Historia zna wiele przypadków, gdy kariera sportowca została skrócona bądź ograniczona z powodów zdrowotnych. Okazuje się, że jednym z takich zawodników jest Perry Jones, były koszykarz Oklahoma City Thunder. 32-letni dziś skrzydłowy w jednym z podcastów opowiedział szczegóły swojej historii, według której niewiele brakowało, by już go na tym świecie nie było.
Perry Jones od zawsze marzył o dostaniu się do NBA. Absolwent uczelni Baylor dopiął swego w 2012 roku. Chociaż wydawało się, że może zostać wybrany nawet w ścisłej czołówce draftu, ostatecznie skusili się na niego dopiero Oklahoma City Thunder (28. pick). Rzecz jasna, debiutancki sezon skrzydłowy dzielił pomiędzy OKC a grających w G League Tulsa 66ers (obecnie – Oklahoma City Blue). Wówczas jeszcze nie wiedział jak ciężkie czasy go czekają, a wszystko zaczęło się jakiś rok później.
– W moim drugim roku zachorowałem, właściwie prawie umarłem. Tuż przed Ligą Letnią zwyczajnie poszedłem do dentysty…. Dostałem kilka zastrzyków, tak standardowo, w formie znieczulenia, (ale] ja wciąż czułem wszystko – rozpoczął swoją historię Jones w jednym z odcinków podcastu Run Your Race.
Koszykarz otrzymał więc jeszcze więcej zastrzyków, ale nic to nie zmieniło, więc kazano mu wrócić innym razem. Kilka dni później podczas jednego z treningów został przypadkowo uderzony łokciem, co bolało go bardziej niż zwykle. Do tego doszedł kolejny nietypowy symptom – Perry nie mógł otwierać ust tak szeroko, jak wcześniej.
– Mało brakowało, żebym mógł jeść tylko przez słomkę… Tydzień przed wyjazdem przyjąłem kolejne uderzenie… Wtedy już w ogóle nie mogłem otworzyć ust, więc wróciłem do dentysty. To było już dwa dni przed Ligą Letnią. Na miejscu powiedziano mi: „Hej, otwórz usta.”, a ja na to: „Nie mogę, dlatego tu jestem. Coś mi zrobiliście. Coś się ze mną dzieje. Powiedzcie mi co.” – kontynuował 32-latek.
Ostatcznie skrzydłowy Thunder musiał udać się do szpitala, gdzie przeszedł kilka tomografii komputerowych, mających ustalić, co konkretnie mu dolega. Delikatnie rzecz ujmując, wyniki nie były dobre. – Wróciłem do poczekalni. Siedziałem tam jakieś pięć minut, aż nagle pojawił się cały zespół lekarski wraz z łóżkiem. Usłyszałem tylko: „Musimy go natychmiast zabrać na operację!” Ja na to: „Że co?” – wspominał.
Przed zabiegiem poprosił tylko, żeby powiadomiono jego matkę, a gdy się obudził, usłyszał tylko jak lekarz przekazuje jej straszne wieści, o których również opowiedział: – Obudziłem się w momencie, gdy lekarz mówił mojej mamie, że w moim mózgu rozprzestrzeniał się wirus. Dodał, że gdyby sytuacja potrwała jeszcze tydzień lub półtora, to prawdopodobnie miałbym śmiertelny udar albo coś w tym rodzaju. To draństwo przechodziło z mojego układu oddechowego przez gardło prosto do mózgu.
Nie może dziwić fakt, że w tej sytuacji Perry nie zagrał w Lidze Letniej. Jakby tego było mało, podczas jednego z meczów stwierdzono, że nie gra, ponieważ… boli go ząb. – Pamiętam jak siedziałem w łóżku. Patrzę na telewizor, oglądam grę chłopaków i nagle słyszę: „Perry Jones nie gra z powodu bólu zęba.” Z miejsca się rozpłakałem. Ktoś rozsiewa takie plotki, a ja tu lezę w szpitalu walcząc o życie – zakończył były gracz OKC.
Nie da się ukryć, że tego typu przeżycie byłoby ciosem dla najsilniejszego. Nasz bohater zdołał pozbierać się na tyle, by jeszcze wrócić do NBA, ale jego kariera w najlepszej lidze świata nie trwała już długo. W lipcu 2015 roku został oddany w wymianie do Boston Celtics, jednak tam zdołał wystąpić w zaledwie pięciu przedsezonowych sparingach i podziękowano mu za współpracę. Ogółem w ciągu trzech lat gry dla Thunder rozegrał 143 mecze, w których notował średnio 3,4 punktu i 1,8 zbiórki na mecz.
Chociaż widywano go jeszcze w G League, większość późniejszej kariery Jones spędził już poza granicami Stanów Zjednoczonych. 32-letni obecnie skrzydłowy występuje obecnie w barwach wenezuelskiej drużyny Spartans Distrito Capital. Z pewnością jego kariera nie potoczyła się tak, jak to zakładał. Można się zastanawiać, czy gdyby nie choroba, wciąż byłby w stanie grać z najlepszymi na poziomie NBA, ale tego już się nigdy nie dowiemy.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.