41 punktów Anthony’ego Edwardsa było koniecznie do wygranej Wolves nad Wizards. O jeden punkt więcej zdobył Jalen Green prowadząc Rockets do zwycięstwa z Grizzlies. Pistons wygrali kolejne zacięte spotkanie, pokonując będących w dołku Knicks. Coraz gorzej wygląda sytuacja Warriors, którzy nie potrafili wywieźć zwycięstwa z dość łatwego terenu w Toronto.
Washington Wizards (6-32) – Minnesota Timberwolves (21-18) 106:120
- Przez trzy kwarty tego spotkania Washington Wizards dawali radę być blisko Minnesota Timberwolves i przegrywali tylko różnicą trzech punktów. Ale wtedy do gry na dobre wszedł Anthony Edwards i dał popis, który przypomniał jego najlepsze występy z ubiegłorocznych play-off.
- 20 punktów w samej czwartej kwarcie, łącznie 41, świetna skuteczność – 14 z 25 rzutów z gry, do tego 6 zbiórek, 7 asyst i 3 przechwyty. Na minus 7 strat, ale i tak można spokojnie mówić o popisie w wykonaniu Edwardsa, który zapewnił Wolves wygraną.
- Wciąż jednak najlepszy gracz Timberwolves nie ma lekko. W poniedziałek został ponownie ukarany karą za swoje zachowanie. W sobotnim meczu pokazywał kibicom środkowy palec, za co otrzymał kolejną grzywnę, tym razem w wysokości 50 tysięcy dolarów. Łącznie w samych karach w tym sezonie zapłacił już ponad 280 tysięcy.
- Ale na boisku o tym zapomniał. Pomógł w trzecim kolejnym zwycięstwie na wyjeździe i czwartym w ostatnich pięciu spotkaniach. Walkę na tablicach zdominował podkoszowy duet gości. Rudy Gobert zanotował po 11 punktów i zbiórek, a Julius Randle skończył mecz z 20 punktami i 10 zebranymi piłkami.
- Dla gospodarzy 22 punkty, 5 zbiórek i 5 asyst zapisał na swoim koncie Kyle Kuzma, 20 dołożył Jordan Poole, a 15 Bilal Coulibaly.
New York Knicks (26-15) – Detroit Pistons (21-19) 119:124
- Nikt za chwilę nie będzie już pamiętał o 16 kolejnych wygranych New York Knicks nad Detroit Pistons. A to dlatego, że zawodnicy J.B. Bickerstaffa wygrali drugi raz z rzędu z rywalami z Nowego Jorku. To jednocześnie ich dziesiąte zwycięstwo w ostatnich 12 meczach.
- Gospodarze nie mogli sobie poradzić przez cały mecz z Cade’em Cunninghamem, który kolejny raz udowodnił, że miejsce w Meczu Gwiazd musi dostać. Dopiero w końcówce wymusili oddanie przez niego piłki kolegom. Wtedy w swoją rolę wszedł Malik Beasley, który trafił dwie kluczowe trójki, zapewniające bezpieczne prowadzenie Pistons.
- Cunningham skończył mecz z 36 punktami, tym razem będąc głównie strzelcem. Zanotował tylko 4 asysty, co jak na niego w tym sezonie jest wynikiem słabym. Ale rzutami trzymał zespół w grze. Malik Beasley rzucił 22 punkty, łącznie trafił 6 trójek i już na tym etapie sezonu ma więcej trafionych rzutów za trzy punkty niż którykolwiek zawodnik Pistons rok temu.
- 21 wygranych Pistons w tym sezonie to drugi najlepszy wynik drużyny w ostatnich siedmiu sezonach. Najlepszy to 23 zwycięstwa w rozgrywkach 2021/22. Ten wynik prawdopodobnie drużyna poprawi jeszcze przed przerwą na Mecz Gwiazd. W tym tempie być może nawet w ciągu najbliższego tygodnia.
- A Knicks kolejny raz potwierdzili, że z jednej strony są elitarną drużyną jeśli chodzi o atak i beznadziejną jeśli chodzi o obronę. Trafili 50% rzutów z gry i na tyle samo pozwolili rywalom. 40% ich trójek wpadło do kosza, ale Pistons trafili ich 44%. Do tego sami popełnili 17 strat.
- Jalen Brunson, którego występ był wątpliwy jednak zagrał i rzucił 31 punktów, rozdając jeszcze 11 asyst. 27 dołożył Mikal Bridges, który trafił 6 trójek, a kolejne double-double do swojego dorobku dopisał Karl-Anthony Towns, kończąc mecz z 26 punktami i 12 zbiórkami.
Toronto Raptors (9-31) – Golden State Warriors (19-20) 104:101
- Najpierw Andrew Wiggins, a potem Buddy Hield mieli szansę na doprowadzenie do remisu, a w efekcie dogrywki. Rzut żadnego z nich nie doszedł celu, a próba Hielda na niecałą sekundę przed końcem nawet nie dotknęła obręczy. Golden State Warriors udowodnili kolejny raz, że są w dołku i osuwają się coraz bardziej w tabeli. Lepsi okazali się nawet bardzo słabi w tym sezonie Toronto Raptors.
- Na dowód tych słów to zwycięstwo jest drugą wygraną Raptors w ostatnich 18 meczach. Nieco na usprawiedliwienie gości można przyjąć brak Draymonda Greena, który z powodu przeziębienia nie zagrał w drugim meczu z rzędu. Ale sam Green to za mało, żeby odwrócić losy tego sezonu drużyny z Kalifornii.
- To druga porażka z rzędu, czwarta w ostatnich 5 meczach, a od 22 listopada bilans Warriors to 7 zwycięstw i 17 porażek.
- Scottie Barnes był najlepszym strzelcem gospodarzy, kończąc mecz z 23 punktami. Dołożył do tego jeszcze 8 zbiórek i 6 asyst. 18 punktów z ławki dorzucił Chris Boucher, który kiedyś został skreślony przez kierownictwo Warriors i chętnie rewanżuje się swojemu byłemu zespołowi.
- Dla pokonanych 26 punktów rzucił Stephen Curry, a 20 Andrew Wiggins.
Houston Rockets (26-12) – Memphis Grizzlies (25-15) 120:118
- Jalen Green trafił bardzo ważny wjazd pod kosz na 33 sekundy do końca meczu, dając prowadzenie gospodarzom tego spotkania. Nie potrafił mu odpowiedzieć Ja Morant, który najpierw zgubił piłkę, a potem spudłował oba rzuty wolne. Rockets odpowiedzieli pewnymi wolnymi w wykonaniu najpierw Amena Thompsona, a potem Freda VanVleeta, przez co rzut za trzy Desmonda Bane’a już tylko zmniejszył stratę Grizzlies.
- Rockets wygrali czwarty mecz z rzędu, dwa razy z rzędu pokonali też Grizzlies, którzy są bezpośrednio za nimi w tabeli Konferencji Zachodniej, umacniając się z niej na drugim miejscu.
- Green wyrównał rekord kariery rzucając 42 punkty, trafił 13 z 18 rzutów z gry, w tym 5 z 6 trójek i nie pomylił się ani razu na linii rzutów wolnych, trafiając wszystkie 11 prób.
- 19 punktów, 13 zbiórek, 4 asysty, 2 przechwyty i 5 bloków zapisał na swoim koncie Amen Thompson, kolejny raz udowadniając, że potrafi na boisku praktycznie wszystko. 17 punktów, 8 zbiórek i 5 asyst dołożył Alperen Sengun.
- Dla pokonanych 29 punktów rzucił Ja Morant, 25 Desmond Bane, a będący ostatnio w wybitnej formie Jaren Jackson Jr. tylko 17, bo nie mógł utrzymać rytmu gry, łapiąc 5 fauli, przez co grał tylko 30 minut.
Los Angeles Lakers (20-17) – San Antonio Spurs (19-19) 102:126
- Gdy na 3 i pół minuty przed końcem trzeciej kwarty Los Angeles Lakers prowadzili 84:74 nic nie zapowiadało, że Spurs nie dość, że wyjadą z Los Angeles z wygraną, to jeszcze ostatnie ponad 2 minuty będą grali rezerwami przeciwko zmiennikom w drużynie gospodarzy.
- Tymczasem końcówkę trzeciej kwarty wygrali 15:5, a w czwartej zbudowali nawet 20-punktowe prowadzenie, niszcząc celebrację Lakers, którzy w przerwie tego spotkania zastrzegli numer 21, z którym w latach 80. grał w ich barwach Michael Cooper, jeden z najlepszych obrońców ligi tamtych czasów.
- Jeremy Sochan kolejny raz nie zagrał ze względu na odpoczynek po urazie mięśni pleców, po 23 punkty rzucili dla gości Victor Wembanyama, Devin Vassell i Stephon Castle. Drużyną kolejny raz świetnie dyrygował Chris Paul, który do 13 punktów dołożył 10 asyst i popełnił tylko 1 stratę.
- Wśród pokonanych 30 punktów na swoim koncie zapisał Anthony Davis, który skończył mecz z double-double dzięki 13 zbiórkom. LeBron James rzucił 18 punktów, miał 8 asyst, ale też 7 strat.
Los Angeles Clippers (21-17) – Miami Heat (20-18) 109:98
- Przełożenie jednego meczu nie podziałało źle na Los Angeles Clippers. Wręcz przeciwnie, dało im czas na przygotowanie się do meczu z Miami Heat, którzy wygrali trzy mecze z rzędu przed tym spotkaniem, co było ich najdłuższą serią zwycięstw w tym sezonie. Było, bo Heat nie sprostali swoim rywalom, ale też samym sobie.
- Goście nie poradzili sobie z bardzo dobrą obroną Clippers. Trafili zaledwie 38% rzutów z gry, a sami w drugiej połowie nie byli w stanie zatrzymać dobrze działającego ataku rywali. Gospodarze zdobyli po przerwie aż 66 punktów, tracąc w tym czasie tylko 50.
- Norman Powell przypomniał dlaczego jest jednym z kandydatów do nagrody dla gracza, który zrobił największy postęp w swojej grze. Zdobył 29 punktów, trafił 5 trójek i miał 6 zbiórek.
- Double-double na swoim koncie zapisali James Harden i Ivica Zubac. Pierwszy z nich skończył spotkanie z 26 punktami i 11 asystami, a drugi z 21 punktami i 20 zbiórkami.
- Dla pokonanych 32 punkty rzucił Tyler Herro, ale brakowało mu wsparcia. Przy nieobecnym Bamie Adebayo do pierwszej piątki wszedł Kevin Love, trafił co prawda trzy trójki, ale zagrał łącznie tylko 15 minut. Wyróżnić trzeba debiutanta Kel’ela Ware’a, który z ławki rezerwowych zdobył 19 punktów i zebrał 13 piłek.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!