Przez lata spędzone w NBA Draymond Green niejednokrotnie udowadniał, że pasowałby jak ulał do znanej z wcześniejszych lat ekipy „Złych Chłopców” z Detroit Pistons. Koszykarz Golden State Warriors nigdy nie krył tego, że jest skory do bitki, co mógł na własnej skórze odczuć na przykład Rudy Gobert, któremu w zeszłym roku krewki skrzydłowy założył chwyt znany raczej z maty zapaśniczej niż koszykarskiego parkietu. Obaj panowie zresztą do tej pory, delikatnie mówiąc, nie pałają do siebie sympatią.



W niedzielny wieczór mogli po raz kolejny spotkać się twarzą w twarz. W Chase Center Golden State Warriors w składzie z Draymondem Greenem podjęli Minnesota Timberwolves Rudy’ego Goberta. Aż 57 punktów w sumie rzucili w tym meczu „Splash Brothers 2.0”, jak określa się Stephena Curry’ego i Buddy’ego Hielda. W dużej mierze dzięki ich popisom strzeleckim to gospodarze wygrali spotkanie 114-106. Swoje dołożył też Jonathan Kuminga, któremu jednak chyba bardziej niż rzuconych 20 „oczek” będzie pamiętane starcie z Anthonym Edwardsem, w które wmieszał się także Dray. Nie w taki sposób, jak mogłoby się wydawać.

Jeśli jest coś, co może przeszkodzić popularnemu Ant-Manowi w staniu się nową twarzą NBA, są to jego momentami aż nazbyt dziecinne zachowania i przejawiana czasami wręcz nadmierna agresja. Próbkę tejże można było zaobserwować w jednej z akcji niedzielnego meczu pomiędzy Wojownikami a Leśnymi Wilkami. Już w pierwszej kwarcie meczu w jednej z akcji Edwards próbował przedrzeć się przez defensywę gospodarzy, lecz niemal przez nich otoczony nie był w stanie dostać się pod kosz, ostatecznie tracąc piłkę na rzecz Kumingi.

Chcąc wziąć odwet na swoim vis-a-vis, gwiazdor przyjezdnych bezceremonialnie go odepchnął, powodując groźnie wyglądający upadek na parkiet. Za swoje karygodne zachowanie otrzymał „nagrodę” w postaci przewinienia technicznego, oraz gwizdów ze strony lokalnej publiczności, wspierającej jednego ze swoich.

Kongijczykowi na szczęście nic się nie stało, ale, co ciekawe, w rolę swoistego rozjemcy wcielił się… Green, czym zaskoczył chyba wszystkich zgromadzonych. 34-latek w swoim cv ma wpisanych wiele przypadków, gdy w podobnych sytuacjach dążył do fizycznej konfrontacji z przeciwnikiem. Tego wieczoru jednak wydawał się niesamowicie spokojnym i opanowanym człowiekiem, który próbował załagodzić sytuację.

Weteran brał już udział w niezliczonych bójkach na parkietach NBA, ale zapłacił za to wysoką cenę. Podczas całej swojej kariery musiał przekazać w sumie aż 900 tys dolarów na poczet różnego rodzaju kar finansowych, a z powodu licznych zawieszeń koło nosa przeszło mu jakieś 3,2 mln dolarów wynagrodzenia. Być może przy zarobkach, jakie osiągają gracze najlepszej ligi świata to nie aż tak wiele, ale nikt nie zna przyszłości, więc lepiej taką kwotę mieć niż jej nie mieć. Być może to właśnie spowodowało zmianę nastawienia Draya, który w samym tylko poprzednim sezonie miał poważne sprzeczki z Rudym Gobertem i Jusufem Nurkiciem.

Niektórych dziwić może również fakt, że Green stanął w obronie akurat Kumingi, do którego czysto teoretycznie mógłby mieć pretensje. Jak pisał w tym miejscu Michał, trener Warriors Steve Kerr podjął decyzję, by posadzić starszego z graczy na ławce rezerwowych, a młodszego wpuścić do pierwszej piątki. Nawet jeśli Jonathan nie miał wpływu na wybór szkoleniowca, a sam Draymond w wypowiedziach zdawał się od początku wspierać 22-latka, chyba nikt nie byłby zaskoczony, gdyby czterokrotny mistrz NBA przynajmniej w głębi duszy nie pogodził się z losem. Wydaje się jednak inaczej, co tylko dobrze o nim świadczy.

Starego dobrego Draya – wciąż jednak w pozytywnej wersji – mogliśmy obejrzeć pod sam koniec meczu. 34-latek najpierw w akcji ofensywnej minął Goberta, po czym efektownym wsadem podwyższył prowadzenie swojej drużyny, by po chwili – do spółki z Kumingą – powstrzymali ofensywne zapędy Timberwolves, nie pozwalając im na zdobyte punkty. W reakcji na udane zagrania Green pozwolił sobie na zaprezentowanie zgromadzonej publiczności „Night Night”, cieszynki, którą spopularyzował Steph Curry. Trzeba przyznać, że w takiej wersji wychowanka Michigan State całkiem przyjemnie się ogląda. Oby tylko któregoś dnia znów mu coś nie strzeliło do głowy.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna



  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    1 Komentarz
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments