Były gracz zabrał głos w sprawie wizyt mistrzowskich zespołów w siedzibie głowy państwa. Barkley krytykuje drużyny, które nie decydują się na taki krok. Jego zdaniem jest to nieodpowiednie i niegodne zachowanie.
Tradycja związana z przybyciem mistrzowskiej drużyny do siedziby prezydenta Stanów Zjednoczonych sięga początku lat 60 XX wieku. W 1962 roku po raz pierwszy tego zaszczytu dostąpili Boston Celtics, którzy odwiedzili najwyższego przedstawiciela władzy w USA – wówczas był nim John F. Kennedy.
Do końcówki lat 80 wizyty zespołów pozostawały mocno nieregularne, a na dobre tradycje tą zapoczątkował Ronald Reagan, piastujący funkcje głowy państwa w latach 1981-1989. W ostatnich latach coraz częściej zdarzało się jednak, że mistrzowie NBA opuszczali wizyty u prezydentów.
W latach 2010-2016 w Białym Domu gościły kolejno mistrzowskie zespoły Los Angeles Lakers, Dallas Mavericks, Miami Heat, San Antonio Spurs, Golden State Warriors i Cleveland Cavaliers. Zwycięzców witał wówczas 44. prezydent USA Barack Obama.
Następnie, w latach 2017-2021 prezydentem kraju, z którego pochodzi NBA, był Donald Trump. W czasie jego prezydentury murów jego siedziby nie odwiedził żaden mistrzowski zespół z najlepszej koszykarskiej ligi świata.
W 2017 roku Steve Kerr zapowiedział, że nie uda się na wizytę do głowy państwa. Takie samo stanowisko prezentował Stephen Curry, który zaznaczył jednak, że przed ostateczną decyzją porozmawia z kolegami z zespołu. Do wizyty ostatecznie nie doszło. Po tych oświadczeniach Trump wycofał zaproszenie dla Wojowników, a LeBron James nazwał go po tym „nieudacznikiem”
Rok później w finale ligi znaleźli się Golden State Warriors i Cleveland Cavaliers. Amerykański polityk, pamiętając jednak historię sprzed roku, stwierdził, że nie będzie czekał na mistrzów, ponieważ zainteresowanie tą wizytą byłoby niewielkie.
W 2019 mistrzowski pierścień padł łupem kanadyjskiej drużyny Toronto Raptors. Trump mówił publicznie, że zastanawia się nad ugoszczeniem zespołu, ale wobec sceptycznych nastrojów wśród przedstawicieli Raptors, którzy twierdzili, że nie widzą sensu w całym przedsięwzięciu, ponieważ pochodzą z Kanady, cały temat upadł.
Jesienią 2020 roku kolejne wybory prezydenckie wygrał kandydat Demokratów Joe Biden(urząd objął w styczniu 2021 roku). W październiku tego samego roku mistrzowski tytuł w opóźnionym z powodu wybuchu pandemii koronawirusa sezonie wywalczyli Los Angeles Lakers. Jeziorowcy również nie pojawili się jednak w Waszyngtonie, a jako powód podawali ścisłe restrykcje ligowe związane z podróżowaniem.
W latach 2021-2024 trzy z czterech mistrzowskich zespołów odwiedziło mury siedziby będącej rezydencją głowy państwa. Do Joe Bidena przybyli kolejno Milwaukee Bucks, Golden State Warriors a ostatnio w listopadzie 2024 roku Boston Celtics. Wyjątkiem od reguły byli jedynie Denver Nuggets, którzy w 2023 roku nie mieli możliwości spotkania się z prezydentem USA. Jako powód podawano wówczas problemy organizacyjne i napięty harmonogram po stronie Białego Domu.
Od stycznie tego roku na czele kraju ponownie stoi Donald Trump. Za kilka miesięcy dowiemy się, który zespół okaże się w tym roku najlepszy i czy otrzyma zaproszenie od głowy państwa na to tradycyjne spotkanie.
W międzyczasie głos w dyskusji dotyczącej pojawiania się w siedzibie prezydenta mistrzów NBA zabrał Charles Barkley. Emerytowany gracz skrytykował zespoły, które nie pojawiły się w ostatnich latach u głowy państwa, twierdząc, że jest to niepoważne i nie przystoi komuś takiemu jak profesjonalni gracze.
– Nie obchodzi mnie, kto jest prezydentem. To, co mnie denerwowało przez ostatnie 10 lat to, to kiedy mówili „nie idziemy tam, bo dana osoba jest prezydentem”. To jest prezydent Stanów Zjednoczonych. Nawet jeśli nie zgadzam się z prezydentem Trumpem w niektórych kwestiach, to gdybym go spotkał, okazałbym mu szacunek i godność, na jaką zasługuje. Możemy się nie zgadzać, ale denerwuje mnie, gdy jedni albo drudzy nie chcą iść do Białego Domu. Doszliśmy do momentu, gdy drużyny mówią „nie jedziemy do tego prezydenta”. To po prostu głupie – zakończył MVP ligi z 1993 roku.
Czas pokaże, jak będą wyglądały kolejne lata w tej kwestii. Na ten moment pewne jest, że wizyty te stały się zdecydowanie mniej regularne niż były kilka, kilkanaście lat temu. Jednocześnie można się zgodzić ze słowami samego Barkleya. Oczywiście każdy może mieć inne zdanie na różne tematy, popierać tego czy innego polityka, ale okazywanie szacunku głowie państwo wybranej w demokratycznych wyborach powinno być podstawą do funkcjonowania kraju. Sportowcy jako rozpoznawalna grupa społeczna powinni świecić przykładem, odkładać na bok swoje polityczne sympatie i kultywować tradycję rozpoczęta wiele lat temu bez względu na to, kto aktualnie sprawuje funkcję głowy państwa.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!