Minionej nocy pierwszy mecz w nowym sezonie rozegrali San Antonio Spurs. Pomimo świetnego występu Jeremy’ego Sochana, który razem z Julianem Champagnie był najlepszym punktującym swojego zespołu tej nocy, „Ostrogi” musiały uznać wyższość Dallas Mavericks. Z dobrej strony w oficjalnym debiucie w nowych barwach pokazał się Klay Thompson, który trafił sześć trójek i zaaplikował rywalom 22 „oczka”. Emocji nie zabrakło również w Kolorado, gdzie pomimo triple-double Nikoli Jokicia jego Denver Nuggets musieli uznać wyższość Oklahoma City Thunder. Litości dla Washington Wizards nie mieli Boston Celtics, z kolei na zakończenie nocy Minnesota Timberwolves rzutem na taśmę ograli Sacramento Kings.
Washington Wizards – Boston Celtics 102:122
- Boston Celtics to pierwszy zespół bieżącego sezonu, który rozegrał już swoje drugie spotkanie, a zarazem pierwszy, który legitymuje się bilansem 2-0. Podopieczni Joe Mazzulli rywalizowali z dużo niżej notowanym rywalem, choć nie wszystko układało się dokładnie po ich myśli jak w starciu z New York Knicks. Spora w tym zasługa Jordana Poole’a, który fantastycznie wszedł w mecz i już po pierwszej kwarcie miał na swoim koncie 17 punktów, a jego Washington Wizards dotrzymywali kroku faworyzowanemu rywalowi (32:33).
- W drugiej odsłonie gra Celtów po atakowanej stronie parkietu układała się równie dobrze, ale zdecydowanie ograniczyli oni możliwości i efektywność wykańczania akcji rywali. W kluczowym fragmencie tej części, kiedy to Boston prowadził zaledwie jednym „oczkiem”, dwa razy zza łuku trafił Jayson Tatum. Po chwili dwa trafienia dołożył jeszcze Jaylen Brown i tym samym przewaga gości wzrosła już do 10 „oczek” (54:64).
- Kiedy z Poole’a opadło nieco powietrze, przewaga Celtów zaczęła się uwydatniać. Dobry fragment zaliczył Payton Pritchard, który błysnął skutecznością zza łuku. Nie próżnowali również Tatum czy Derrick White, przez co Boston wygrał ostatecznie tę część 34:19. Po dobrym wejściu w ostatnią kwartę prowadzenie C’s wynosiło już 32 „oczka” i wówczas było już po meczu (75:107).
- Najlepszym punktującym Celtics był tej nocy Jaylen Brown, zdobywca 27 „oczek”, ośmiu zbiórek i aż czterech przechwytów. Drugim double-double z rzędu popisał się Jayson Tatum, który do 25 punktów dorzucił 11 zbiórek, a także sześć asyst. Derrick White dołożył 19 punktów, z kolei wchodzący z ławki Payton Pritchard 15 (5/10 za trzy).
- Po stronie Wizards najlepiej wypadł Jordan Poole, autor 26 punktów, czterech zbiórek i czterech przechwytów. Dobrze zaprezentował się występujący w roli rezerwowego Jonas Valanciunas, zdobywca 18 „oczek” i pięciu zbiórek. Mający problemy ze skutecznością Kyle Kuzma dorzucił 12 punktów. Wizards trafili tej nocy jedynie 19,4% rzutów za trzy (7/36). Drugi wybór Draftu Alex Sarr w 22 minuty skompletował tylko dwa punty i pięć zbiórek (1/7 z gry, 0/5 zza łuku).
Dallas Mavericks – San Antonio Spurs 120:109
- Od pierwszych minut Jeremy Sochan był odpowiedzialny za powstrzymywanie ofensywny zapędów Luki Doncicia i przez większość czasu reprezentant Polski skutecznie wywiązywał się z tego obowiązku. Słoweniec przestrzelił bowiem siedem z pierwszych ośmiu rzutów z gry i to „Ostrogi” przez znaczną część pierwszej kwarty utrzymywały się na prowadzeniu (20:22).
- Spora w tym również zasługa Harrisona Barnesa, który w tej części skompletował aż 12 „oczek”. Poważne problemy miał z kolei Victor Wembanyama, który przegrywał pojedynki z Danielem Gaffordem i nie był w stanie przebić się pod kosz tak, by wykończyć akcję (2/8 z gry do przerwy).
- Gospodarze również mieli jednak swoje problemy. W pewnym momencie gry Dallas Mavericks spudłowali 15 z 17 kolejnych rzutów, choć przegrywali wówczas zaledwie pięcioma punktami (28:33). Żadna ze stron nie była zatem w stanie wykorzystać ofensywnego marazmu rywala.
- Choć podopieczni Jasona Kidda byli w stanie kilkukrotnie doprowadzać do remisu, w tym po efektownym wsadzie Derecka Lively’ego II, to na przerwę schodzili z nieznaczną stratą (47:49). Swoją cegiełkę dołożył do tego również Sochan, który schodził do szatni z dorobkiem dziewięciu punktów.
- Po powrocie na parkiet obraz gry zmienił się w pokaźny sposób. Gospodarze zaczęli wykorzystywać w końcu swoje okazje zza łuku. Dwa razy trafił Klay, chwilę później również Kyrie Irving, a kiedy do zabawy dołączyli Luka Doncić oraz P.J. Washington, to przewaga Mavs wzrosła momentalnie do 14 „oczek” (69:55).
- Gospodarze nie cieszyli się komfortowym prowadzeniem na długo. Po przerwie na żądanie dwukrotnie trafił Jeremy Sochan, następnie trójki dołożyli Julian Champagnie, Wemby oraz Chris Paul i San Antonio Spurs znów znaleźli się w zasięgu jednego posiadania (71:68). Pod koniec trzeciej odsłony dobrą pracę wykonali jednak zmiennicy Dallas, bo to właśnie trafienia m.in. Jadena Hardy’ego, Najiego Marshala i Maxiego Klebera pozwoliły im raz jeszcze odskoczyć (87:80).
- Mavs budowali swoją przewagę i choć proces ten akcją 2+1 próbował zatrzymać Jeremy, który był wówczas najlepszym punktującym swojego zespołu, to po chwili gospodarze dorzucili pięć trójek autorstwa Doncicia i Thompsona, powiększając tym samym swoje prowadzenie do 21 „oczek” (106:85). W kolejnych minutach już do końcowej syreny na parkiecie przebywali przede wszystkim zawodnicy rezerwowi, a rezultat już się nie zmienił.
- Jeremy Sochan był tej nocy najlepszym punktującym Spurs z dorobkiem 18 „oczek”, sześciu zbiórek i dwóch przechwytów (6/11 z gry, 1/2 za trzy, 5/7 z linii). Również 18 punktów zapisał na swoim koncie Julian Champagnie. Victor Wembanyama (9 zbiórek, 1 asysta, 1 blok; 5/18 z gry, 1/8 za trzy) i Harrison Barnes dorzucili po 17 punktów. Chris Paul oprócz trzech „oczek” odnotował też osiem asyst i siedem zbiórek.
- – Jest wiele rzeczy, nad którymi musimy popracować. Jak na pierwszy mecz, sporo rzeczy wyglądało jednak dobrze. Jutro wracamy do pracy. […] Podobało mi się nasze zaangażowanie w pierwszej połowie, ale ostatecznie zaszkodziła nam nasza niedbałość. Na początku trzeciej kwarty zatrzymała nas też ich fizyczność – skomentował występ swoich podopiecznych Gregg Popovich.
- Po stronie Mavs pomimo problemów ze skutecznością prym wiódł Luka Doncić, który otarł się o triple-double (28 punktów, 10 zbiórek, 8 asyst; 9/25 z gry, 4/11 za trzy). Świetnie wypadł Klay Thompson, zdobywca 22 punktów, siedmiu zbiórek i trzech przechwytów (6/10 zza łuku). Kyrie Irving oraz Dereck Lively II dorzucili po 15 punktów.
Denver Nuggets – Oklahoma City Thunder 87:102
- Spotkanie rozpoczęło się od wymiany ciosów, ale dzięki zdecydowanie lepszej skuteczności Denver Nuggets szybko rozpoczęli budowę swojej przewagi (18:10). Oklahoma City Thunder kiepsko radzili sobie w rzutach zza łuku (1/6 na start), jednak w porę przebudzili się Chet Holmgren i Shai Gilgeous-Alexander. Przyjezdni nie tylko zniwelowali straty, ale sami odskoczyli z wynikiem jeszcze przed zakończeniem pierwszej „ćwiartki” (24:31).
- OKC kontynuowali solidną grę w kolejnej części, a po serii punktowej 7:0 osiągnęli nawet dwucyfrową przewagę (32:42). Trafienia Nikoli Jokicia i Aarona Gordona pozwoliły gospodarzom zbliżyć się co prawda z wynikiem na cztery „oczka”, jednak przed zejściem na przerwę Thunder odzyskali to, co wypracowali sobie wcześniej i znów prowadzili siedmioma punktami (51:58). Wynik mógł być dla nich jeszcze korzystniejszy, ale dobry fragment zaliczył Christian Braun.
- Po powrocie na parkiet Jokić kontynuował swoją pogoń za triple-double. Denver musieli nieustannie gonić wynik, a jednym z elementów, który krzywdził ich najbardziej, była kiepska skuteczność za trzy (4/23 w połowie trzeciej kwarty – 17,4%). Thunder radzili sobie pod tym względem tylko nieco lepiej (29,2%, 7/24), ale to właśnie ta różnica utrzymywała ich na prowadzeniu (66:73).
- Thunder uszczelnili swoją defensywę, a w popisowym fragmencie Holmgren zablokował Nikolę Jokicia, po czym popisał się fantastycznym wsadem z kontrataku. Kiedy Shai i Cason Wallace wykorzystali po chwili swoje okazje, przewaga OKC wzrosła do 19 punktów (66:85). Nuggets odpowiedzieli skromną serią na przełomie trzeciej i czwartej części, która zbliżyła ich do ośmiu punktów (73:85), ale przyjezdni raz jeszcze odskoczyli i już do końcowej syreny utrzymywali komfortową przewagę (78:96).
- Shai Gilgeous-Alexander nie mógł przez jakiś czas odpowiednio się wstrzelić, ale w końcowym rozrachunku zdobył 28 punktów, osiem asyst i siedem zbiórek. Świetny występ zaliczył też Chet Holmgren, autor double-double w postaci 25 „oczek” i 14 zbiórek (do tego 5 asyst, 4 bloki, 2 przechwyty; 11/18 z gry, 0/5 za trzy). Dobrze wypadł też Aaron Wiggins (15 punktów, 5 zbiórek; 7/9 z gry).
- Pierwszym triple-double w nowym sezonie popisał się Nikola Jokić (16 punktów, 13 asyst, 12 zbiórek). Również 16 „oczek” zapisał na swoim koncie Christian Braun. Skuteczności zabrakło Jamalowi Murrayowi (12 punktów; 4/14 z gry), Michaelowi Porterowi Jr. (15 punktów, 8 zbiórek; 5/17 z gry) i Russellowi Westbrookowi (6 punktów; 2/10 z gry).
Sacramento Kings – Minnesota Timberwolves 115:117
- Od pierwszych minut obie strony wykorzystywali solidną skuteczność swoich zawodników. Po stronie Minnesota Timberwolves ofensywę napędzał przede wszystkim Julius Randle (11 punktów w 1Q), z kolei ataki Sacramento Kings opierały się przede wszystkim na De’Aaronie Foxie i wchodzącym z ławki Maliku Monku (obaj 9 punktów, 4/4 z gry). Choć Leśne Wilki trafiły w pierwszej kwarcie aż siedem trójek, to jednak one musiały gonić wynik (32:29).
- Świetną grę w drugiej odsłonie kontynuował Randle, wsparcie z ławki zapewniał dobrze dysponowany Naz Reid, jednak po drugiej stronie przebudził się DeMar DeRozan i to m.in. dzięki niemu podopieczni Mike’a Browna schodzili na przerwę z nieznaczną zaliczką (59:55).
- Na 4:16 przed końcem trzeciej odsłony Monk powiększył przewagę Sacramento do 10 punktów (86:76), jednak Timberwolves odpowiedzieli serią Randle’a, Donte DiVincenzo, Reida, Nickeila Alexandra-Walkera oraz trójką Anthony’ego Edwardsa, która wyprowadziła ich na prowadzenie (88:89).
- Wynik oscylował stale w granicach remisu, więc o końcowym rezultacie miała przesądzić końcówka. Na niespełna minutę przed końcem Malik Monk popisał się akcją 2+1, która dała Kings prowadzenie (115:114). W odpowiedzi jeden z dwóch rzutów wolnych wykorzystał Rudy Gobert, doprowadzając tym samym do remisu. Kolejną próbę przestrzelił Fox, a po kolejnej akcji Minny faulowany był Anthony Edwards, który wykorzystał oba osobiste przy 2,1 sekundy na zegarze. Kings próbowali jeszcze odrobić straty, ale spudłował Keegan Murray.
- Kluczem do zwycięstwa Timberwolves była przede wszystkim postawa duetu Julius Randle (33 punkty, 5 zbiórek, 4 asysty; 13/17 z gry) – Anthony Edwards (32 punkty, 7 zbiórek, 4 asysty). Double-double popisał się wchodzący z ławki rezerwowych Naz Reid, autor 19 „oczek” i 13 zebranych piłek.
- Po drugiej stronie grę Kings napędzali głównie DeMar DeRozan (26 punktów, 8 zbiórek; 7/18 z gry), Keegan Murray (23 punkty, 12 zbiórek) oraz Domantas Sabonis (24 punktu, 8 zbiórek). Dobrze wypadł też De’Aaron Fox, który odnotował double-double w postaci 15 „oczek” i 11 asyst.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.