W nocy z poniedziałku na wtorek Indiana Pacers nie zdołałi po raz kolejny wprowadzić w życie swojej tegorocznej specjalności zakładu, jaką były dotychczas klasyczne „powroty z dalekiej podróży”. 40 punktów zdobytych przez Jalena Williamsa sprawiło, że to Oklahoma City Thunder, po raz pierwszy w tej serii wychodząc na prowadzenie, są w tej chwili w teoretycznie lepszym położeniu. Co jednak zaważyło na wyniku? Kibice z Indianapolis są zgodni, winą obarczając trenera, Ricka Carlisle’a.



Na niespełna siedem minut do końca trzeciej kwarty, gdy Oklahoma City Thunder prowadzili 71:59, szkoleniowiec Indiana Pacers postanowił przeprowadzić zmianę. W miejsce zmagającego się z urazem łydki Tyrese’a Haliburtona, który – delikatnie mówiąc – nie rozgrywał najlepszego meczu w karierze – Rick Carlisle wprowadził do gry rezerwowego rozgrywającego, TJ’a McConnella.

Jak pokazały kolejne minuty, była to słuszna decyzja. 33-latek robił co w jego mocy, by odwrócić losy meczu. W samej tylko końcówce trzeciej kwarty były gracz Philadelphia 76ers zdobył aż 13 ze swoich łącznie 18 punktów, trafiając 6/7 rzutów z gry. Do tego dołożył dwie asysty, zbiórkę i przechwyt, dzięki czemu strata jego drużyny zmniejszyła się do zaledwie pięciu „oczek”. Wisienką na torcie – niesamowita akcja 2+1, w której McConnell poradził sobie z minięciem zarówno Shaia Gilgeous-Alexandra, jak i Alexa Caruso.

Gdy któremuś zawodnikowi dobrze idzie, należałoby raczej trzymać go na parkiecie. Tymczasem już minutę po rozpoczęciu czwartej kwarty Carlisle zdecydował się zdjąć TJ’a, przywracając do gry ewidentnie będącego w kiepskiej formie – wiadomo, z powodów zdrowotnych – Haliburtona. Wprawdzie przez większość tej części spotkania Pacers stopniowo zbliżali się do rywali – w pewnym momencie nawet na dwa punkty – lecz ostatecznie nie zdołali przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść, za co oberwało się właśnie szkoleniowcowi, który dał kolejną szansę swojemu rezerwowemu rozgrywającemu dopiero wtedy, gdy sytuacja była już właściwie rozstrzygnięta.

Żeby nie było – z krytyką spotkał się także Haliburton, który rozegrał prawdopodobnie najgorszy mecz w swojej karierze, a przynajmniej biorąc pod uwagę tylko fazę play-off. Dość powiedzieć, że 25-latek nie trafił ani jednego rzutu z gry (0/6 z pola, w tym 0/4 zza łuku), a swoje cztery punkty zdobył z linii rzutów wolnych. Na parkiecie spędził łącznie 34 minuty, podczas których jego wskaźnik plus/minus wyniósł niezbyt oszałamiające -13.

I chociaż Tyrese zapisał na swoje konto również siedem zbiórek i sześć asyst, co można uznać za przyzwoity wynik, to wielu fanów ostentacyjnie oskarżyło go o to, że nie stanął na wysokości zadania w momencie, gdy Indiana najbardziej go potrzebowała. Pojawiły się nawet opinie, że w pewnym momencie Pacers byli blisko wyrównania stanu gry nie dzięki Haliburtonowi, ale raczej pomimo niego, co stanowi jasny dowód na to, że – mimo wcześniejszych, niemal bohaterskich występów – nie można go jeszcze zaliczyć do grona największych gwiazd NBA. Jak bezmyślnie skomentował niesławny Stephen A. Smith: – Haliburton prezentował się tragicznie i cieszę się, że jest kontuzjowany.

O ile takie opinie, spowodowane zapewne frustracją po przegranym meczu, można zrozumieć, to jednak warto pamiętać, że 25-letni rozgrywający postanowił grać mimo ewidentnie dokuczającej mu kontuzji łydki. Z jej powodu jego czas gry był nieco ograniczony, a w dodatku w drugiej kwarcie musiał na krótko opuścić boisko. Wprawdzie był w stanie wrócić do gry i występować, pomimo bólu, to jednak uraz ewidentnie ograniczył jego niebagatelne zazwyczaj umiejętności. Widząc co się dzieje, być może Carlisle lepiej by postąpił, gdyby w miejsce nie radzącego sobie w tym meczu Haliburtona ponownie wpuścił na plac gry McConnella, który był w przysłowiowym gazie.

Zgoda, 33-latek to nie ten kaliber zawodnika, co jego młodszy kolega, jednak zwłaszcza w starciach z OKC pokazał, że w trudnych momentach można na niego liczyć. Jemu również zdarzają się potknięcia – przykładem trzeci mecz z Milwaukee Bucks czy piąty z Cleveland Cavaliers – ale w samym tylko postseasonie, grając średnio po niespełna 17 minut, notował 9 punktów, 2,9 zbiórki i 4 asysty, co jest przyzwoitym wynikiem. Trudno przypuszczać, by grając w zastępstwie Haliburtona wymyślił koszykówkę na nowo, ale poniżej pewnego poziomu też by najpewniej nie zszedł. Niewykluczone zresztą, że jeśli w kolejnym spotkaniu Tyrese wciąż nie będzie w pełni sił, trener Carlisle znów będzie musiał zaufać swojemu rezerwowemu. Może nawet w większym zakresie.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna



  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    4 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments