Dzisiejszej nocy w NBA rozegrano aż 12 spotkań. Nie brakowało wśród nich niespodzianek. Osłabieni kontuzjami Lakers ulegli Brooklyn Nets, a Celtics z trudem pokonali Utah Jazz. Wyrównaną i emocjonującą końcówkę można było oglądać chociażby w batalii Suns z Grizzlies czy Mavericks ze Spurs. Centralnym punktem nocy była kolejna odsłona rywalizacji Nuggets z Thunder, z której tym razem zwycięsko wyszła drużyna Nikoli Jokicia.



Los Angeles Lakers – Brooklyn Nets 108:111

  • Los Angeles Lakers przystępowali do tego meczu w roli wyraźnego faworyta. Pomimo braku LeBrona Jamesa powinni gładko wygrać z zajmującymi niską lokatę Brooklyn Nets. Jednak w praktyce to zadanie okazało się trudniejsze i ekipa z Wielkiego Jabłka sprawiła nie lada sensację i przerwała swoją siedmiomeczową serię porażek.
  • W pierwszej kwarcie gra układała się korzystnie dla podobiecznych J.J.’a Redicka. Jeziorowcy wygrali tę odsłonę 28:16 i nic nie zapowiadało tego jak miały się potoczyć dalsze losy meczu. Na drugą odsłonę Nets wyszli kompletnie odmienieni i zaskoczyli Lakers, wygrywając ten fragment 32:19. Lakers na powierzchni utrzymywał Jordan Goodwin, który zdobył w tej części 11 punktów, trafiając przy tym trzy rzuty z za łuku.
  • Druga połowa była niezwykle wyrównana. Żadna z drużyn nie była w stanie dłużej utrzymać bezpiecznej przewagi. W ostatniej części gry Nets delikatnie odskoczyli Jeziorowcom, głównie za sprawą dobrej gry Noah Clowneya. Cenne punkty dorzucił wówczas D’Aneglo Russell, którego trójka na 1:31 do końca meczu wyprowadziła Nets na kilkupunktowe prowadzenie, a także Cameron Johnson, który nie pozwolił Lakers na złapanie kontaktu.
  • Po stronie Nets najlepiej spisał się Noah Clowney, który zanotował 19 punktów i pięć zbiórek. Cameron Johnson i Keon Johsnson dorzucili po 18 „oczek”, czym znacząco przyczynili się do sukcesu swojej drużyny.
  • Liderem Lakers był Luka Doncic, autor triple-double (22 punkty, 12 zbiórek, 12 asyst). Najlepszym punktującym w drużynie z Miasta Aniołów był Gabe Vincent, który rzucił, najlepsze w sezonie 24 punkty. Bliski potrójnej zdobyczy był Austin Reaves (17 punktów, osiem zbiórek i 10 asyst), ale trafił tylko 3/14 rzutów i miał najgorszy w zespole współczynnik+/- (-10).

Utah Jazz – Boston Celtics 108:114

Relacja już wkrótce

Washington Wizards – Toronto Raptors 104:119

  • Zarówno Washington Wizards jak i Toronto Raptors to zespoły z dolnej części tabeli Wschodu. Ich szanse na zakwalifikowanie się do fazy play-off są znikome, ale dziś ewidentnie zespół z Kanady chciał udowodnić swoją wartość. Zawpdnicy Raptors fenomenalnie walczyli na tablicach. Czterech zawodników zebrało co najmniej 10 piłek, a cały zespół zakończył spotkanie z 73 zbiórkami. To najlepszy wynik w tym sezonie wśród wszystkich drużyn NBA i ten aspekt zdeycydowanie przyczynił się do zwycięstwa Raptors.
  • Pierwsza połowa zakończyła się jednopunktowym prowadzeniem Wizards i wszystko wskazywało na to, że mecz będzie wyrównany aż do końcowej syreny. Raptors mieli jednak inne plany. Podopieczni Darko Rajakovicia weszli na drugą część gry odmienieni i zmotywowani, co poskutkowało świetną trzecią kwartą. Drużyna z Toronto wygrała ten fragment 39:17, czym zapewniła sobie prowadzenie, którego nie wypuściła już do końca.
  • Po stronie Raptors najbardziej wyróżnił się A.J. Lawson, który rzucił najlepsze w karierze 32 punkty, trafiając przy tym siedem rzutów z za łuku, zebrał też 12 piłek z tablic. Niezłe spotkanie rozegrał też R.J. Barret, autor 14 punktów 10 zbiórek i ośmiu asyst. Ważnym elementem układanki w drużynie z Kanady był również Orlando Robinson, który zanotował 13 punktów i 11 zbiórek, może się też pochwalić najlepszym w zepole wskaźnikiem +/- (+17).
  • W ekipie z Waszyngtonu prym wiódł Alex Sarr, autor 16 punktów, 11 zbiórek i trzech bloków. Klasycznie, swoje zdobycze dołożył Jordan Poole, który dorzucił 16 „oczek”.

Charlotte Hornets – Miami Heat 105:102

  • Mecz, którego zdecydowanym faworytem była drużyna Miami Heat okazał się być wyboistą przeprawą i ostateczną porażką dla ekipy z Florydy. Przyczyny tego można upatrywać w rozdrażnieniu graczy Charlotte Hornets, po nie dawnym, przegranym meczu z Cleveland Cavaliers.
  • Heat dobrze weszli w mecz i szybko obieli prowadzenie, wygrywając pierwszą kwartę 34:21. Ofensywę drużyny Erika Spoelstry w tej części gry prowadził Andrew Wiggins (12 punków) i Bam Adebayo (11 punktów. W drugiej odsłonie Hornets nie dali się jednak pogrążyć i głównie za sprawą Milesa Bridgesa, który rzucił wówczas 12 punktów, schodząc do szatni zmniejszyli stratę do sześciu „oczek”.
  • Trzecia kwarta nie przyniosła przełamania żadnej z drużyn, jednak w ostatniej części gry to Hornets przyspieszyli i ruszyli po zwycięstwo. Batalia była wymagająca, początkowo Heat odskoczyli na kilka punktów, jednak niedługo później Szerszenie spowodowały powrót do meczu punkt za punkt. Na około minutę przed końcem Milesa Bridges trafił dwie trójki, dzięki czemu wyprowadził swój zespół na dwupunktowe prowadzenie (101:99). Próby pogoni Heat okazały się nieskuteczne i ostatecznie wymiana ciosów potoczyła się lepiej dla drużyny z Charlotte i pozwoliła im wrócić do domu z tarczą.
  • Bez wątpienia najlepszym zawodnikiem na parkiecie był Miles Bridges. Skrzydłowy rzucił 35 punktów, trafiając 5/11 prób z dystansu. Dobre spotkanie rozegrał też Mark Williams III, który do zdobytych 24 „oczek” dorzucił 10 zbiórek. Ważnym elementem ofensywy Szerszeni był także LaMelo Ball, autor 15 punktów i 10 asyst.
  • Po stronie Heat wyróżnił się przede wszystkim Bam Adebayo, który był bliski potrójnej zdobyczy (23 punkty, 14 zbiórek, osiem asyst). Dobre, ale nie wybitne spotkanie rozegrał Tyler Herro, autor 21 punktów, zaś Andrew Wiggins dorzucił solidne 19 „oczek”.

Philadelphia 76ers – Atlanta Hawks 123:132

  • Mecz Philadelphii 76ers z Atlanta Hawks to typowe spotkanie środkowej części tabeli Wschodu. Z racji, że faza play-off zbliża się wielkimi krokami, takie mecze jak ten mogą mieć ogromne znaczenie w walce o lepsze rozstawienie w drabince Wschodu. Na razie można mieć jednak wątpliwości czy Szóstki w ogóle będą miały szansę rozegrać spotkanie, nawet w fazie play-in.
  • Hawks wyszli na mecz bez swojej największej gwiazdy Trae’a Younga, ale nie przeszkodziło im to w graniu dobrej koszykówki i ostatecznie w odniesieniu zwycięstwa. Pierwszą kwartę nieznacznie wygrał zespół z Atlanty (33:31). Dobrze w tym fragmencie prezentował się debiutant Zaccharie Risacher, autor 11 punktów. Następna cząstka meczu także padła łupem Hawks, co pozwoliło im na zejście do szatni przy prowadzeniu 66:57.
  • Druga połowa nie przyniosła zmiany w rytmie tego meczu, w związku z czym drużyna Quina Snydera jeszcze bardziej powiększyła swoją przewagę, która w szczytowym momencie sięgnęła 22 punktów. Dopiero w ostatniej kwarcie zawodnicy 76ers przebudzili się i rozpoczęli pogoń za korzystnym rezultatem. Prowadzone przez Quentina Grimesa Szóstki, na pół minuty przed końcową syreną, zmniejszyły stratę do 5 „oczek”, ale zabrakło im czasu i ostatecznie to Hawks odnieśli zwycięstwo w tym meczu.
  • Po stronie Hawks na wyróżnienie zasłużył m.in. Dyson Daniels, który pod nieobecnośc Trae’a Younga przejął obowiązki kreowania ofensywy. Najlepszy przechwytujący NBA zanotował 25 punktów, sześć zbiórek i dziewięć asyst. Dobrze spisał się też Zaccharie Risacher (22 punkty i osiem zbiórek), a także Terance Mann, który dorzucił 19 „oczek.”
  • W drużynie 76ers kolejny raz świetnie spisał się Quentin Grimes, który próbował uratować drużynę z Miasta Braterskiej Miłości, przed kolejną porażką. Zakończył spotkanie z dorobkiem 35 punktów, siedmiu zbiórek i pięciu asyst. Trafił też 5/11 rzutów trzypunktowych. Jasnym elementem po stronie Szóstek był też Ricky Council IV, który zanotował 19 „oczek”.

Denver Nuggets – Oklahoma City Thunder 140:127

  • Spotkanie Denver Nuggets z Oklahoma City Thunder to z pewnością najbardziej wyczekiwany mecz dzisiejszej nocy. Dzień wcześniej w pojedynku między tymi drużynami sukces odnieśli Thunder, zatem podopiecznie Mike’a Malone’a z pewnością chcieli się zrewanżować.
  • Od samego początku mecz był ofensywną batalią. Żadna z drużyn nie była w stanie na dłuższy czas spowolnić rywala, przez co cały czas mecz był na styku. Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem Thunder 73:67, w dużej mierze to zasługa Isiaha Hartensteina, który zdobył 16 punktów i stworzył przeciwwagę dla Jokicia pod obręczą.
  • Druga połowa to już popis Nuggets, a de facto duetu MurrayJokic. Kanadyjski rozgrywający zanotował w tej części gry 18 punktów, a jego podkoszowy partner 17 „oczek”, trafiając wszystkie osiem rzutów z gry. Na przełomie trzeciej i czwartej kwarty zespół z Denver najpierw zbliżył się do rywali, a następnie objął prowadzenie. Pomimo dobrego fragmentu Shaia Gilgeousa-Alexandra i Luguentza Dorta, Thunder nie byli w stanie wytrzymać ofensywnego tempa Nuggets i w czwartej kwarcie stracili kontakt, ostatecznie przegrywając mecz.
  • Dzisiejszy mecz bardzo dobrze pokazał czego brakowało Nuggets w ubiegłym starciu obu drużyn: dobrze dysponowanego Jamala Murray’a, który dzisiaj rzucił 34 punkty i wyraźnie wspomógł fenomenalnego Nikole Jokicia. Serbski środkowy był bliski triple-double, ale popisał się też zdobyczą punktową (35 punktów, 18 zbiórek, osiem asyst). Warto dodać, że trzykrotny MVP ligi trafił 15/20 rzutów i popełnił tylko jedną stratę. Trzeba docenić też resztę drużyny Mike’a Malone’a, ponieważ aż sześciu zawodników zdobyło dwucyfrowe zdobycze punktowe, co w starciu z takim rywalem jak OKC jest kluczowe dla sukcesu.
  • Po stronie Thunder dobrze, choć nie wybitnie, spisał się Shai Gilegous-Alexander (25 punktów). Powyżej oczekiwań zagrał Luguentz Dort, autor 26 „oczek” i ośmiu celnych prób z za łuku. Należy docenić wysiłki Isaiaha Hartensteina, którego świetna gra w pierwszej połowie trzymała OKC w grze, środkowy skończył spotkanie z dorobkiem 20 punktów.

Phoenix Suns – Memphis Grizzlies 118:120

  • Phoenix Suns grają ostatnio wyjątkowo w kratkę i nie są w stanie złapać optymalnego rytmu, który sugerowałby, że zespół marzy nie tylko o grze w turnieju play-in, ale i walce o najwyższe laury. Minionej nocy dobrze weszli w mecz (26:34), ale szybko pozwolili Memphis Grizzlies na zniwelowanie strat i w drugiej połowie spotkanie w dużej mierze rozpoczęło się od nowa.
  • Po przerwie niemal cały czas to gospodarze utrzymywali większe lub mniejsze prowadzenie, ale przewaga nie była wystarczająco duża, by uniknąć nerwowej końcówki. Przy 56 sekundach na zegarze trafił Kevin Durant, który zmniejszył prowadzenie rywala do trzech “oczek” (116:113). Po skutecznym zmarnowaniu niemal całego czasu akcji skutecznie odpowiedział Ja Morant.
  • Suns poprosili o przerwę na żądanie, która początkowo nie przyniosła jednak oczekiwanych efektów. Zza łuku pudłowali Grayson Allen i Royce O’Neale, ale ofensywna zbiórka i dobitka Devina Bookera pozwoliły utrzymać się w grze. Dwa rzuty wolne trafił następnie Cam Spencer, na co Durant odpowiedział trójką przy 9,1 sekundy (120:118).
  • Grizzlies wznawiali piłkę z boku, ale popełnili błąd, więc ostatnie posiadanie miało należeć do Phoenix. Piłka trafiła w ręce Duranta, który do tej pory był niemal perfekcyjny zza łuku (7/8), ale tym razem nie był w stanie znaleźć drogi do kosza, co przesądziło o porażce Phoenix.
  • Kevin Durant był tej nocy świetny i skompletował ostatecznie 35 “oczek”. Devin Booker dorzucił 26 punktów, dziewięć zbiórek i sześć asyst, z kolei skromnym double-double w postaci 10 punktów i 12 zbiórek popisał się Nick Richards.
  •  Dobrze zaczęliśmy mecz, choć [Memphis] trafili kilka trójek. Prowadziliśmy różnicą ośmiu punktów i od tamtego momentu to była po prostu walka. W tej lidze seria punktowa w pierwszej kwarcie może zmienić wiele. My mieliśmy kilka serii, oni mieli kilka serii. W końcówce wyegzekwowali wystarczająco zagrań, a my nie zdołaliśmy przełamać impasu — mówił po meczu bez większych konkretów trener Mike Budenholzer.
  • Grizzlies do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim fantastyczny Ja Morant, który popisał się podwójną zdobyczą (29 punktów, 12 asyst; 9/13 z gry, 10/10 z linii). Wspierali go przede wszystkim Cam Spencer (14 punktów, 4/7 za trzy), GG Jackson (14 punktów, 3 asysty) oraz Jay Huff (14 punktów, 4/8 zza łuku).

autor: Krzysztof Dziadek


Orlando Magic – Houston Rockets 84:97

  • Orlando Magic nie radzą sobie w ostatnim czasie najlepiej, a ich niemoc widoczna była tej nocy już od pierwszej kwarty. Przyjezdni z Florydy nie mogli się wstrzelić (8/23 z gry), ale ratował ich fakt, że Houston Rockets również nie grzeszyli skutecznością (23:19). Obie strony wrzuciły wyższe tempo w drugiej odsłonie, wyróżniali się wówczas przede wszystkim Paolo BancheroDillon Brooks czy Steven Adams, ale wynik oscylował mniej więcej w granicach remisu (51:46).
  • W trzeciej odsłonie gra Magic znów całkowicie się posypała. Znów zawiodła skuteczność (5/18, 27,8%), co tym razem gospodarze byli w stanie wykorzystać w większym stopniu. Rockets wypracowali sobie dwucyfrową przewagę głównie za sprawą rzutów za trzy (6/14 w 3Q, 6 z 7 trafień Houston w tej kwarcie to trójki) i nie oddali jej już do końcowej syreny (75:62).
  • Solidne zawody rozegrał Jabari Smith Jr., autor 20 “oczek” i siedmiu zbiórek. Double-double w postaci 14 punktów i 14 zbiórek popisał się Alperen Sengun. Podwójną zdobycz dołożył również Steven Adams (11 punktów, 17 zbiórek).
  • Prym po stronie Orlando wiódł Paolo Banchero, który na swoim koncie zapisał 25 punktów i pięć zbiórek. Jedynym graczem, który oprócz niego zakończył zawody z dwucyfrowym dorobkiem punktowym, był Franz Wagner (15 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst; 6/17 z gry).
  • Gracze Magic pozwolili gospodarzom na aż 20 zbiórek ofensywnych. — To zrobiło różnicę. W meczu takim jak ten to przeszkoda nie do przeskoczenia — mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener Jamahl Mosley.

autor: Krzysztof Dziadek


Indiana Pacers – Chicago Bulls 103:121

Relacja już wkrótce


Dallas Mavericks – San Antonio Spurs 133:129

  • Oprócz kontuzjowanego Victora Wembanyamy w aktywnej rotacji San Antonio Spurs zabrakło tej nocy również Jeremy’ego Sochana, który po poprzednim meczu zmaga się z urazem łydki. Ostrogi dobrze weszły jednak w ten mecz, a to wszystko za sprawą fantastycznie dysponowanego w pierwszych minutach Devina Vassella, który w pierwszej kwarcie zdobył 14 punktów i to on był kluczem do prowadzenia gospodarzy (34:28).
  • W drugiej odsłonie przebudzili się Spencer Dinwiddie i Klay Thompson, choć Spurs jeszcze przez kilka długich minut utrzymywali skromną przewagę. Nawet po wyszarpaniu prowadzenia z rąk rywala Dallas Mavericks nie byli w stanie przejąć inicjatywy, a wynik cały czas oscylował w granicach remisu (63:60).
  • Trzecia kwarta to ofensywny popis obu stron, który poskutkował wynikiem 38:41. Znów błyszczał Klay (13 pkt w 3Q), na co efektowną serią trafień odpowiedział Keldon Johnson (15 pkt w 3Q). O końcowym rezultacie przesądziła ostatecznie czwarta kwarta, a dokładniej jej końcówka.
  • Mavs nieustannie utrzymywali się wówczas na prowadzeniu i wykorzystywali wszystkie swoje rzuty wolne. Na 8,1 sekundy przed końcem zza łuku trafił Johnson, czym zmniejszył stratę do trzech “oczek” (126:129). Po dwóch celnych osobistych Thompsona ponownie za trzy trafił Harrison Barnes. Raz jeszcze goście byli jednak bezbłędni z linii, czym przypieczętowali swoje zwycięstwo.
  • Mavs do zwycięstwa poprowadził wspomniany duet Klay (26 punktów; 8/14 z gry) — Spencer Dinwiddie (28 punktów, 7 zbiórek, 6 asyst). Po stronie Spurs wyróżnili się przede wszystkim Harrison Barnes (29 punktów, 8 zbiórek) oraz Keldon Johnson (28 punktów, 5 zbiórek).
  • — Zaangażowanie i zamiary były z nami przez większość czasu. Czasami trochę się zagalopowaliśmy pod względem nieodpowiednich fauli. Na początku, ale też w trzeciej kwarcie, nasza obrona wjazdów pod kosz nie była na najwyższym poziomie, co pozwoliło im wchodzić w pomalowane, wywalczać faule i zaliczać ofensywne zbiórki — mówił po meczu tymczasowy trener Spurs Mitch Johnson.

autor: Krzysztof Dziadek


Portland Trail Blazers – Golden State Warriors 120:130

  • Rozpędzeni Golden State Warriors byli faworytami tego spotkania i nie zawiedli. W spektakularnym stylu ograli Portland Trail Blazers, pokazując przy okazji swój arsenał ofensywny. Już w pierwszej kwarcie szybko odrobili straty i wyszli na prowadzenie, kończąc kwartę z wynikiem 35:27. Druga kwarta również należała do Wojowników, właśnie wtedy można było podziwiać zespołową koszykówkę drużyny Steve’a Kerra.
  • Trzecia odsłona przyniosła przebudzenie po stronie Blazers i pozwoliła im zmniejszyć stratę do ekipy z San Francisco. W tym fragmencie świetnie prezentował się Deni Avdija, który tylko w tej kwarcie zanotował 16 punktów, a także Anfernee Simons, autor 13 „oczek”. Niestety dla drużyny Chaunceya Billupsa, pod przywództwem Jimmy’ego Butlera Warriors wrócili do gry w ostatniej części meczu i nie pozwolili Blazers na złapanie kontaktu.
  • Największym sukcesem Wojowników w tym spotkaniu jest rozłożenie ciężaru ofensywy na kilku zawodników, aż siedmiu graczy Warriors odnotowało dwucyfrowe zdobycze punktowe. Pod tym względem najlepiej spisał się Gary Payton II (26 punktów). Jimmy Butler rzucił tylko 15 punktów, ale dołożył do tego 10 zbiórek i 10 asyst, tym samym kompletując potrójną zdobycz. Klasycznie, ważną postacią był Stephen Curry, autor 24 „oczek”, a Moses Moody i Buddy Hield pokazali swoją wartość dla rotacji drużyny i dorzucili po 20 punktów.
  • Po stronie Blazers należy wyróżnić duet młodych gwiazd, który utrzymywał zespół w grze. Deni Avdija kolejny raz zagrał mecz na poziomie ligowej gwiazdy, notując 34 punkty, 16 zbiórek i sześć asyst. Trafił przy tym 11/15 rzutów z gry, w tym 5/7 z za łuku. Drugim filarem ofensywy ekipy z Portland był Anfernee Simons, którego popis strzelecki zakończył się na 32 „oczkach”.

New York Knicks – Sacramento Kings 133:104

  • New York Knicks podeszli do tego spotkania w poszukiwaniu przełamania po serii trzech kolejnych porażek. Pomimo nieobecności kontuzjowanego Jalena Brunsona w mecz weszli z wysokiego “C”, bo już w pierwszej kwarcie — za sprawą trafień m.in. Milesa McBride’a oraz OG Anunoby’ego — wypracowali sobie komfortową, dwucyfrową przewagę (22:37).
  • Druga odsłona stała pod znakiem wyrównanej wymiany ciosów, ale trzecia znów miała ogromny wpływ na losy pojedynku. Raz jeszcze inicjatywę przejęli goście z Wielkiego Jabłka, a to głównie za sprawą serii punktowej 11:0 autorstwa Karla-Anthony’ego Townsa czy Josha Harta (58:79). Knicks kontynuowali swoją dominację już do końcowej syreny, a w czwartej kwarcie prowadzili nawet różnicą 35 “oczek”.
  • Kluczową rolę odegrał tej nocy tercet Towns (26 punktów, 9 zbiórek) — Anunoby (24 punkty, 8 asyst, 5 przechwytów) — McBride (21 punktów, 7 asyst; 4/5 za trzy). Po stronie Sacramento Kings pomimo porażki (trzeciej w czterech ostatnich meczach) solidnie wypadli Malik Monk (21 punktów, 3 asysty) i Zach LaVine (17 punktów, 4 zbiórki).

autor: Krzysztof Dziadek

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna

  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    25 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments