Niedzielne zmagania z NBA rozpoczęliśmy od bezpośredniego starcia dwóch głównych kandydatów do statuetki MVP. Shai Gilgeous-Alexander zdobył 40 punktów i poprowadził swoich Thunder do zwycięstwa nad Jokiciem i Nuggets. Od 20:30 Phoenix Suns rywalizowali z Dallas Mavericks i pomimo problemów wykorzystali ostatecznie poważne osłabienia kadrowe ekipy z Teksasu. Co działo się następnie w nocnych spotkaniach? Spurs z Jeremym Sochanem w składzie przegrali z Minnesota Timberwolves, Milwaukee Bucks musieli uznać wyższość faworyzowanym Cleveland Cavaliers, z kolei Philadelphia 76ers w bardzo okrojonym składzie zdołali ograć Utah Jazz. Ozdobą nocy był z pewnością game-winner Kawhia Leonarda, który dał Clippers zwycięstwo nad Sacramento Kings.
Oklahoma City Thunder – Denver Nuggets 127:103
- Trudno pomyśleć o atrakcyjniejszym spotkaniu o przyjaznej dla europejskiego kibica porze. W niedzielę o godzinie 18:00 naprzeciwko siebie stanęły dwa najlepsze zespoły Konferencji Zachodniej, których liderzy — Shai Gilgeous-Alexander oraz Nikola Jokić — do samego końca będą walczyć o tytuł MVP sezonu zasadniczego.
- W mecz zdecydowanie lepiej weszli zawodnicy Denver Nuggets, którzy po kilku niecelnych rzutach i dwóch stratach gospodarzy szybko objęli dwucyfrowe prowadzenie (0:10). Niemoc ofensywną Oklahoma City Thunder trafieniem zza łuku przerwał dopiero Luguentz Dort, po czym lider Zachodu odzyskał swój rytm.
- Po obu stronach błyszczeli Shai i Jokić, jednak serbski środkowy mógł liczyć na większe wsparcie swoich partnerów, dzięki czemu przyjezdni zakończyli pierwszą kwartę na nieznacznym prowadzeniu (28:29). W międzyczasie stracili jednak dobrze radzącego sobie w pierwszych minutach Aarona Gordona, który udał się do szatni z podejrzeniem poważniejszego urazu i nie wrócił już tego wieczoru na parkiet.
- Na początku drugiej odsłony OKC odzyskali prowadzenie po punktach Cheta Holmgrena. W kolejnych minutach Thunder utrzymywali skromną przewagę, ale przez dłuższą chwilę nie byli w stanie przejąć inicjatywy i odskoczyć nawet na kilka posiadań. Udało się dopiero po kilku minutach, gdy serią trafień za trzy popisali się Shai i Jaylin Williams, a następnie punkty dołożył jeszcze Holmgren (54:46).
- Po przerwie na żądanie Thunder powiększyli chwilowo swoją przewagę, ale Nuggets odpowiedzieli w najlepszy możliwy sposób. Po serii punktowej trójką do remisu doprowadził Michael Porter Jr., jednak to gospodarze schodzili ostatecznie na przerwę z zaliczką (61:60). OKC zaliczyli również imponującą serię w trzeciej odsłonie, kiedy znów odskoczyli (74:64), ale Jalen Pickett i Jamal Murray przywrócili Denver do rywalizacji.
- Kluczowa dla losów pojedynku okazała się ostatnia część gry, którą zawodnicy Oklahoma City wygrali aż 41:20. Na jej początku gospodarze zaliczyli serię 9:0, po czym objęli dwucyfrowe prowadzenie, którego nie oddali aż do ostatniej syreny.
- Błyskotliwy występ zaliczył Shai Gilgeous-Alexander, zdobywca 40 punktów, ośmiu zbiórek, pięciu asyst i trzech bloków (15/32 z gry, 2/11 za trzy, 8/8 z linii). Jalen Williams dorzucił imponujące 26 “oczek”, dziewięć zbiórek i osiem asyst, z kolei double-double w postaci 10 punktów i 11 zbiórek odnotował Isaiah Hartenstein.
- — Liczy się dla mnie tylko wygranie meczu — mówił po ostatniej syrenie Shai zapytany o wyścig MVP przeciwko Jokiciowi. — Uwielbiam tytuły MVP, uwielbiam nominacje All-Star, uwielbiam wszystkie indywidualne wyróżnienia, ale nic z tego nie ma znaczenia, jeżeli nie wygrywasz — dodał.
- Nikola Jokić zagrał dobrze, ale nie na poziomie, do jakiego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Środkowy zapisał na swoim koncie 24 punkty, 13 zbiórek, dziewięć asyst i trzy bloki (10/23 z gry, 2/10 za trzy). Również double-double i również 24 “oczka” zdobył Michael Porter Jr. (15 zbiórek), ale miał on tej nocy katastrofalny wskaźnik +/- (-33). W powrocie do swojego byłego domu nie popisał się Russell Westbrook, który trafił tylko 1 z 9 rzutów z gry (4 punkty, 11 zbiórek, 5 asyst).
Dallas Mavericks – Phoenix Suns 116:125
- Dallas Mavericks rozpoczęli ten mecz od kilku potknięć w ofensywie i skuteczności 1/6 z gry. Phoenix Suns nie wykorzystali jednak niemocy rywala i wynik dłuższy czas oscylował w granicach remisu. Na koniec pierwszej odsłony wyższy bieg wrzucił jednak Mason Plumlee, który przy pomocy Tyusa Jonesa wypracował przewagę dla swojego zespołu (24:32).
- Kolejna seria punktowa zwieńczona celnymi rzutami osobistymi Nicka Richardsa pozwoliła ekipie z Arizony odskoczyć na 15 “oczek” (28:43). Odpowiedzieli jednak Naji Marshall, Caleb Martin oraz Max Christie i po niespełna pięciu kolejnych minutach Mavs zbliżyli się na dwa posiadania — stratę, która utrzymała się do przerwy (54:60).
- Phoenix wrócili do dwucyfrowego prowadzenia po błysku Devina Bookera i trójce Bradleya Beala (56:70), ale wówczas na wysokości zdania stanął Klay Thompson. Obrońca potrzebował niespełna półtora minuty na zdobycie dziewięciu punktów (68:74). Mavs brakowało jednak regularności, przez co po krótkiej chwili znów musieli odrabiać bardziej odczuwalną stratę (80:93).
- Wydawało się, że Phoenix mają względną kontrolę nad spotkaniem, ale nie byli w stanie postawić kropki nad “i”. Udało się dopiero w drugiej połowie czwartej kwarty. Ofensywa gospodarzy całkowicie zatraciła jakąkolwiek efektywność, trafiając zaledwie dwa razy przez pięć minut gry. Po punktach zza łuku Royce’a O’Neale’a Suns objęli 16-punktowe prowadzenie i wówczas losy starcia były już przesądzone.
- Devin Booker nie mógł wstrzelić się zza łuku (0/6), ale skompletował 24 punkty i sześć asyst. Bliski triple-double był Kevin Durant, autor 21 “oczek”, dziewięciu zbiórek i ośmiu asyst. Na wyróżnienie zapracował też Bradley Beal, który błysnął skutecznością (7/10 z gry, 19 punktów, 6 asyst).
- Wielki wieczór zaliczył Naji Marshall, któremu zabrakło zaledwie jednej zebranej piłki do potrójnej zdobyczy (34 punkty, 10 asyst, 9 zbiórek). W ofensywie wyróżniał się też Klay Thompson (26 punktów, 6 zbiórek, 4 asysty; 5/14 za trzy). Dla Dallas jest to już piąta porażka z rzędu, co nie budzi jednak zaskoczenia.
New Orlenas Pelicans – Memphis Grizzlies 104:107
- Memphis Grizzlies w dalszym ciągu muszą radzić sobie bez Jarena Jacksona Jr’a. Odpowiedzialność za zespół spadła na barki Ja Moranta, który przyznał niedawno, że chce pojawiać się na parkiecie pomimo borykającego go urazu. Minionej nocy rozgrywający stanął na wysokości zadania.
- Do przerwy spotkanie było względnie wyrównane z lekkim wskazaniem na New Orleans Pelicans (64:57), którzy prezentowali się wówczas nieco lepiej pod względem skuteczności (47,9% — 44,9%). W trzeciej odsłonie ofensywa gospodarzy całkowicie się jednak posypała. Podopieczni Willie’ego Greena trafili jedynie 6 z 18 rzutów z gry i nie tylko stracili prowadzenie, ale od tamtego momentu musieli również odrabiać dwucyfrową stratę (79:89).
- W ostatniej części gry role się odwróciły i to Grizzlies mieli problemy z odnalezieniem drogi do kosza (5/22). Pelicans chwilowo odzyskali przewagę, ale przyjezdni nie zawiedli w kluczowym momencie. Morant podwyższył prowadzenie Memphis do sześciu “oczek” na 50 sekund przed końcem. To nie był jednak koniec emocji.
- Najpierw za trzy odpowiedział Jordan Hawkins i NOP znów byli w grze (103:106). Swojej próby nie wykorzystał potem Morant, a następnie zza łuku pomylił się Desmond Bane. Po faulu na linii rzutów wolnych stanął Kelly Olynyk, który wykorzystał tylko jedną próbę przy 10 sekundach na zegarze. To samo zrobił po chwili Morant, ponownie podwyższając prowadzenie do trzech punktów. Pelicans poprosili następnie o dwie przerwy na żądanie, ale pomimo dwóch prób zza łuku nie zdołali doprowadzić do remisu.
- Morant zagrał wielki mecz i zdobył ostatecznie 32 punkty, sześć asyst i trzy przechwyty. Wspierał go przede wszystkim Desmond Bane, autor 30 “oczek”, dziewięciu zbiórek i ośmiu asyst (2/8 za trzy). Solidne wsparcie zapewnili m.in. Scotty Pippen Jr. (12 punktów, 6 zbiórek) czy Zach Edey (6 punktów, 12 zbiórek).
- Po drugiej stronie parkietu prym wiódł Trey Murphy III, który na swoim koncie zapisał 27 punktów (9/21 z gry). Skromnymi double-double popisali się Karlo Martkovic (13 punktów, 11 zbiórek) oraz Jose Alvarado (11 punktów, 11 asyst). To już czwarta z rzędu porażka ekipy z Luizjany.
Philadelphia 76ers – Utah Jazz 126:122
- Wygląda na to, że Philadelphia 76ers odpuszczają sobie sezon 2024/25, by skupić się na rehabilitacjach Joela Embiida i Paula George’a. Minionej nocy w ich składzie zabrakło też Tyrese’a Maxey’ego, a mimo to udało im się odnieść dopiero drugie zwycięstwo na przestrzeni 14 ostatnich spotkań.
- Kluczem do zwycięstwa Sixers okazały się druga (38:26) oraz trzecia (36:25) kwarta, po których podopieczni Nicka Nurse’a odskoczyli nawet na 22 “oczka”. Utah Jazz walczyli jednak do samego końca, a w czwartej odsłonie Keyonte George w pojedynkę zdobył aż 17 punktów. Gospodarze zachowali jednak zimną krew i skutecznie egzekwowali taktyczne rzuty osobiste, dzięki czemu nie wypuścili zwycięstwa z rąk.
- Świetny występ zaliczył Quentin Grimes, który jeszcze w barwach Mavs zaliczał świetne występy pod nieobecność kontuzjowanego wówczas Luki Doncicia, a teraz błyszczy w Filadelfii (25 punktów, 6 asyst; 4/9 za trzy). Double-double w postaci 25 “oczek” i 11 zbiórek dorzucił Lonnie Walker IV. Adem Bona dorzucił 14 punktów i 15 zebranych piłek.
- Po stronie goście najlepiej wypadli Kyle Filipowski oraz wspomniany Keyonte George, którzy zdobyli po 25 punktów. — Mecz uciekł nam ze względu na punkty po kontraktach i punktach drugiej szansy. Jako zespół możemy wykonywać lepszą pracę na tablicach i lepiej wykorzystywać naszą fizyczność — mówił po spotkaniu trener Will Hardy.
Milwaukee Bucks – Cleveland Cavaliers 100:112
- Jeden z ciekawej zapowiadających się meczów tej nocy. Zaczęło się od regularnej wymiany ciosów w której główne role odgrywali Evan Mobley i Jarrett Allen, a także Giannis Antetokounmpo i Damian Lillard (32:34). W drugiej kwarcie Cleveland Cavaliers odskoczyli nieco z wynikiem — prowadząc w pewnym momencie różnicą 15 “oczek”, a na przerwę schodząc z 10-punktową zaliczką — choć radzili sobie gorzej pod względem skuteczności (37,5% — 42,1%).
- Po powrocie na parkiet przewaga przyjezdnych oscylowała w podobnych granicach przez kilka minut, po czym Milwaukee Bucks zdołali nieco zbliżyć się do rywala. Ten cały czas utrzymywał jednak prowadzenie różnicą kilku posiadań. Kluczowa okazała się seria punktowa 13:2 w czwartej kwarcie, która przypieczętowała zwycięstwo Cavs.
- Goście z Cleveland nie potrzebowali tej nocy bohaterskiego występu jednej ze swoich gwiazd. Najwięcej punktów zdobył Max Strus, autor zaledwie 17 “oczek”. Donovan Mitchell (15 punktów, 6 asyst; 4/15 z gry) czy Darius Garland (13 punktów, 5 asyst, 5 zbiórek; 4/13 z gry, 1/8 za trzy) zupełnie nie mogli odnaleźć optymalnego rytmu strzeleckiego.
- Zanim losy spotkania były rozstrzygnięte, a na parkiecie pojawili się zawodnicy drugoplanowi, ławka rezerwowych Cavs zdobyła 32 punkty przy zaledwie dziewięciu w wykonaniu zmienników Bucks. — To dzięki nim mamy najlepszy bilans w lidze. Nasz skład jest głęboki. Może grać nawet 14 zawodników, co wymęczą rywala — mówił po meczu trener Kenny Atkinson.
- Po stronie Bucks błysnął Giannis, zdobywca 30 punktów i dziewięciu zbiórek. Wspierał go Damian Lillard, który także miał problemy z dyspozycją zza łuku (22 punkty, 5 zbiórek, 4 asysty; 1/7 za trzy). Milwaukee przegrali drugi mecz z rzędu, ale jest to dopiero ich trzecia porażka w 11 ostatnich występach.
Minnesota Timberwolves – San Antonio Spurs 141:124
- Od pierwszych minut mecz przebiegał po myśli Minnesota Timberwolves, którzy nie potrzebowali dużo czasu na rozpoczęcie budowy swojej przewagi. Świetnie spisywał się wówczas Anthony Edwards, ale wypracowanie dwucyfrowego prowadzenia uniemożliwiała gospodarzom solidna dyspozycja Devina Vassella i De’Aarona Foxa (37:29).
- W międzyczasie na parkiecie pojawił się Jeremy Sochan, który zaledwie kilkanaście sekund po swoim wejściu zaliczył ofensywną zbiórkę i dobił piłkę, przyczyniając się tym samym do pogoni za wynikiem Ostróg. Wolves dopięli jednak swego na początku drugiej odsłony, kiedy to po m.in. trójkach Naza Reida i Mike’a Conleya, a także trafieniach Juliusa Randle’a ich przewaga wzrosła momentalnie do 14 oczek (47:33).
- Przed przerwą gracze San Antonio zdołali jednak zredukować swoją stratę. Tym razem w ofensywnych popisach do Foxa dołączył Stephon Castle, a w kluczowych momentach na wysokości zadania stawał również Keldon Johnson (68:60).
- Po powrocie na parkiet na trzecią kwartę przewaga ekipy z Minneapolis przez długi czas oscylowała w granicach 10 punktów. Do takiego stanu rzeczy doprowadziło m.in. trafienie Jeremy’ego Sochana, który wykorzystał podanie Castle’a. Na zakończenie tej części gospodarze zaliczyli jednak trzy z rzędu trafienia zza łuku i raz jeszcze odskoczyli z wynikiem (109:94).
- Po atakowanej stronie parkietu San Antonio Spurs prezentowali się solidnie i w ostatniej kwarcie zdobyli 30 punktów. Zawiodła jednak ich defensywa, w której nie byli w stanie znaleźć sposobu na zatrzymanie rywala. Za trzy błysnął wówczas Donte DiVincenzo, a bezbłędny w swoich próbach (4/4) był Rudy Gobert, co w dużej mierze przesądziło o losach pojedynku.
- Swoją optymalną dyspozycję zaprezentował Anthony Edwards, autor 25 punktów, trzech zbiórek i trzech asyst. Dobrze wypadł też wchodzący z ławki rezerwowych Naz Reid, który zaaplikował rywalom 20 oczek i zebrał siedem piłek. Po 16 punktów dorzucili z kolei Rudy Gobert i Jaden McDaniels.
- – Timberwolves zasłużyli na uznanie, rozegrali naprawdę świetny mecz. W pierwszej połowie pogubiliśmy się nieco bez piłki przy zasłonach. Do przerwy mieli też sześć ofensywnych zbiórek. Czasami nie graliśmy też wystarczająco twardo przy zamykaniu przestrzeni rywalowi – komentował po meczu trener Mitch Johnson.
- Jeremy Sochan kontynuuje grę jako zmiennik. Minionej nocy spędził na parkiecie 18 minut i w tym czasie odnotował pięć punktów, trzy zbiórki i jeden przechwyt. Ataki Spurs napędzali przede wszystkim De’Aaron Fox (22 punkty, 3 asysty) oraz Stephon Castle (20 punktów, 7 zbiórek, 4 asysty).
Portland Trail Blazers – Detroit Pistons 112:119
- Obie ekipy podeszły do tego spotkania po serii dwóch kolejnych porażek. Mecz przez długi czas był względnie wyrównany, jednak w każdej z trzech pierwszych kwart nieznacznie lepsi okazywali się gracze Detroit Pistons. Przed ostatnią odsłoną przyjezdni cieszyli się 11-punktową przewagą, ale na 2:24 przed ostatnią syreną Portland Trail Blazers zbliżyli się na trzy “oczka” po trójce Duopa Reatha (108:111).
- Po wymianie ciosów gospodarze mieli aż trzy okazje, by doprowadzić do remisu, ale za każdym razem — najpierw Reath, a następnie Toumani Camara i Shaedon Sharpe — ich próby zza łuku okazywały się niecelne. Następnie gracze Pistons sześciokrotnie stawali na linii rzutów wolnych, a wszystkie skutecznie wyegzekwowane próby przypieczętowały ich zwycięstwo.
- Cade Cunningham poprowadził swój zespół do 11. wygranej w 14. ostatnich meczach z dorobkiem 28 punktów, pięciu asyst i czterech zbiórek. Tobias Harris dorzucił 20 “oczek”, z kolei double-double w postaci 18 punktów i 12 zbiórek padło łupem Jalena Durena.
- Anfernee Simons dwoił się i troił, a w końcowym rozrachunku skompletował 34 punkty. Dobrze wypadł też Jerami Grant, który popisał się sześcioma trafieniami zza łuku (25 punktów). Portland tracą obecnie dwa zwycięstwa do 11. w tabeli Suns, a zarazem cztery zwycięstwa do miejsca premiowanego grą w turnieju play-in.
Los Angeles Clippers – Sacramento Kings 111:110 (po dogrywce)
- Mecz w Los Angeles dostarczył nam ogromnej dawki wrażeń, a na szczególne wyróżnienie zasługują jego ostatnie fragmenty. Do rozstrzygnięcia rywalizacji potrzebna była dogrywka, do której trafieniem na 11 sekundy przed końcową syreną doprowadził James Harden (97:97). Okazję na “zabicie” meczu jeszcze w regulaminowym czasie miał Zach LaVine, ale nie wykorzystał swojej próby.
- Dogrywkę lepiej rozpoczęli Los Angeles Clippers, którzy po trafieniach Hardena, Ivicy Zubaca oraz Derrick Jonesa Jr’a. odskoczyli na pięć punktów (104:99). Straty zniwelował jednak DeMar DeRozan i przy 40 sekundach na zegarze to Sacramento Kings prowadzili (107:108).
- Po wymianie ciosów ostatnie posiadanie należało do gospodarzy. Piłka trafiła w ręce Kawhia Leonarda, który cierpliwie zaczekał na upływ czasu, a następnie wykorzystując ciężar swojego ciała zbliżył się do kosza, po czym otoczony przez czterech rywali oddał rzut na zwycięstwo.
- Do trzeciego z rzędu zwycięstwa LA Clippers poprowadzili przede wszystkim autorzy double-double: James Harden (29 punktów, 11 asyst) oraz Ivica Zubac (22 punkty, 14 zbiórek). Kluczową rolę odegrał oczywiście Kawhi Leonard, który tak jak Derrick Jones Jr. Zaaplikował tej nocy rywalom 17 “oczek”.
- Dla Kings porażka jest szczególnie bolesna, bo — oprócz faktu bezpośredniej rywalizacji o pozycję z LAC — zwycięstwo w swoim spotkaniu odnieśli goniący “play-inowy peleton” Phoenix Suns. Grę Sacramento napędzali tej nocy przede wszystkim DeMar DeRozan (31 punktów, 10 asyst, 7 zbiórek; 1/7 za trzy) oraz Zach LaVine (30 punktów, 7 zbiórek).
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!