Niedzielny wieczór stał pod znakiem emocji związanych z NBA. Na start Detroit Pistons pokonało Charlotte Hornets, choć nie było to dla nich łatwe zadanie, szczególnie w końcówce. Kolejnym triple-double w tym sezonie popisał się Cade Cunningham. W następnym starciu Houston Rockets przerwało swoją serię sześciu porażek z rzędu, choć negatywnym momentem było szybkie zejście Alperena Senguna z urazem pleców. W ostatnim meczu świetny Damian Lillard poprowadził Bucks do zwycięstwa nad 76ers, zdobywając aż 43 punkty.
DETROIT PISTONS – CHARLOTTE HORNETS 112:102
- Zarówno gospodarze tego spotkania, jak i przyjezdni wygrali swoje wcześniejsze pojedynki. W tym starciu w zespole Hornets zabrakło LaMelo Balla, czy Marka Williamsa, co skrzętnie od samego początku wykorzystywali Pistons. Po kilku minutach gry z pojedynku wypadł także Moussa Diabate, co dodatkowo utrudniło zadanie. Pewne prowadzenie po dwóch kwartach zostało dowiezione do ostatniej syreny. Należy jednak zaznaczyć, że w ostatniej kwarcie Hornets mocno postraszyli, odrabiając praktycznie całą przewagę.
- W pierwszej odsłonie, którą bardzo wyraźnie zwyciężyli gospodarze (39:15), bardzo dobrze spisywał się Tobias Harris, zdobywając 14 oczek. Pistons raz po raz wykorzystywali nieporadność w ataku swoich rywali, budując przewagę na szybkich kontratakach. Podobnie było w drugiej kwarcie i wszystko wskazywało na to, że podopieczni Bickerstaffa mają wszystko pod kontrolą. Ofensywna niemoc w ostatniej kwarcie i chęć powrotu gości sprawiła, że siedem minut przed końcem Pistons mieli już jedynie dwa oczka przewagi. Ostatecznie sprawy w swoje ręce wzięli Cade Cunningham oraz Jalen Duren.
- Cade zagrał dziś bardzo przyzwoite spotkanie, które okrasił ósmym triple-double w tym sezonie. 19 punktów, 12 asyst oraz 10 zbiórek, to statystyki lidera Pistons. Z dobrej strony pokazał się także wspomniany wyżej Jalen Duren, notując double-double – 16 punktów raz 12 zbiórek. W swoim pierwszym meczu dla nowej drużyny Dennis Schroder zdołał rzucić 5 punktów oraz rozdać trzy asysty w przeciągu 15 minut na parkiecie.
- W szeregach Charlotte Hornets grę prowadziło głównie dwóch zawodników. Miles Bridges zakończył ten mecz z dorobkiem 30 punktów na koncie i był bardzo blisko double-double (9 zbiórek). 26 oczek uzbierał Seth Curry, rzucając na poziomie 59%. Hornets zdecydowanie nie wykorzystali swojego momentu w czwartej kwarcie i pozwolili ponownie odjechać gospodarzom, tracąc szanse na wyrównaną końcówkę.
HOUSTON ROCKETS – TORONTO RAPTORS 94:87
- Od sześciu spotkań Rockets nie mogli znaleźć sposobu, by pokonać swojego rywala i dopiero w starciu w Toronto Raptors przerwali swoją niechlubną serię. W składzie nadal brakowało Freda VanVleeta, nie grał także Steven Adams. W początkowej fazie spotkania do szatni z bólem pleców zszedł Alperen Sengun. W zespole Raptors także w trakcie meczu, pod koniec drugiej kwarty, wypadł kluczowy zawodnik w postaci Gradeya Dicka. Oczywiście na parkiecie nie oglądaliśmy także RJ Barretta, Jakoba Poeltla, czy Brandona Ingrama.
- Mecz od samego początku był bardzo wyrównany pod względem wyniku, nieznaczne prowadzenie przez dłuższy czas utrzymywali goście. Raptors też chcieli wrócić na zwycięską ścieżkę po tym, jak przegrali trzy mecze z rzędu. Przez trzy kwarty można było sądzić, że będą oni w stanie wyrwać dziś zwycięstwo na wyjeździe, jednak decydująca była ostatnia kwarta. Wówczas Rockets za sprawą Jalena Greena, a także Cama Whitmore’a zbudowali sobie kilkupunktową przewagę, której nie oddali do samego końca.
- W zespole gospodarzy nie było dziś jednego wyraźnego lidera, szczególnie po tym, jak parkiet opuścił Sengun. Dilon Brooks zdobył ostatecznie 19 punktów w tym spotkaniu, jednak rzucał na skuteczności jedynie 31% z gry. Blisko double-double zakręcił się Jalen Green, 18 punktów raz 9 zbiórek. Z bardzo dobrej strony pokazali się tacy zawodnicy jak Jeff Green (14 oczek) oraz Jock Landale (11 punktów oraz 10 zbiórek), który kilkukrotnie efektownie kończył akcje wsadem.
- Obie drużyny były dziś fatalne jeśli chodzi o skuteczność zza łuku, ale ostatecznie gorzej wypadła właśnie ekipa Toronto Raptors. 8 trafionych rzutów na 42 próby (19%), nie mogło dawać nadziei na wygraną. 20 punktów zdobył dziś Immanuel Quickley, a Scottie Barnes do 15 oczek dorzucił także 9 zbiórek oraz 7 asyst. To czwarta porażka z rzędu Raptors.
MILWAUKEE BUCKS – PHILADELPHIA 76ERS 135:127
- Bucks rozgrywali dziś kolejne spotkanie bez Giannisa Antetokounmpo, który jeszcze nie jest gotowy do gry. W spotkaniu na własnej hali popis umiejętności dał Damian Lillard, który przejął inicjatywę szczególnie w trzeciej kwarcie, która okazała się kluczowa dla przebiegu tego spotkania. Lillard zakończył ten mecz z dorobkiem aż 43 punktów na swoim koncie. Dołożył do tego także 8 asyst oraz 7 zbiórek. Był niekwestionowanym liderem Bucks w tym pojedynku.
- W swoim drugim spotkaniu w nowych barwach Kyle Kuzma nieco poprawił swoją skuteczność, ponieważ dziś rzucał na poziomie 38,5% (5/13 z gry). Zdobył ostatecznie 13 punktów, z czego większość w pierwszej kwarcie. W kolejnych odsłonach nie był w stanie zbyt dobrze się wstrzelić.
- Pierwsze dwie kwarty były bardzo wyrównane, co chwile oglądaliśmy zmianę na prowadzeniu. Dopiero w trzeciej kwarcie jedna z drużyn, konkretnie gospodarze, była w stanie odskoczyć z wynikiem. 38:28 w tej odsłonie sprawiło, że w ostatniej kwarcie Milwaukee Bucks było w stanie kontrolować przebieg i ostatecznie utrzymać 8 oczek przewagi.
- Obie drużyny imponowały dziś swoją dyspozycją rzutową zza łuku, choć w tej kwestii także lepsi byli gospodarze. Bucks oddali dziś 55 rzutów za trzy punkty, z czego aż 24 były celne (43,6%). Poza Damianem Lillardem w tym aspekcie z bardzo dobrej strony pokazywał się Gary Trent Jr., który trafił 7 na 15 prób dystansowych (ostatecznie 23 punkty na jego koncie).
- W zespole Philadelphii 76ers również oglądaliśmy świetny indywidualny występ – Tyrese Maxey zdobył tylko cztery punkty mniej od rozgrywającego Bucks. Dodatkowo lider gości popisywał się swoją celnością, trafiając 16/23 rzuty z gry. Z double-double na koncie zakończył Joel Embiid, który do 27 oczek dorzucił także 12 zbiórek. Z dobrej strony pokazał się Guerschon Yabusele, rzucają 18 punktów na skuteczności 70%.
- Warto podkreślić, że to był także wyjątkowy mecz ze względu na postać Hubiego Browna. Legendarna postać amerykańskiej koszykówki, zasłużony trener i dziennikarz skomentował swoje ostatnie spotkanie w karierze w wieku 91 lat.