Trudno powiedzieć, by Bronny James był najlepszym zawodnikiem wybranym w tegorocznym drafcie, lecz z wiadomych względów stał się najbardziej medialną postacią. Syn LeBrona w czasie zakończonej Ligi Letniej miewał swoje wzloty i upadki, lecz nawet jeśli wiekszość najbliższego sezonu spędzi w G League, kilka szans na pokazanie się w NBA również powinien dostać. Sztab szkoleniowy Lakers wierzy w tego chłopaka, starając się nie pompować za bardzo przysłowiowego balonika, jednak zdaniem niektórych James Jr i tak jest poddawany „specjalnemu traktowaniu”.
Były zawodnik USC nie może zaliczyć tegorocznych rozgrywek Summer League do najbardziej udanych w swoim wykonaniu. Trudno mu odmówić starań, jednak najczęściej nie przynosiły one korzyści ani samemu Bronny’emu Jamesowi ani drużynie Los Angeles Lakers. Gdy 19-latek zaczął prezentować się z lepszej strony, podjęto decyzję o… wycofaniu go z gry na kilka ostatnich meczów, chcąc jakby trzymać go pod kloszem.
Można powiedzieć, że była to niejako kontynuacja tych licznych przypadków, gdy James Jr. często pojawiał się w mediach po tym, jak LeBron James i jego agent praktycznie wymusili na włodarzach Jeziorowców sprowadzenie chłopaka do Miasta Aniołów. Nie mówiąc już o gwarantowanej czteroletniej umowie o wartości 7,9 mln dol, którą Bronny otrzymał będąc wybranym dopiero z 55. numerem. Jak się okazuje, to może być dopiero początek szykującej się dramy.
– Uwaga, którą przyciągał, była „bardzo frustrująca” dla reszty zawodników, a jego traktowanie jak rzekomej gwiazdy powodowało napięcia w zespole, który zaczął turniej od pięciu porażek. Tego rodzaju napięcie nie pomogło grupie zawodników zbudować odpowiedniej chemii. Można było odczuć brak jedności, ponieważ to Bronny był główną postacią, a pozostali czuli, że nie do końca na to zasługiwał – napisali Steve Brenner i Damian Burchardt z US Sun, powołując się na anonimowego zawodnika, który grał dla Lakers w Lidze Letniej.
– W międzyczasie przedstawiciele Bronny’ego wielokrotnie uniemożliwiali mu kontakt z mediami, co źródło określiło jako „niemiłe” wobec jego kolegów z drużyny i innych członków klubu. Z powodu uwagi i traktowania, jakie otrzymywał Bronny, wielu innych młodych zawodników, którzy starali się o miejsce w składzie na następny sezon, nie mogło pokazać się z najlepszej strony i zaprezentować swojej gry na najwyższym możliwym poziomie – czytamy dalej.
Z jednej strony takie „specjalne traktowanie” 19-latka można starać się wytłumaczyć. Jako sy LeBrona od samego początku przyciągał uwagę przede wszystkim tym, że jako pierwszy gracz w historii NBA może zagrać w jednej drużynie ze swoim ojcem. Problem w tym że jednocześnie – i to nie ze względów sportowych – przyćmił swoich kolegów z zespołu, z których każdy ma takie same prawo do walki o miejsce w rosterze co on. Chociaż został wybrany dopiero pod koniec drugiej rundy draftu, Bronny otrzymuje uwagę i adorację godną największych gwiazd basketu, co może utrudnić jego partnerom skupienie się na własnym rozwoju.
Nawet pierwszorundowy wybór Lakers, czyli Dalton Knecht, pod względem sportowym prezentujący się o niebo lepiej, popadł w zapomnienie, ponieważ całą uwagę skupiał na sobie jego młodszy kolega. Trudno jednak winić za to wszystko samego Bronny’ego. Nie mógł wybrać, w jakiej rodzinie się urodzi, a nazwisko James wciąż elektryzuje fanów koszykówki na całym świecie. Cała ta sytuacja była więc do przewidzenia.
Inna sprawa, że nikt by złego słowa nie powiedział, gdyby syn LeBrona bronił się wynikami osiąganymi na parkiecie. Tymczasem Ligę Letnią rozpoczął od spudłowania pierwszych 15 prób rzutów z dystansu. Średnie na poziomie 7 punktów oraz 3,5 zbiórki na mecz przy skuteczności wynoszącej 32,7% też nie mogą robić pozytywnego wrażenia. Wręcz przeciwnie – pojawiły się głosy pytające czy Bronny w ogóle powinien zostać wybrany w drafcie już w tym roku.
Wprawdzie w LA utrzymują, że 19-latek zasłużył na swoje miejsce, da się wyczuć w tych wypowiedziach nutki kurtuazji spowodowanych nazwiskiem jego ojca. Niezależnie od osobistych sympatii lub antypatii, ciężko nie przyznać, że James Jr miał łatwiejszą drogę do NBA niż większość graczy. By jednak przestać być traktowanym tylko jako syn LBJ’a, będzie musiał zyskać szacunek rówieśników i udowodnić, że może utrzymać się na najwyższym poziomie dzięki własnym zasługom. By tak się stało, będzie musiał pracować co najmniej dwukrotnie ciężej niż wszyscy inni. Czy go na to stać? Czas pokaże.