Memphis Grizzlies wreszcie dali radę odpłacić Houston Rockets pięknym za nadobne. Przepełnieni sportową złością po dwóch porażkach sprzed kilku tygodni podopieczni Taylora Jenkinsa zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, nawet grając bez mającego problemy zdrowotne Ja Moranta. Trzeba jednak przyznać, że spotkanie było na styku, a szalona końcówka pozwoliła wątpić – niesłusznie, jak się okazało – w triumf ekipy z Tennessee. Wszystko za sprawą niepożądanego „prezentu” od zespołu sędziowskiego.
Niektórzy mogą pamiętać sytuację sprzed już przeszło 30 lat, gdy grający jeszcze na uczelni Chris Webber poprosił o czas na 11 sekund przed końcem meczu decydującego o mistrzostwie NCAA. Rzecz w tym, że drużyna Michigan nie miała już dostępnych żadnych przerw na żądanie, więc prośba koszykarza poskutkowała jedynie przewinieniem technicznym. To z kolei okazało się wodą na młyn dla rywali z UNC, którzy odnieśli zwycięstwo nad faworyzowanym przeciwnikiem. Zawodnikowi, który później zaliczył udaną karierę w NBA, tamten incydent wciąż czasem bywa przypominany. Czy ktoś wyobraża sobie jednak sytuację, gdy jakaś drużyna dostaje przerwę, o którą wcale nie prosiła?
Właśnie taki incydent miał miejsce w samej końcówce meczu pomiędzy Memphis Grizzlies a Houston Rockets. W ostatnich sekundach czwartej kwarty, przy prowadzeniu swojej drużyny 119:118, ze względu na kończący się czas na wykonanie akcji Fred VanVleet był zmuszony do oddania nieprzygotowanego rzutu z dystansu. Jaylen Wells przejął piłkę i popędził z nią w stronę kosza przeciwników, lecz w momencie gdy kończył swój ofensywny wypad efektownym wsadem, zabrzmiał gwizdek sędziego.
Stojący przy ławce Grizzlies sędzia Marat Kogut odgwizdał przerwę na żądanie. Problem jedynie w tym, że trener Taylor Jenkins wcale nie prosił o czas, więc wszystko wskazuje na to, że zwyczajnie doszło do kolejnej w tym sezonie kuriozalnej pomyłki jednego z arbitrów. Być może pan z gwizdkiem zwyczajnie źle zinterpretował gesty szkoleniowca, który chciał po prostu zachęcić swoich podopiecznych do wykonania szybkiej akcji. Trudno się dziwić, że wyraźnie wściekły Jenkins natychmiast ruszył w stronę Koguta, ostentacyjnie wyrażając swoje oburzenie z powodu odebrania jego drużynie szansy na wyjście na prowadzenie w końcówce meczu.
Ostatecznie jednak wszystko skończyło się dobrze dla popularnych Miśków. Po błędnie przyznanej przerwie świeżo upieczony All-Star Jaren Jackson Jr został sfaulowany podczas próby wejścia pod kosz. Jego dwa skutecznie wykonane rzuty osobiste wyprowadziły Grizzlies na prowadzenie, którego już nie oddali.
Wygląda na to, że zamiast zrobić krzywdę graczom z Memphis, którzy dopięli swego, sędzia niechcący zrobił pod górkę drużynie Rockets. Gdyby wsad Wellsa został zaliczony, podopieczni Ime Udoki mieliby jeszcze kilka sekund więcej na przeprowadzenie skutecznej akcji w ofensywie, tymczasem całe spotkanie zakończył kolejny niecelny rzut zza łuku w wykonaniu VanVleeta.
Ktoś może powiedzieć, że sędziowie, w tym ci zatrudnieni przez NBA, też są tylko ludźmi, więc pomyłki mogą się zdarzać. Problem w tym, że w tym sezonie jest ich wyjątkowo dużo i – o dziwo – nierzadko przydarzają się w kluczowych momentach decydujących o wynikach konkretnych spotkań, jak to miało miejsce chociażby ubiegłej nocy. Jednego można być pewnym – jeśli Memphis i Houston spotkają się w fazie play-off, można się spodziewać zaciętej serii. I zapewne też kilku kolejnych wybuchów złości ze strony trenera Jenkinsa.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!
Wspieraj PROBASKET
