Po dłuższym, martwym okresie w tegorocznym offseason NBA, ostatnie dni przyniosły nam pewne orzeźwienie. Wczoraj decyzję kontraktową podjął Damian Lillard, a chwilę wcześniej rozwiązała się długo trwająca sprawa Bradley’a Beala. Gracz w końcu dogadał się z Phoenix Suns co do warunków zwolnienia i od razu podpisał nową umowę z Los Angeles Clippers. Ważną rolę w jego decyzji miał odegrać… James Harden!
Zwolnienie Bradley’a Beala to już kolejny – po sadze transferowej Kevina Duranta – etap w procesie rozkładu Phoenix Suns. Beal trafił do Arizony dwa sezony temu. Był to efekt mocarstwowych planów nowego właściciela, Mata Ishbii. Suns pozyskali Bradley’a Beala z Washington Wizards w zamian za Chrisa Paula, Landry Shameta i cały zastęp picków w drafcie. Dziś, po dwóch fatalnych latach, został on zwolniony ze swojego kolosalnego kontraktu. Miał więc pełną dowolność wybrania sobie nowego pracodawcy. Jako, że Suns i tak muszą mu wypłacić należne pieniądze, nie musiał się przejmować szukaniem wysokich zarobków. Mógł wziąć minimum od kogokolwiek. Padło na Clippers.
Już od dłuższego czasu mówiło się, że ważnym czynnikiem przy wyborze nowego pracodawcy będzie dla Bradley’a Beala jego rodzina. Żona koszykarza wychowywała się w Los Angeles, a samo miasto z pewnością jest bardziej atrakcyjne do życia niż kilka innych miast z klubami w NBA. W grę z pewnością wchodzili więc Los Angeles Clippers, ale i Los Angeles Lakers.
Dlaczego więc Clippers? Dużą częścią ich sukcesu w sprowadzeniu Beala miał stanowić James Harden:
– Powiedziano mi, że James Harden był głównym punktem w procesie rekrutacji Bradley’a Beala, rozmawiał osobiście z nim i jego obozem. Clippers naprawdę widzą Beala jako świetne dopasowanie u boku Hardena i Kawhi Leonarda – opowiada Shams Charania na antenie stacji ESPN.
– Harden sprzedał Bealowi wizję Clippers, ich głębi składu i tego, jak będzie mógł wejść w buty Normana Powella, który u boku Jamesa Hardena rozegrał najlepszy sezon w karierze. Nakreślił jak Clippers pomogli mu dokonać zwrotu w karierze po tym, jak rozczarowujące epizody na Brooklynie i w Filadelfii zepsuły jego reputację. Beal, po słabym okresie w Phoenix, który podobnie utracił swoją ligową wartość, mógł się z nim utożsamić – relacjonuje także Brian Windhorst z ESPN.
James Harden, w istocie, odbudował się po przyjściu do Los Angeles Clippers. W minionym sezonie notował średnio 22,8 punktu (najwięcej od czasów w Houston Rockets), 5,8 zbiórki i 8,7 asysty, będąc de facto jednym z najlepszych rozgrywających ligi.
Oprócz Los Angeles Clippers – według doniesień Charanii – Beal poważnie rozważał też Los Angeles Lakers, Golden State Warriors i Milwaukee Bucks.
Bradley Beal przez kilka tygodni negocjował z Phoenix Suns zwolnienie z obowiązującego kontraktu. Suns byli zobligowani zapłacić zawodnikowi jeszcze 111 mln dolarów za dwa kolejne lata. Beal zszedł z prawie 14 mln dolarów, żeby umożliwić Suns rozłożenie pozostałej kwoty (96,9 mln dolarów) na kolejne pięć lat płatności.
– Nie mogliśmy pozwolić sobie na ryzyko kolejnego straconego roku. W tej decyzji chodziło o koszykówkę. Braldey chce grać w dużych meczach. […] Nikt nie chce być zwolniony. Wiąże się z tym pewien ból w sercu. Jednak Bradley chce być w pozycji, gdzie nikt nie będzie pamiętał, że został zwolniony, a gdzie będą pamiętać jak zagrał kolejny sezon – tłumaczy w rozmowie dla ESPN Mark Bartelstein, agent Bradley’a Beala.
Bradley Beal rozegrał w barwach Phoenix Suns dwa sezony. Przez liczne urazy, był w stanie zagrać tylko kolejno 53 i 58 meczów, opuszczając w sumie aż 33% wszystkich spotkań. W tych, w których grał, notował średnio 17,6 punktu, 3,9 zbiórki i 4,3 asysty, trafiając naprawdę dobre 40,7% za trzy. Choć nie są to słabe statystyki, to na pewno rozczarowujące w kontekście gracza zarabiającego ponad 50 mln za sezon. Zwłaszcza, że obecność Beala na parkiecie była dla Suns także dużym problemem defensywnym.
Trzon Harden–Beal–Leonard na papierze wygląda całkiem dobrze. Problem? Ten co zwykle. Tercet ten w dwóch ostatnich sezonach rozegrał łącznie niespełna 75% możliwych meczów, a i tak był to wynik jak na ich standardy solidny.