Minionej nocy na parkiety NBA wybiegły aż 24 zespoły. Kevin Durant zdobył 43 punkty, ale jego Phoenix Suns przegrali z niżej notowanymi Detroit Pistons. Identycznym dorobkiem popisał się Jayson Tatum, którego Celtics zrewanżowali się Bulls za czwartkową porażkę. Błysnął też Jalen Brunson, który poprowadził Knicks do zwycięstwa nad osłabionymi Pelicans. Emocji nie zabrakło w Sacramento, gdzie Kings byli o krok od wyszarpania zwycięstwa z rąk Lakers. Zdecydowanie pewniej wygrali Spurs, którzy ograli Blazers, a w świetle reflektorów znalazł się Victor Wembanyama. Francuz zaliczył double-double w postaci 30 punktów i aż 10 bloków.
Sacramento Kings – Los Angeles Lakers 99:103
- W ostatnim czasie Sacramento Kings muszą radzić sobie z doniesieniami, które mówią o możliwym odejściu De’Aarona Foxa. Nie pomogło im to z pewnością w drugim starciu z Los Angeles Lakers na przestrzeni kilku dni, które Jeziorowcy rozpoczęli w nieco lepszym stylu. Dobra dyspozycja LeBrona Jamesa (12 pkt w 1Q), przy wsparciu przede wszystkim Austina Reavesa i Ruiego Hachimury, pozwoliła przyjezdnym utrzymywać się na prowadzeniu przez całą pierwszą kwartę (26:31).
- Przez długi czas podopieczni JJ Redicka byli w stanie utrzymywać rywala na dystans co najmniej dwóch posiadań (40:47). Seria trafień Keegana Murraya i wspomnianego Foxa pozwoliła jednak Kings wyszarpać prowadzenie (51:50). Sacramento natrafi wówczas jednak na problemy ofensywne, a dzięki temu, że na wysokości zadania w porę stanęli LBJ i D’Angelo Russell, Lakers znów schodzili z parkietu z nieznaczną przewagą (56:53).
- Po przerwie problemy z odnalezieniem drogi do kosza miał LeBron, ale w odpowiednim momencie przebudził się Anthony Davis, który w tej części nie spudłował ani jednego rzutu (4/4). Po drugiej stronie błyszczał jednak Fox i wynik cały czas oscylował w granicach remisu (77:81).
- Początek czwartej odsłony znów stał pod znakiem wymiany ciosów. Przez dłuższy czas na prowadzeniu — jak niemal całą noc — utrzymywali się LAL, choć w pewnym momencie Domantas Sabonis zdołał doprowadzić do remisu 89:89. To również Litwin zredukował przewagę Jeziorowców do dwóch oczek po akcji 2+1 na 1:11 przed ostatnią syreną (99:101).
- Lakers nie wykorzystywali swoich akcji, ale nieskuteczni byli też Kings. Przy 12 sekundach na zegarze i bez zmiany wyniku na linii rzutów wolnych stanął kiepsko dysponowany tej nocy Anthony Davis. Skrzydłowy spudłował oba rzuty, ale uratowała go ofensywna zbiórka Hachimury, po której faulowany był Austin Reaves. Obrońca wykorzystał swoje osobiste i ustalił tym samym końcowy rezultat.
- Po dwóch kolejnych spotkaniach z dorobkiem poniżej 20 oczek tym razem LeBron James zapisał na swoim koncie 32 punkty, siedem zbiórek, sześć asyst i cztery przechwyty. Kluczową rolę odegrał także wchodzący z ławki rezerwowych D’Angelo Russell (20 punktów). Austin Reaves dorzucił 16 oczek, z kolei Anthony Davis zanotował wyjątkowo skromne double-double w postaci 10 punktów i 15 zbiórek.
- W szeregach Kings prym wiódł De’Aaron Fox, zdobywca 31 punktów, siedmiu asyst i pięciu zbiórek. Domantas Sabonis popisał się podwójną zdobyczą (19 punktów, 19 zbiórek, 5 asyst). Mniej widoczny był DeMar DeRozan, którego łupem padło 12 oczek.
Orlando Magic – Miami Heat 121:114
- Derbowe spotkanie zespołów z Florydy miało niezwykle szalony przebieg. Miami Heat prowadzeni przez Tylera Herro (13 punktów w pierwszej kwarcie) wygrali pierwszą odsłonę meczu 40:28. W drugiej kwarcie do przyszłego All-Stara dołączył Terry Rozier (18 punktów w pierwszej połowie) i podopieczni Erika Spoelstry po pierwszych 24 minutach prowadzili różnicą 20 punktów (76:56).
- Nic nie wskazywało na zmianę rezultatu na korzyść Orlando Magic nawet po trzeciej kwarcie, którą Heat wygrali dwoma punktami (30:28). Po 36 minutach przewaga „Żaru z Miami” wynosiła 22 oczka (106:84). Wszystko zmieniło się w czwartej kwarcie. Koszykarze Orlando Magic w błyskawiczny sposób zaczęli odrabiać straty, a prym wiódł Cole Anthony (13 punktów). Dzięki punktom Caldwella-Pope’a Magic odzyskali prowadzenie (110:109) na 2:43 sekundy przed końcem.
- W kolejnych posiadaniach dla Magic punkty zdobywali Bitadze, Anthony i KCP. Podopieczni Jamahla Mosleya wygrali czwartą kwartę aż 37:8, a całym meczu 121:114. Gracze Magic odrobili 25-punktową stratę i wygrali drugą połowę 65:38. Był to największy powrót Orlando Magic od 1989 roku, a zarazem wyrównanie rekordu sprzed 35 lat.
- – Nie da się tego wytłumaczyć. Nigdy nie widziałem czegoś takiego – mówił po meczu trener Magic. – Nigdy w mojej karierze nie widziałem u zawodników takich umiejętności, które pozwoliłyby odrobić taką stratę – dodał.
- Dlaczego osiągnięcie Magic jest tak niewiarygodne? Od 22 grudnia 2019 roku zespoły, które prowadziły w czwartej kwarcie różnicą 22 i więcej punktów, zawsze wygrywały. Bilans wynosił 796-0. Od teraz jest to 796-1.
- W szeregach Magic brylował Cole Anthony, który rozpoczął spotkanie z ławki rezerwowych. Były uczestnik konkursu wsadów zanotował 35 punktów, 8 zbiórek i 9 asyst. 24-letni rozgrywający trafił 13 z 25 rzutów z gry (52%). 24 punkty dołożył Kentavious Caldwell-Pope. Bardzo dobre spotkanie rozegrał też gruziński środkowy Goga Bitadze, który zanotował double-double (18 punktów, 13 zbiórek). 25-latek trafił wszystkie 8 rzutów z gry.
- Po stronie Heat po 23 punkty zdobyli Bam Adebayo (6 zbiórek) i Terry Rozier (5 zbiórek). 22 punkty, 6 zbiórek i 5 asyst dołożył Tyler Herro. 14 punktów, 4 zbiórki i 4 przechwyty uzyskał Dru Smith. W meczu z Magic nie wystąpił Jimmy Butler.
Autor: Mateusz Malinowski
Atlanta Hawks – Memphis Grizzlies 112:128
- Już w pierwszej kwarcie zawodnicy Memphis Grizzlies zdążyli udowodnić, że są tej nocy lepiej dysponowanym zespołem. Świetnie spisał się wówczas Scotty Pippen Jr., zastępujący w wyjściowej piątce Ja Moranta, a także Desmond Bane czy Marcus Smart (27:43). W drugiej odsłonie przewaga przyjezdnych wzrosła, a to m.in. za sprawą fatalnej skuteczności Atlanta Hawks, którzy trafili tylko 1 z 10 prób za trzy (49:73).
- Po powrocie na parkiet gra była już zdecydowanie bardziej wyrównana. Błyszczeli m.in. Dyson Daniels czy De’Andre Hunter, ale pomimo 36 oczek w ostatniej “ćwiartce” Jastrzębie nie zdołały już zagrozić tej nocy rywalom.
- Desmond Bane zdobył 23 punkty, osiem asyst, pięć zbiórek i cztery przechwyty, zachowując przy tym solidną skuteczność (4/8 za trzy). Scotty Pippen Jr. otarł się o double-double z dorobkiem 22 oczek i dziewięciu asyst. Wchodzący z ławki Jake LaRavia dorzucił 16 punktów.
- W składzie Hawks zabrakło tej nocy m.in. Trae Younga, Onyeki Okongwu, Cody’ego Zellera czy Kobego Bufkina. Pod ich nieobecność najlepiej wypadł De’Andre Hunter (26 punktów; 9/14 z gry).
Brooklyn Nets – Utah Jazz 94:105
- Wygląda na to, że Brooklyn Nets będą stopniowo wypadać z walki o miejsce w czołowej ósemce Konferencji Wschodniej. Ekipa z Wielkiego Jabłka zaliczyła minionej nocy siódmą porażkę w dziewięciu ostatnich spotkaniach i spadła w tym czasie z 7. na 11. pozycję w tabeli Konferencji Wschodniej.
- Tym razem Nets musieli uznać wyższość Utah Jazz, którzy po raz pierwszy w tym sezonie wygrali dwa mecze z rzędu. Ich seria nie będzie najprawdopodobniej trwać dłużej, bo już w kolejnym spotkaniu zmierzą się z Cleveland Cavaliers.
- Lauri Markkanen zdobył tej nocy 21 punktów i zebrał siedem piłek. Po 18 oczek na swoim koncie zapisali Collin Sexton oraz Svi Mykhailiuk. Dobrze wypadł też Jordan Clarkson (16 punktów, 8 asyst).
- Ofensywę Brooklynu napędzali tej nocy przede wszystkim Cam Johnson (18 punktów, 5 asyst; 2/9 za trzy), którym notabene zainteresowani mają być Oklahoma City Thunder, Ben Simmons (15 punktów, 10 asyst, 6 zbiórek) oraz Shake Milton (11 punktów).
Chicago Bulls – Boston Celtics 98:123
- Celtowie przerwali serię 3 wygranych z rzędu klubu z Illinois. Do łatwego zwycięstwa nad Bulls poprowadził lider Celtics Jayson Tatum. 26-letni gwiazdor rozegrał jeden z najlepszych meczów w sezonie, zdobywając pokaźne triple-double w postaci 45 punktów, 15 zbiórek i 10 asyst. Skrzydłowy trafił 16 z 24 rzutów z gry (67%), w tym 9/15 za trzy (60%).
- 22 punkty i 7 zbiórek dołożył Kristaps Porzingis. Łotewski środkowy również zagrał przy dobrej skuteczności rzutów z gry (8/15, 53%). 19 punktów, 5 zbiórek i 9 asyst uzyskał Jaylen Brown. Pozostali gracze Boston Celtics nie przekroczyli bariery 10 punktów.
- Dla Chicago Bulls najwięcej punktów uzyskał Nikola Vucevic, autor double-double (19 punktów, 10 zbiórek). Po 14 punktów zanotowali Zach LaVine (4 zbiórki, 4 asysty), Patrick Williams (5 zbiórek, 5 asyst) i Coby White.
Autor: Mateusz Malinowski
Cleveland Cavaliers – Philadelphia 76ers 126:99
- Philadelphia 76ers są drużyną, która najczęściej w sezonie psuje oczekiwania kibiców co do meczów. To głównie ze względu na kontuzje i politykę klubu odnośnie odpoczynku gwiazd. Tak było w rywalizacji z Cleveland Cavaliers, w której wolne dostał Joel Embiid po tym jak dzień wcześniej w spotkaniu z Charlotte Hornets zagrał być może najlepszy mecz w sezonie. Wykorzystali to skrzętnie zawodnicy drużyny z Ohio, którzy wygrali drugą i trzecią kwartę różnicą 23 punktów i zapewnili sobie spokojną końcówkę meczu.
- Do zwycięstwa prowadził ich Darius Garland, który zdobył 26 punktów, trafiając 9 z 11 rzutów z gry, w tym 6 z 7 trójek, dołożył też do tego 4 asysty. Bliski triple-double był Evan Mobley, który do 22 punktów i 13 zbiórek dołożył jeszcze 7 asyst.
- Gospodarze tego spotkania trafili aż 22 trójki na bardzo dobrej skuteczności 51,2% i aż 8 zawodników skończyło ten mecz z przynajmniej jednym celnym rzutem za 3 punkty.
- Dla gości 27 punktów i 5 trafionych trójek zanotował Tyrese Maxey, ale poza nim trudno kogokolwiek wyróżnić. Tylko Paul George i rezerwowy Ricky Council rzucili dwucyfrową liczbę punktów – obaj po 11, ale nie jest to powód do wielkiej chwały.
Autor: Piotr Zarychta
Milwaukee Bucks – Washington Wizards 112:101
- Spotkanie z najgorszym zespołem w lidze okazało się dla Milwaukee Bucks dobrą okazją by dać odpocząć swoim dwóm gwiazdom. Damian Lillard dostał wolne oficjalnie ze względu na naciągnięty mięsień prawej łydki, a Giannis Antetokounmpo na skurcze mięśni pleców. Obaj mają być gotowi na poniedziałkowe spotkanie z Chicago Bulls.
- To nie przeszkodziło drużynie z Wisconsin w pewnej wygranej z Washington Wizards, głównie dzięki świetnej postawie Bobby’ego Portisa. Jeden z najlepszych rezerwowych ligi wszedł do wyjściowego składu w miejsce Antetokounmpo i zanotował najlepsze w sezonie 34 punkty, flirtując z triple-double do którego zabrakło mu dwóch asyst. Skończył mecz z 10 zbiórkami i 8 ostatnimi podaniami.
- Pierwszy raz w pierwszej piątce wyszedł też Khris Middleton i statystycznie rozegrał najlepszy mecz w tym sezonie. Zanotował 18 punktów, 6 zbiórek i 8 asyst, do tego trafił 4 trójki.
- Miejsce Lillarda w piątce zajął z kolei młody Ryan Rollins i wykorzystał swoją szansę. Zdobył rekordowe w karierze 14 punktów.
- Wśród pokonanych 26 punktów i 8 trójek zapisał na swoim koncie Jordan Poole, a 20 oczek, 11 zbiórek i 5 asyst drugoroczniak Bilal Coulibaly.
Autor: Piotr Zarychta
Minnesota Timberwolves – Golden State Warriors 103:113
- Jedno z najciekawiej zapowiadających się spotkań tej nocy nie wyglądało tak, jak można to sobie było wyobrazić. Minnesota Timberwolves fatalnie weszli w ten mecz i w pierwszej kwarcie zdołali zdobyć jedynie 15 oczek (6/22 z gry). Golden State Warriors byli zdecydowanie skuteczniejszą stroną (11/22, 50%), ale wypracowali sobie zaledwie 11-punktową przewagę.
- W drugiej odsłonie swojego rytmu w dalszym ciągu odnaleźć nie mógł Anthony Edwards (1/6). Raz za razem pudłowali również Mike Conley (0/2), Julius Randle (1/3) i Jaden McDaniels (2/6). Co ciekawe, w tej części Leśne Wilki również trafiły 6 z 22 prób. Po stronie GSW ataki napędzał Stephen Curry, ale brakowało mu regularnego wsparcia (37:50).
- Wszystko, co przyjezdni wypracowali sobie przed przerwą, stracili w trzeciej “ćwiartce”. Timberwolves zdobyli aż 38 punktów, głównie za sprawą Naza Reida (10 pkt), Randle’a (7 pkt) oraz Rudy’ego Roberta (6 pkt) i zdołali objąć nawet prowadzenie (66:65). W ostatniej części odpowiedział jednak Curry, który przy wsparciu bezbłędnych Trayce’a Jacksona-Davisa (4/4) i Brandina Podziemskiego (2/2) poprowadził GSW do dopiero drugiego zwycięstwa w sześciu ostatnich występach.
- Popisowym występem błysnął Stephen Curry, autor 31 punktów i 10 asyst. Trayce Jackson-Davis był bliski wywalczenia podwójnej zdobyczy (15 punktów, 9 zbiórek). Brandin Podziemski odnotował z kolei 12 oczek i siedem zbiórek, z kolei po 11 punktów na swoim koncie zapisali Jonathan Kuminga i Buddy Hield.
- Najlepszymi punktującymi ekipy z Minneapolis byli tej nocy Anthony Edwards (19 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst; 6/20 z gry) oraz rezerwowy Donte DiVincenzo (19 punktów, 4 asysty). Double-double padło łupem Rudy’ego Goberta (18 punktów, 12 zbiórek), z kolei Julius Randle (4/13 z gry) i Naz Reid zdobyli po 16 oczek.
New Orleans Pelicans – New York Knicks 93:104
- New Orleans Pelicans są w tym sezonie czerwoną latarnią NBA i zamykają obecnie tabelę Konferencji Zachodniej. Choć część ich kontuzjowanego trzonu wróciła już do gry, to w dalszym ciągu poza składem pozostają m.in. Zion Williamson czy Brandon Ingram. Mimo to ekipa z Luizjany sprawiła tej nocy New York Knicks sporo problemów.
- Pierwsza kwarta zakończyła się remisem, a w drugiej przyjezdni z Wielkiego Jabłka mieli poważne problemy z finalizacją swoich ataków (6/25 z gry), przez co to Pelikany schodziły na przerwę na prowadzeniu (49:45).
- Po powrocie na parkiet NYK byli już nieco odmienionym zespołem. Piątka, która pojawiła się na parkiecie na jej początku, spędziła w grze całe 12 minut i zdobyła łącznie 33 punkty na wyśmienitej skuteczności (68,4%). Goście objęli wówczas prowadzenie, które powiększyli w ostatniej części, gdzie ofensywa Pelicans nie prezentowała się najlepiej.
- Wybitny występ zaliczył Jalen Brunson, autor 39 punktów i sześciu asysty (7/10 za trzy). Mikal Bridges dorzucił 18 oczek, a skromne double-double odnotował Karl-Anthony Towns. Knicks wygrali trzeci mecz z rzędu i umocnili się na 3. miejscu w tabeli Konferencji Wschodniej.
- Trey Murphy III — jeden z “nietykalnych” zawodników NOP — zdobył 26 punktów i sześć zbiórek. Stosunkowo blisko triple-double był Dejounte Murray, autor 14 oczek, dziewięciu zbiórek i ośmiu asyst.
Dallas Mavericks – Los Angeles Clippers 113:97
- To już drugie bezpośrednie starcie obu ekip w ciągu zaledwie dwóch dni. W nocy z czwartku na piątek lepsi byli Los Angeles Clippers, ale minionej nocy ekipa z Miasta Aniołów musiała uznać wyższość Dallas Mavericks. Ekipa z Teksasu odskoczyła z wynikiem już w drugiej kwarcie, w której to LAC trafili zaledwie 4 z 18 rzutów z gry (54:40).
- Po powrocie na parkiet przyjezdni zdołali zredukować nieco straty, ale w czwartej odsłonie na wysokości zadania stanął Quentin Grimes, który zyskuje prawdopodobnie najwięcej na wszelkich nieobecnościach Luki Doncicia. Obrońca zdobył wówczas 14 oczek i choć po drugiej stronie błysnęli Norman Powell (13 pkt) i Kevin Porter Jr. (10 pkt), to Mavs odnieśli ostatecznie dziewiąte zwycięstwo w 11 ostatnich występach.
- To właśnie Quentin Grimes był tej nocy najlepiej punktującym graczem Dallas (20 punktów, 7 zbiórek; 7/8 z gry). Kyrie Irving zaliczył fatalną noc pod względem skuteczności i zdobył ostatecznie 15 punktów (6/25 z gry, do tego 6 asyst). Klay Thompson trafił cztery z sześciu rzutów za trzy i skompletował 16 oczek. Double-double odnotował Derreck Lively II (11 punktów, 11 zbiórek).
- Ataki LAC napędzali tej nocy przede wszystkim Norman Powell (28 punktów, 5 zbiórek; 3/11 zza łuku), James Harden (19 punktów, 8 zbiórek; 6/18 z gry), rezerwowy Kevin Porter Jr. (19 punktów) oraz autor podwójnej zdobyczy Ivica Zubac (13 punktów, 15 zbiórek).
- Clippers muszą mieć się na baczności, bo jeżeli San Antonio Spurs wygrają jedno spotkanie, które rozegrali jak dotąd mniej, to zrównają się z nimi bilansem. Tuż za ich plecami czyhają też Minnesota Timberwolves, Phoenix Suns i Sacramento Kings. Jedna porażka może wkrótce sprawić, że tej samej nocy z 8. pozycji można spaść na 11.
San Antonio Spurs – Portland Trail Blazers 114:94
- Jeremy Sochan w niemal każdym kolejnym spotkaniu odpowiada w defensywie za najlepszego zawodnika drużyny przeciwnej. Tej nocy jego zadanie polegało na ograniczeniu możliwości Anfernee Simonsa, który kiepsko wszedł w mecz i do przerwy miał na swoim koncie zaledwie sześć punktów (2/10 z gry). Momentami na Sochana spadała również odpowiedzialność za Shadeona Sharpe’a.
- Jeremy robił dokładnie to, po co został wysłany na parkiet przez trenera Mitcha Johnsona. Oprócz swojego zaangażowania w obronę 21-latek szybko popisał się trzema zbiórkami, z czego dwiema pod koszem Blazers, choć sam nie mógł się początkowo wstrzelić. Dopiero po podaniu Chrisa Paula Polak zdołał wyskoczyć, złapać piłkę w powietrzu i zapakować ją do kosza, wyprowadzając tym samym Ostrogi na prowadzenie (9:7).
- Początkowo przyjezdni z Portland byli w stanie dotrzymywać kroku San Antonio Spurs. Kiedy kolejny popis zaliczył jednak Sochan, który najpierw popisał się blokiem, a następnie minął Jeramiego Granta i zakończył indywidualny atak trafieniem spod kosza, przewaga gospodarzy wzrosła do ośmiu oczek. Pomimo swoich problemów Kings już do końca pierwszej kwarty utrzymywali się w zasięgu kilku posiadań (20:25).
- Po powrocie na parkiet na drugą odsłonę Blazers zaczęli prezentować się nieco lepiej. Na wysokości zadania musieli stanąć więc CP3 oraz Victor Wembanyama i wówczas przewaga Ostróg zaczęła stopniowo wzrastać. Serią trzech kolejnych trafień, przerwaną jedynie punktami Sochana, popisał się Stephon Castle, dzięki czemu Spurs wypracowali sobie największe tej nocy prowadzenie (49:39).
- Po drugiej stronie parkietu odpowiedział Shadeon Sharpe, ale ofensywa gospodarzy nie zamierzała spuszczać nogi z gazu. Błysnął Devin Vassell, chwilę później Jeremy Sochan dostrzegł czekającego na piłkę Chrisa Paula, który trafił zza łuku, po czym dwa razy akcję wykończył jeszcze Wembanyama. Dzięki tej sekwencji Spurs schodzili na przerwę z komfortową przewagą (60:44).
- Po powrocie na parkiet gra przebiegała pod kontrolą gospodarzy. Portland Trail Blazers zaliczyli lepszy fragment, w trakcie którego za sprawą Scoota Hendersona zdołali zredukować stratę do 14 oczek, ale już po chwili Spurs cieszyli się 19-punktową przewagą (87:68).
- W czwartej “ćwiartce” sytuacja nie uległa zmianie. Losy spotkania w dużej mierze były już przesądzone, przez co parkiet szybko opuścił Wembanyama, a Jeremy Sochan w ogóle się już na nim nie pojawił. Zawodnicy drugoplanowi kontynuowali to, co zapoczątkował trzon zespołu i tym samym Ostrogi zaliczyły czwarte zwycięstwo w pięciu ostatnich spotkaniach.
- Najlepszym zawodnikiem San Antonio był tej nocy Victor Wembanyama, który popisał się wyjątkowym double-double w postaci 30 punktów i 10 bloków. Jeremy Sochan dorzucił 10 punktów, siedem zbiórek i pięć asyst (4/10 z gry, 0/3 za trzy). Podwójną zdobyczą popisał się też Charles Bassey (16 punktów, 12 zbiórek).
- Ofensywę Blazers napędzał tej nocy Shadeon Sharpe (25 punktów). Problemy ze skutecznością miał Anfernee Simons, który w końcowym rozrachunku zaaplikował rywalom 18 oczek, a do tego zaliczył sześć asyst i pięć przechwytów.
Phoenix Suns – Detroit Pistons 125:133
- Sytuacja Phoenix Suns może zacząć powoli wywoływać niepokój na twarzach sympatyków ekipy z Arizony. O ile wcześniejsze problemy wynikały z nieobecności Kevina Duranta, bez którego Słońca radzą sobie w tym sezonie katastrofalnie, o tyle minionej nocy Suns (choć tym razem bez Devina Bookera) przegrali drugi z rzędu mecz ze swoją gwiazdą na parkiecie i wypadli tym samym poza pierwszą dziesiątkę Zachodu.
- Tym razem lepsi od Phoenix okazali się Detroit Pistons, którzy weszli w mecz z wysokiego “C” i w pierwszej kwarcie zdobyli aż 41 punktów (26:41), z czego po 10 padło łupem Jalena Durena (5/5 z gry) i Jadena Ivey’ego (4/5). W drugiej odsłonie 12 oczkami odpowiedział Bradley Beal, ale gospodarze wciąż musieli gonić wynik (59:64).
- Po powrocie na parkiet ofensywa Phoenix w dalszym ciągu funkcjonowała jak należy, ze szczególnym wyróżnieniem Beala i Duranta, jednak w obronie nie byli w stanie skutecznie zatrzymać Tłoki (94:103). KD robił co mógł, żeby odpowiedzieć na każdy cios rywala, ale Pistons dowieźli ostatecznie prowadzenie do ostatniej syreny.
- Świetny mecz zwieńczony double-double rozegrał Cade Cunningham, autor 28 oczek i 13 asyst. Podwójną zdobyczą popisał się też Jalen Duren (17 punktów, 11 zbiórek). Jaden Ivey dorzucił 20 oczek, a wchodzący z ławki Malik Beasley 18.
- Kevin Durant ustanowił swój nowy rekord sezonu, zdobywając tej nocy aż 43 oczka, ale nie był w stanie poprowadzić Suns do zwycięstwa. Bradley Beal dorzucił 26 punktów, sześć zbiórek i pięć asyst, z kolei Tyus Jones odnotował 19 punktów.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!