Do zakończenia sezonu regularnego zostało już niewiele czasu, więc jeśli drużyny NBA chcą jeszcze dokonać ostatnich, kosmetycznych korekt w swoich składach, to teraz jest dobry moment. Do takiego wniosku doszli w Los Angeles Lakers. Chcąc wzmocnić zespół przed fazą play-off, Rob Pelinka i spółka zdecydowali się przekonwertować kontrakt jednego z zawodników, dotychczas przebywającego w drużynie na zasadach umowy dwustronnej. By to zrobić, trzeba było zwolnić innego z koszykarzy.
Jak poinformował na portalu X Shams Charania, Los Angeles Lakers zdecydowali się zaoferować nowy, standardowy kontrakt Jordanowi Goodwinowi. Może i 26-letni rozgrywający nie jest wirtuozem koszykówki, jednak w ostatnich tygodniach stał się kluczowym elementem rotacji składu. Były zawodnik Washington Wizards, Phoenix Suns i Memphis Grizzlies znakomicie wypełnił lukę w defenywie na obwodzie, która powstała po odejściu Maxa Christiego.
W 19 meczach dla Lakers Goodwin notował średnio 6,4 punktu, 3,9 zbiórki, 1,4 asysty oraz 1,2 przechwytu na mecz. Trafiał przy tym 47% wszystkich rzutów z gry, w tym 41,3% zza łuku. Problem w tym, że według zasad dotychczasowego kontraktu nie mógłby być dostępny do gry w fazie play-off. To sprawiło, że władze organizacji ze złoto-purpurowej części Miasta Aniołów musiały zmienić warunki zatrudnienia zawodnika, by dalej móc korzystać z jego usług. Według doniesień Chrisa Haynesa, Jordan ma podpisać dwuletni kontrakt z opcją drużyny na sezon 2025-26.
By jednak taki ruch był możliwy, któryś z zawodników musiał zostać zwolniony. Padło na Cama Reddisha, który raczej nie należał do ulubieńców trenera JJ’a Redicka. Dość powiedzieć, że pod wodzą obecnego szkoleniowca Lakers 25-latek zaliczył tylko 33 występy.
Zawodnik wybrany z numerem 10 draftu w 2019 roku przez Atlanta Hawks nie tak dawno tymu był częścią wymiany z Charlotte Hornets, w której do Los Angeles miał trafić Mark Williams. Gdy jednak transakcja została anulowana, Reddish wrócił do Lakers, lecz od tamtego momentu rozegrał zaledwie dwa mecze. Co dość ironiczne – tydzień temu w spotkaniu z Milwaukee Bucks spędził na parkiecie 22 minuty – najwięcej od… Świąt Bożego Narodzenia. Trudno jednak powiedzieć, by dobrze wykorzystał ten czas, skoro zapisał na swoje konto zaledwie dwa punkty (1/6 z gry), cztery zbiórki i dwa przechwyty.
Wbrew pozorom nie był to tylko wypadek przy pracy. Reddish, który po skorzystaniu z opcji zawodnika grał na wygasającym kontrakcie, tylko osiem razy (na 33 możliwe) wychodził na parkiet w pierwszej piątce. Chociaż grał średnio po 17,8 minuty na mecz, notował jedynie 3,2 punktu, 2,0 zbiórki, 0,7 asysty i jeden przechwyt, trafiając 40,4% rzutów z gry, w tym zaledwie 27,7% z dystansu. To zdecydowanie jego najsłabszy sezon w karierze, więc wątpliwym jest by przekonał kogokolwiek, że warto mieć go w zespole.
W przeciwieństwie do Goodwina, który jeszcze niedawno tułał się po NBA, aż dostał swoją szansę w Mieście Aniołów i zrobił wszystko, by ją wykorzystać. To zawodnik, który ma realny wpływ na grę swojego zespołu, co udowadnia, że Rob Pelinka i jego współpracownicy jednak znają się na rzeczy.
Zatrzymanie Goodwina zapewnia trenerowi Redickowi większą głębię na obwodzie oraz zawodnika, któremu może zaufać, w przeciwieństwie do prezentującego się niezbyt ekskluzywnie Reddisha. Niewykluczone, że 26-latek już wkrótce podąży śladami Austina Reavesa, który swego czasu przeszedł tę samą ścieżkę, a może nawet Alexa Caruso, którego odpuszczenia w organizacji żałują po dziś dzień.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!