 2014 roku, gdzie szybko został otoczony zawodnikami pokroju Kyriego Irvinga czy Kevina Love’a. Innymi słowy – zawsze miał podane wszystko na srebrnej tacy.

Dla Stocktona tego rodzaju ruchy, pomimo zdobytych mistrzostw, zdecydowanie umniejszają ich znaczenie. Z jego bardziej tradycyjnego punktu widzenia, prawdziwą wartość ewentualnego triumfu w lidze polega na wypracowaniu go wewnątrz zespołu, nie zaś na łączeniu sił z innymi gwiazdami w celu szybszego osiągnięcia sukcesu.

Sam John na parkiecie zawsze słynął z zaciętej gry i chociaż nigdy nie był mistrzem NBA, to jednak wraz z między innymi Karlem Malone’em tworzył mocną ekipę Jazz, z którą pod koniec lat 90. dwukrotnie mierzył się w finałach z Jordanem i jego Bulls. Tym samym były znakomity rozgrywający doskonale wie, ile wysiłku wymagało zwycięstwo – lub, w jego przypadku, jak blisko wygranej można było być – na najwyższym poziomie w jednej z najbardziej fizycznych epok w historii najlepszej ligi świata. Chyba właśnie z tego powodu traktuje decyzje LBJ’a jako etatowy przykład pójścia na łatwiznę.

Właściwie trudno odmówić Stocktonowi logiki, jednak jego argumentacja zdaje się pomijać pewne niuanse. Na przykład w 2018 roku, gdy James podpisał umowę z Lakers, klub przechodził przez jeden z najtrudniejszych okresów w swojej historii. Zaledwie dwa lata później LeBron poprowadził swój zespół do mistrzostwa NBA (nawet jeśli niektórzy umniejszają wartość tytułu zdobytego „w bańce”). Co więcej, w przeciwieństwie do Jordana czy Kobe Bryanta, 40-letni obecnie zawodnik nie miał szczęścia rozpocząć kariery w stabilnej organizacji. Trafił do pozbawionych konkretnego kierunku, niezbyt zorganizowanych Cavs, co mogło wpłynąć na jego przyszłe decyzje o zmianie drużyn.

I wprawdzie swoją krytyką Stockton nie odkrył na nowo Ameryki ani nawet koszykówki, to jednak za jej pomocą podkreślił trwającą przepaść pokoleniową między legendami z przeszłości a obecnymi gwiazdami. Dla wielu LeBron, dzięki swojej zdolności do adaptacji, przewodzenia i wygrywania w różnych okolicznościach przyrody, bezsprzecznie pozostaje jedną z największych ikon tego sportu. Z drugiej jednak strony wypowiedzi oskarżające go o „lot helikopterem na szczyt” jeszcze długo będą podsycać niekończącą się debatę o tym, czy lepiej jest wspinać się na górę z jedną, sprawdzoną, ograną w bojach drużyną, czy też próbować zdobyć ją z różnych stron, z coraz to nowymi towarzyszami u boku.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna



  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    28 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments