Wczoraj pisaliśmy o tym, że Golden State Warriors stracili jedną ze swoich największych legend w osobie zmarłego Ala Attlesa, który w ten czy inny sposób był związany z organizacją przed ponad 60 lat. Tymczasem niewykluczone, że niedługo będzie trzeba się przyzwyczaić do życia bez najwybitniejszego z zawodników obecnego składu – Stepha Curry’ego.
Rozgrywający Golden State Warriors ma na swojej liście osiągnięć cztery mistrzowskie pierścienie, dwa tytuły najlepszego strzelca NBA, dwie nagrody dla MVP sezonu regularnego oraz jedną dla MVP Konferencji. Poza tym jeszcze przez długie lata będzie liderem historycznych tabel pod względem największej ilości trafionych rzutów za trzy. Choć Stephen Curry ma już 36 lat, nie wydaje się żeby zatracił cokolwiek ze swoich niebagatelnych umiejętności, co pokazał choćby podczas zakończonych niedawno igrzysk olimpijskich.
We francuskim turnieju Steph, dla którego był to debiut w najważniejszej imprezie sportowej czterolecia, pokazał wybitną formę. Prawdziwy popis dał zwłaszcza w półfinałowym starciu z Serbią, w którym w pewnym momencie Amerykanie przegrywali już dwucyfrową liczbę punktów. W drugiej połowie meczu wzięli się do roboty, w czym niebagatelny udział miał sam Curry, w 33 minuty zdobywając aż 36 punktów (12/19 z gry w tym 9/14 z dystansu). Niemal równie duży stos cegieł do ostatecznej wygranej zapewnił Team USA w finale, w którym rywalem byli gospodarze w składzie z Victorem Wembanyamą czy Guerschonem Yabusele. Francuscy komentatorzy nie do końca pieszczotliwie nazwali go „diabłem”.
Rzecz w tym, że o ile na arenie międzynarodowej Steph może się cieszyć pierwszym w karierze olimpijskim złotem dołożonym do dwóch zdobytych podczas mistrzostw świata (2010 i 2014), być może właśnie dał do zrozumienia, że chce odejść z drużyny Warriors. Jak donosi NBACentral, Curry dokonał lekkiej podmianki na swoich profilach w mediach społecznościowych. Konkretnie – wykasował z nich frazę „obrońca Warriors”, w zamian wpisując „złoty medalista olimpijski.”
Być może to tylko nie mające nic wspólnego z prawdą spekulacje, ale liga nie takie sytuacje już widziała. Tym bardziej, że sam zawodnik swego czasu wypowiedział się na temat potencjalnej możliwości zmiany barw klubowych w sposób – nazwijmy to – niejednoznaczny, reagując na odejście z Warriors jego partnera z duetu Splash Brothers, Klaya Thompsona.
– To trudne, prawda? Zawsze mówiłem, że chcę być Wojownikiem na całe życie. Na tym etapie mojej kariery czuję, że to możliwe. Nadal możesz być konkurencyjny, co nie oznacza, że masz zagwarantowane mistrzostwo. To nie oznacza wygrywania. Zwyciężanie jest zawsze priorytetem, ale oczywiście trzeba być realistą. To, że będziesz trzymać się planu, nie oznacza, że to się wydarzy. Trzeba wprowadzać zmiany i na nowo wyobrażać sobie, jak wygląda rozwój w kontekście tego, gdzie liga znajduje się teraz i gdzie są niektóre z tych utalentowanych drużyn – stwierdził w wywiadzie dla Andscape.
W ostatnim czasie w mediach głośno było o tym, że do Warriors mógł dołączyć LeBron James, gdyby nie „interwencja” jego agenta, który zdusił taką możliwość w zarodku. Być może jednak do połączenia obu gwiazdorów najlepszej ligi świata dojdzie, ale… w Los Angeles Lakers? Wspomniana drobna aczkolwiek znacząca zmiana na profilach Stepha współgrała czasowo z postem, który obaj koszykarze opublikowali na Instagramie, gdzie zamieszczone zostało zdjęcie na którym, w towarzystwie Kevina Duranta, trzymają w rękach swoje złote medale. Przypadek czy chęć przekazania czegoś światu?
W Bay Area na pewno liczą, że triumf w turnieju olimpijskim pozwoli Curry’emu odbudować nadszarpniętą nieco więź z trenerem obu drużyn, Steve’em Kerrem. W tym roku Warriors, mimo że ich najlepszy zawodnik był zdrowy, nie awansowali do fazy play-off po raz pierwszy od 2015 roku. Teraz, biorąc pod uwagę odejście Klaya i brak ściągnięcia do San Francisco innych znanych nazwisk, czekają ich trudne czasy. Potencjalne odejście Stepha jeszcze by pogorszyło sytuację.
Nie da się jednak wykluczyć żadnego z możliwych scenariuszy. Chemia, jaką 36-latek złapał z LeBronem podczas wspólnej gry dla reprezentacji podczas igrzysk olimpijskich może skłonić go do połączenia sił ze starszym kolegą po fachu zanim będzie na to za późno. Wprawdzie jest mało prawdopodobne, że stanie się to już teraz, w najbliższym czasie, jednak połączenie sił tych dwóch wybitnych zawodników to koncepcja, którą chyba wszyscy chcieliby zobaczyć na żywo. No, może poza kibicami popularnych Wojowników.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.