Bez cienia wątpliwości jednym z najmniej oczywistych rozstrzygnięć tegorocznego draftu był wybór Hansena Yanga z 16. numerem przez Portland Trail Blazers. Podkoszowy z Chin w większości przewidywań znajdował się na przełomie pierwszej i drugiej rundy, tymczasem w Oregonie zdecydowano się postawić na niego i – jak pokazała Liga Letnia – chyba nikt takiego rozwiązania nie żałuje. Już porównywany do samego Nikoli Jokicia 20-latek pokazał się z dobrej strony, przez co zapatrywania na jego grę już w sezonie regularnym prezentują się obiecująco.
Jeszcze zanim zdążył zadebiutować w NBA, koszykarz z Chin swoją skromnością, charyzmą i poczuciem humoru kupił sobie kibiców, nie tylko tych lokalnych. Jego wypowiedzi, w których mówił, że „w wolnym czasie lubi spać, jeść i grać w PS5” albo że w momencie gdy został wybrany w drafcie „po prostu siedział i jadł kurczaka” wciąż robią furorę w mediach społecznościowych. Podobnie jak postawa samego zawodnika, który jeszcze przed pierwszym występem w trykocie Portland Trail Blazers został porównany do lidera Denver Nuggets, Nikoli Jokicia. Na portalu X pojawił się nawet post porównujący statystyki obu graczy, gdy byli w tym samym wieku.
Same liczby nie zawsze jednak mówią wszystko. Najważniejsze było to, co Hansen Yang pokaże po wyjściu na parkiet, chociażby w rozgrywkach Ligi Letniej. Trzeba przyznać, że nowy podkoszowy Blazers, dotychczas szerzej nieznany w Stanach Zjednoczonych, z nawiązką wykorzystał swoją szansę. W rozgrywanych w Las Vegas spotkaniach notował średnio 10,8 punktu, 5 zbiórek, 3,8 asysty i 2,3 bloku na mecz, a szczególną uwagę zwróciły zwłaszcza jego fenomenalne podania, po których porównania do sławniejszego kolegi po fachu jeszcze się nasiliły.
Co ciekawe, jest jeszcze coś co łączy tę dwójkę. Z pewnością wiele osób kojarzy zdjęcie Jokera sprzed lat, gdy jako pucołowaty nastolatek bez koszulki siedzi przy stole. Zresztą nawet gdy po raz pierwszy dołączył do Nuggets, reprezentant Serbii był – delikatnie mówiąc – w nienajlepszej formie fizycznej, a jego problemy z kondycją były widoczne gołym okiem. Doszło nawet do tego, że jeden z weteranów, Mike Miller, nazwał nowego kolegę „grubym, brzydkim dzieciakiem”.
– Nikt nie wierzył w tego grubaska. A jednak – wyszło mi całkiem nieźle. Nigdy nie lekceważ grubasków – wspominał Jokić swoje początki w NBA w rozmowie z Maliką Andrews i trudno nie przyznać mu racji. Ten „gruby, brzydki dzieciak” rozwinął się na tyle, że dziś trudno nie mówić o nim jako o jednym z najlepszych obecnie koszykarzy w lidze. I to nawet, jeśli wydaje się, że czasem po prostu robi tylko tyle, ile musi.
Co jednak ma z tym wspólnego Yang? Jak się okazuje – całkiem sporo. W artykule Bena Gollivera opublikowanym na łamach „The Washington Post” pojawiła się świetna wypowiedź chińskiego środkowego o tym, jak zaczęła się jego przygoda z koszykówką.
– W szkole nie szło mi najlepiej, a do tego byłem nieco pulchny. Ojciec powiedział mi, żebym spróbował jakiegoś sportu, znalazł coś, co mi się spodoba i przy okazji schudł. Mówił mi wprost: „Nie wolno ci być grubym.” – bez ogródek stwierdził 20-latek.
Według Golivera, ojciec Hansena to typowy azjatycki rodzic o tradycyjnych wartościach, który w swoim stylu zachęcał syna, by nauczył się czegoś, co pomoże mu wyróżnić się w aplikacji na studia. Nic dziwnego – Lin Yang sam amatorsko uprawiał sport. Chłopak próbował różnych sportów – w tym tak charakterystycznych dla krajów azjatyckich jak tenis stołowy, pływanie czy taekwondo – ale ostatecznie postawił na koszykówkę.
To okazało się strzałem w dziesiątkę. Jeszcze przez wyjazdem do Stanów Zjednoczonych młody podkoszowy zaliczył dwa udane sezony w lidze chińskiej. W każdym z nich, reprezentując barwy Qingdao Eagles, załapał się do grona największych gwiazd rozgrywek, a raz nawet został wybrany ich najlepszym defensorem. Teraz będzie miał szansę pokazać się za oceanem, a wyniki z Ligi Letniej były w tym kontekście co najmniej obiecujące. I nie chodzi tutaj nawet o fakt przyciągnięcia nowej widowni z Chin – według „The Washington Post” bezpłatna transmisja meczu Blazers z Memphis Grizzlies na platformie Tencent w samym tylko Państwie Środkaa zgromadziła… 5,2 miliona widzów (a jedna z płatnych – 3,4 miliona, czyli jakieś 16 razy więcej niż zwykle), podczas gdy debiut Coopera Flagga na ESPN oglądało w USA „zaledwie” 1,1 miliona osób.
W Las Vegas Hansen pokazał, dlaczego Blazers wiążą z nim tak duże nadzieje, że mimo związania się w ubiegłym roku z innym obiecującym podkoszowym, Donovanem Clinganem, tym razem postawili na niego. Jego połączenie warunków fizycznych, umiejętności podawania, mobilności i rzutu mogło robić wrażenie, jednak największą uwagę mediów przyciągnął pewien drobny gest, który łatwo było przeoczyć.
Podczas jednego z wywiadów Yang z uśmiechem stuknął się w nadgarstek, co było żartobliwym ukłonem w stronę „Dame Time” i wyraźnym sygnałem, że cieszy się na wspólną grę z powracającym do Portland Damianem Lillardem. Oczekuje się, że to właśnie weteran ma odegrać rolę mentora dla młodych zawodników, takich jak właśnie 20-latek z Chin. Zresztą nie tylko ze strony 35-letniego rozgrywającego może spodziewać się wsparcia.
– To na pewno duża presja. Chciałbym po prostu pokazać ludziom w Chinach, że dobrze sobie radzę. Zanim wyjechałem do Stanów, Yao zadzwonił do mnie i podzielił się swoimi doświadczeniami. Powiedział mi: ciesz się jedzeniem, piciem, snem i w ogóle wszystkim – wyznał Yang, nawiązując do porady, jakiej jeszcze przed debiutem udzielił mu największy – dosłownie i w przenośni – z gwiazdorów chińskiego basketu, Yao Ming.
Wprawdzie można się spodziewać, że – przynajmniej na początku sezonu – Hansen będzie pełnił rolę zmiennika Clingana, to jednak jeśli jego rozwój będzie przebiegał harmonijnie, czas spędzany na parkiecie również wzrośnie. Kibice z Oregonu już teraz są podekscytowani grą ich nowego ulubieńca. Jego droga była pełna wyzwań, jednak z radością w sercu, zdrowym podejściem i wsparciem legend takich jak Yao czy Lillard, Yang ma sporą szansę na to, by stać się czołowym podkoszowym NBA, nawet jeśli nigdy nie dorówna osiągnięciom Jokicia.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!