Wciąż tajemnicą pozostaje czy zobaczymy jeszcze Gregga Popovicha na ławce trenerskiej San Antonio Spurs. Legendarny szkoleniowiec cieszy się w organizacji takim statusem, że zwolnienie mu nie grozi i wszystko będzie zależało od jego decyzji, kiedy ze sceny zejść. Najnowsze informacje każą sugerować, że być może jednak będzie zmuszony coś postanowić i to raczej prędzej niż później.
Wszystko zaczęło się 2 listopada ubiegłego roku, gdy Gregg Popovich „źle się poczuł”. Późniejsze badania wykazały, że u trenera San Antonio Spurs doszło do lekkiego udaru. Nic dziwnego, że w tej sytuacji musiał on ustąpić ze stanowiska, a jego tymczasowym następcą został jeden z asystentów, Mitch Johnson. Od tego momentu wydawało się jednak, że stan zdrowia doświadczonego szkoleniowca się poprawia.
Pod koniec lutego pisaliśmy na naszych łamach, że popularny Pop po raz pierwszy od listopadowego incydentu mógł się spotkać osobiście ze swoimi zawodnikami. Również wtedy doszło do oficjalnego ogłoszenia, że 76-latek na pewno nie wróci już na ławkę w tym sezonie, ale nie wyklucza kontynuowania kariery w przyszłości. Rokowania wydawały się być raczej pozytywne.
Tymczasem w piątek portal TMZ opublikował informacje dotyczące kolejnych zdrowotnych perypetii Popovicha, które miały dać o sobie znać we wtorek wieczorem. Otóż do jednej ze steakowni w rejonie San Antonio zostały wezwane służby ratunkowe, które otrzymały zgłoszenie o przypadku omdlenia starszej osoby. Na miejscu okazało się, że pomocy wymaga właśnie (były?) trener Spurs, który został odwieziony do szpitala karetką pogotowia.
Powołując się na swoje źródła, dziennikarze TMZ napisali, że Popovich wydawał się nadal odczuwać skutki lekkiego udaru, którego doznał na początku listopada. Zanim doszło do sytuacji wymagającej interwencji medycznej, przebywał w lokalu przez prawie dwie godziny. Według zespołu, który go transportował, 76-latek był całkowicie przytomny i rozmawiał z nimi. Niektóre źródła podają, że Pop czuje się już lepiej i został wypisany do domu. Na ten moment jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Nawet jeśli, to kolejny incydent zdrowotny w przeciągu mniej więcej pół roku nie zwiastuje dobrze na przyszłość. Nie musi to jeszcze oznaczać najgorszego, jednak pięciokrotny mistrz NBA z drużyną Spurs może być zmuszony przemyśleć swoją przyszłość. Oficjalnie nie potwierdził ani nie zaprzeczył informacji o potencjalnym powrocie do zawodu, ale Pop to twardziel i można było się spodziewać, że jeśli poczuje się na siłach, będzie chciał znów zasiąść na ławce trenerskiej. Pytanie tylko czy, biorąc pod uwagę nowe okoliczności, kolejne zanurzenie się w nasiąknięty stresem żywot szkoleniowca w najlepszej lidze świata jest wart ryzyka.
Otwartą kwestią pozostaje to, kto mógłby zastąpić trenera z największą liczbą zwycięstw (1,390) w historii NBA. Trudno powiedzieć, by Johnson zawiódł na stanowisku zwolnionym przez jego niedawnego pryncypała. Spurs pod jego wodzą zakończyli sezon regularny z bilansem 34-48 i po raz szósty z rzędu nie dostali się do play-offów, lecz wciąż jest to drużyna będąca w fazie przebudowy wokół znakomitego Victora Wembanyamy. Jego problemy zdrowotne również nie pozostały bez wpływu na wyniki drużyny.
Inne opcje? Właściwie z posadą szkoleniowca Spurs łączy się ostatnio chyba każde dostępne nazwisko. Wśród kandydatów mamy więc Mike’a Browna czy też zwolnionych niedawno Mike’a Budenholzera, Michaela Malone’a i Taylora Jenkinsa. Najciekawszą z możliwych opcji wydaje się być chyba jednak… Becky Hammon, zaufana współpracownica samego Popa.
48-letnia trenerka to była gwiazda WNBA, która w latach 2014-21 była zatrudniona w sztabie szkoleniowym Spurs, stając się pierwszą kobietą w lidze na podobnym stanowisku. Trzeba przyznać, że zyskała sobie zaufanie szefa, ale też samych zawodników, których pomagała szkolić. No i przeszła do historii, gdy 30 grudnia 2020 roku musiała poprowadzić drużynę w zastępstwie Popa, który już w drugiej kwarcie został wyrzucony z gry. Ostatecznie Ostrogi przegrały wówczas z Los Angeles Lakers 121-107.
– Becky Hammon potrafi trenować. Nie twierdze, że radzi sobie całkiem nieźle. Nie mówię, że zna się na tym na tyle, by jakoś dać radę. Nie mówię, że prawie dorównuje trenerom NBA. Mówię wprost: Becky Hammon potrafi prowadzić drużynę NBA. I tyle – pisał w 2018 roku Pau Gasol, który z niejednego koszykarskiego pieca chleb jadł.
Co ciekawe, Hammon w 2021 roku była kandydatką do objęcia posady głównej trenerki Portland Trail Blazers, lecz na ostatniej prostej przegrała z Chaunceyem Billupsem. Zamiast tego znalazła zatrudnienie w WNBA, gdzie jako trenerka Las Vegas Aces zdobyła mistrzostwa w swoich dwóch pierwszych sezonach. Wydaje się więc, że ciesząca się ogromnym szacunkiem w San Antonio Becky mogłaby być idealną następczynią swojego mentora. Czy tak się stanie? Na odpowiedź będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!