Ja Morant zaliczył w sobotni wieczór znakomity występ. Jego 32 punkty, dziewięć zbiórek i tyle samo asyst wydatnie pomogły Memphis Grizzlies w odniesieniu pierwszego zwycięstwa nad Boston Celtics od – bagatela – 2013 roku. Przedtem Miśki przegrały aż 16 z 17 ostatnich meczów przeciwko Celtom, w tym 10 na terenie rywali, więc przerwanie tej niekorzystnej passy po prostu musi robić wrażenie. Podobnie jak jedna z akcji gwiazdora ekipy z Tennesee, która… zaprzecza temu, o czym sam mówił jeszcze kilka dni temu.
Jak już pisaliśmy, w czwartek, w meczu z Dallas Mavericks mający niemal otwartą drogę pod kosz Ja Morant nie zdecydował się na skończenie akcji w typowy dla siebie, zaprzeczający prawom grawitacji sposób. Zamiast tego zdecydował się po prostu na zwykły, oburęczny wsad, który na pewno nie trafi na listę najlepszych zagrań 25-latka w tym sezonie. Na pomeczowej konferencji rozgrywający Memphis Grizzlies zdecydował się wyjaśnić swoje postępowanie.
– Staram się już w ogóle nie robić wsadów. Myślicie, że żartuję, a ja jestem śmiertelnie poważny – stwierdził wówczas. Swoją decyzję motywował faktem, że chce uniknąć bycia narażonym na kontuzje poprzez powietrzne starcia z rywalami. Jako przykład można było tu przywołać wydarzenie z zeszłego miesiąca, gdy Christian Koloko, środkowy Los Angeles Lakers, spowodował na tyle nieszczęśliwy upadek Moranta, że ten doznał urazu biodra, co w konsekwencji wykluczyło go z gry na osiem spotkań.
W związku z powyższym decyzja dwukrotnego All-Stara, nawet jeśli kontrowersyjna z punktu widzenia kibiców basketu, którzy kochali jego powietrzne „paki”, w jakiś sposób mogła się tłumaczyć. Wydawać się mogło, że wciąż młody koszykarz wreszcie dojrzał i podjął mądrą decyzję, mającą na celu ochronę własnego zdrowia poprzez zapobieganie potencjalnie niebezpiecznym sytuacjom, nawet jeśli w sporcie uraz może się przydarzyć tak naprawdę w każdym momencie i nie potrzeba do tego fruwania pod koszem. Biorąc pod uwagę historię jego kontuzji, można to było zrozumieć.
Tymczasem teraz wygląda na to, że Ja już zdążył zmienić zdanie. W trzeciej kwarcie wygranego sobotniego meczu z Boston Celtics wykonał efektowny wsad, mijając w międzyczasie dwóch rywali, w tym o wiele wyższego Kristapsa Porzingisa. Zagraniem, które już stało się hitem w mediach społecznościowych, rozgrywający Grizzlies zaskoczył nie tylko samego Łotysza, ale chyba wszystkich zgromadzonych w TD Garden.
O ile sama akcja zdecydowanie mogła się podobać, pytaniem pozostaje zasadność jej wykonania, tym bardziej w świetle niedawnych wypowiedzi sugerujących odstąpienie od tego rodzaju zagrań. Rzecz jasna, sam zainteresowany miał gotową odpowiedź, którą nie omieszkał podzielić się z dziennikarzami. – Czułem, że jeżeli tego nie zrobię, to Porzingis z łatwością mnie zablokuje. Bardzo chciałem wykonać reverse dunk, więc dodałem kolejne zagranie do swojej kolekcji – tłumaczył już po meczu.
Powyższa wypowiedź wydaje się raczej wymówką niż logicznym wyjaśnieniem. Jest raczej pewne, że w każdym meczu Morant spotka się przynajmniej z kilkoma sytuacjami, w których przeciwnik będzie chciał go zablokować. Czy wtedy za każdym razem będzie robił wyjątek od zapowiedzianego kilka dni temu postanowienia, a my będziemy świadkami jego kolejnych powietrznych popisów? Wygląda na to, że będziemy musieli poczekać, żeby się o tym przekonać.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!