Niespełna dwa tygodnie temu świat obiegła informacja o powrocie samego Michaela Jordana do krajobrazu NBA. Jedna z największych legend koszykówki doszła do porozumienia z NBC, dołączając do zespołu jako „specjalny współpracownik”. Pytanie brzmiało – po co? Przecież osoba o takim statusie nie musi już nikomu udowadniać, przynajmniej w teorii. Najnowsza teoria sugeruje jednak, że być może jest wręcz przeciwnie.
O szczegółach pisaliśmy już w tym miejscu. Wtedy nie było jeszcze wiadomo na czym dokładnie ma polegać współpraca Michaela Jordana z NBC, lecz można było się domyślić, że nie będzie on stałym elementem relacji proponowanych przez stację, a zamiast tego będzie zaliczał okazjonalne występy przy okazji konkretnych materiałów lub jakichś większych wydarzeń.
Nieco więcej światła na całą sprawę rzucił Alex Sherman, chociaż… tak naprawdę nie wiemy wiele więcej. Według dziennikarza pracującego dla CNBC, rola Jego Powietrznej Wysokości w sieci wciąż jest „niejasna” nawet wewnętrznie, a szczegóły wciąż ulegają zmianie. Początkowy plan zakłada, że Jordan będzie dostarczał analizy w formie nagranych wcześniej segmentów, które będą emitowane podczas programów przedmeczowych lub w przerwie meczu. Na tę chwilę nie jest jednak pewne, że nie dojdzie do kolejnych korekt.
Zagadką wciąż pozostaje również powód, dla którego legenda Chicago Bulls miałaby chcieć po latach ponownie zagłębić się w środowisko najlepszej ligi świata. Ciekawą teorią wskazującą na szerszy obraz podzielił się były futbolista, Brady Quinn. Emerytowany już rozgrywający, który przez kilka lat występował w NFL, wypowiedział się na ten temat w poniedziałek w swoim programie „2 Pros and a Cup of Joe” w FOX Sports.
– Michael Jordan to najlepszy koszykarz wszech czasów, zgoda? Ale nie wszyscy tak to widzą. Wiele osób próbuje argumentować, że może jest jeszcze kilku innych kandydatów do tego miana – w szczególności jeden, który wciąż gra. Chociaż dni LeBrona Jamesa na parkiecie prawdopodobnie są już policzone – stwierdził 40-latek.
– A jak myślicie, co LeBron będzie chciał robić po zakończeniu kariery? Po prostu zniknie w cieniu i nikt już o nim nie usłyszy? Uważam, że ze strony Michaela Jordana to zagranie na poziomie największego z najwiekszych – uprzedzić to, gdzie moim zdaniem LeBron James chciałby się w pewnym momencie znaleźć. A jeśli jesteś legendą, a do tego jako autorytet pojawiasz się w dużej stacji telewizyjnej jako część transmisji, relacji – to będzie miało ogromne znaczenie. I da mu to naprawdę silną pozycję – dodał.
Ta teoria, choć na pierwszy rzut oka może się wydawać szyta zbyt grubymi nićmi, jednak ma ręce i nogi. MJ już teraz, dzięki stałym dochodom z reklam i różnym inwestycjom, odnosi ogromne sukcesy finansowe, przez co od ponad dwóch dekad może się cieszyć sportową emeryturą. Z kolei LeBron James, już 40-letnia gwiazda Los Angeles Lakers, zbliża się do zawieszenia butów na kołku, co z pewnością będzie szeroko komentowanym wydarzeniem. W związku z powyższym, Jordan mógł zdecydować się na dołączenie do NBC, by w odpowiednim momencie spróbować ponownie zaistnieć w świadomości opinii publicznej. Szczególnie, że wielu nowych kibiców koszykówki może już go nie pamiętać z parkietu, a zamiast tego kojarzyć raczej z wątpliwej jakości epizodu w roli właściciela Charlotte Hornets.
Drugi argument na potwierdzenie tezy – już kilka lat temu pojawiła się informacja, jakoby Air dał zielone światło na produkcję przez ESPN dokumentu „The Last Dance” właśnie w odpowiedzi na sukcesy młodszego kolegi po fachu. Zasugerował to w 2020 roku Mike Tollin, jeden z producentów, który cztery lata wcześniej spotkał się z Michaelem w celu potencjalnej autoryzacji serialu.
– Wszechświat ma naprawdę zabawne poczucie humoru. Bo kiedy się obudziłem, włączyłem ESPN, szykując się do wyjścia, a tam LeBron [James] i Cavaliers maszerowali ulicami Cleveland z trofeum, które właśnie zdobyli – powiedział, cytowany przez Ramonę Shelbourne.
A co na to sam King James? Z pewnością ma już pewne doświadczenie w roli analityka koszykówki, wyniesione z podcastu, który prowadził najpierw z JJ’em Redickiem – obecnie szkoleniowcem Lakers – a potem Steve’em Nashem. Tymczasem we wrześniu ubiegłego roku sam zainteresowany wyraźnie dał do zrozumienia, że nie wyklucza kariery komentatora, chcąc iść w ślady legendarnego futbolisty, Toma Brady’ego. Wprawdzie nie wiadomo jeszcze kiedy LBJ zdecyduje się zawiesić buty na kołku, ale można się spodziewać, że nie tak zaraz ten ambaras. Mimo wszystko może jednak rzeczywiście coś jest na rzeczy?
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!