W związku ze zbliżającym się wielkimi krokami draftem, wciąż jednym z najbardziej interesujących tematów wydaje się potencjalna wspólna gra LeBrona i Bronny’ego Jamesów. Rzecz jasna, nie są oni pierwszym przypadkiem ojca i syna, których widziała NBA w swojej historii, choć dotychczas występy jednego i drugiego dzieliło przynajmniej parę lat.



Jednym z wciąż aktywnych przedstawicieli drugiego pokolenia danej rodziny na parkietach NBA jest Domantas Sabonis. Jak poinformowała w piątek sama organizacja, środkowy Sacramento Kings podjął ważną decyzję. Otóż począwszy od nowego sezonu reprezentant Litwy będzie grał z numerem 11 zamiast dotychczasowego 10. Tym samym 28-latek chce upamiętnić swojego ojca, słynnego Arvydasa Sabonisa.

Sabonis senior, który przez całą karierę nosił na trykocie numer 11, to jedna z największych legend europejskiej koszykówki. Reprezentant najpierw Związku Radzieckiego, a później Litwy, odnosił sukcesy na Starym Kontynencie jako zawodnik między innymi Żalgirisu i Realu Madryt. Choć w drafcie do NBA został wybrany już w 1986 roku, sowieckie władze nie zezwalały mu na wyjazd z kraju, do czego doszło dopiero w roku 1995.

Dziś wiemy, że dołączając do Portland Trail Blazers, Arvydas był już na tyle zniszczony kontuzjami, że zdaniem ówczesnego lekarza drużyny, bazując na samym prześwietleniu mógł się kwalifikować do otrzymania miejsca parkingowego dla niepełnosprawnych. Mimo wszystko zdołał rozegrać jeszcze siedem sezonów w najlepszej lidze świata, swoimi niespotykanymi jak na zawodnika podkoszowego umiejętnościami rozegrania piłki redefiniował pozycję centra, z czego wzorce czerpane są do dziś. W NBA rozegrał 470 spotkań, osiągając średnio 12 punktów, 7,3 zbiórki oraz 2,1 asysty na mecz.

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Podobnie jak jego ojciec, Domantas znakomicie rozgrywa i gra zespołowo, przez co pomógł Kings wznieść się na nowy poziom. Konkretnie – do play-offów, których Sacramento w stanie Kalifornia nie widziało od jakichś 16 lat. W ciągu dwóch pełnych sezonów w barwach drużyny młodszy z Sabonisów osiągał średnio 19,1 punktu, 13 zbiórek oraz 7,7 asysty na mecz przy skuteczności z gry na poziomie 60,4%.

Wprawdzie do statusu legendy, jaką cieszył się jego ojciec, jeszcze mu brakuje, ale 28-latek również nie ma się czego wstydzić. Sodówka mu na pewno nie grozi. Cały czas pamięta o dokonaniach swego rodziciela, o czym świadczy fakt, że przez większość kariery sam również nosił na trykocie numer 11. Sytuacja zmieniła się dopiero gdy opuścił Indiana Pacers na rzecz ekipy z Kalifornii.

Dlaczego? Otóż ten numer był zastrzeżony przez organizację od 1990 roku. W latach 1948-53, gdy obecni Kings nazywali się jeszcze Rochester Royals, z 11 na koszulce grał niejaki Bob Davies. „Houdini z Harrisburga” wraz z Bobbym Wanzerem utworzył jeden z najlepszych defensywnych duetów w początkach ligi NBA. Razem doprowadzili Royals do tytułu mistrzowskiego w 1951 roku.

W międzyczasie organizacja przenosiła się z Rochester do Cincinnati, później do Kansas City, by wreszcie osiąść w Sacramento. Po przeszło trzech dekadach od zakończenia kariery przez Daveisa, jego numer został zastrzeżony, co pozostało niezmienione aż do dziś. Skoro tak, to skąd ta zmiana u Sabonisa? Otóż zgodę na to wyraziła rodzina zmarłego w 1990 byłego koszykarza.

– Moje rodzeństwo i ja jesteśmy bardzo dumni z naszego ojca i wszystkiego, co osiągnął podczas swojej legendarnej kariery w NBA. Wywarł ogromny wpływ na naszą rodzinę, a także na wielu młodych, aspirujących sportowców. Z pewnością był człowiekiem z charakterem. Biorąc jednak pod uwagę szczególne powiązanie rodziny Sabonisów z numerem 11, pomyśleliśmy, że wypada podzielić się numerem naszego taty z Domantasem i życzyć mu wielu sukcesów. Jesteśmy wdzięczni organizacji Kings i fanom za ich ciągłe wsparcie – oświadczyła córka Boba Daviesa, Camy Davies Keck.

Trzeba przyznać, że to bardzo sympatyczny gest ze strony rodziny Daviesów. Nie pozostał bez odzewu. Domantas w rozmowie z dziennikarzami wyraził już swoją wdzięczność.

– Numer 11 zajmuje szczególne miejsce w życiu moim i mojej rodziny, ponieważ nosiłem go przez całą swoją karierę na cześć mojego ojca. Jestem niesamowicie wdzięczny rodzinie Daviesów za udostępnienie mi numeru 11 i nie mogę się doczekać, aby wykorzystać dziedzictwo wszystkich, którzy nosili go przede mną – stwierdził.

Taka ważna zmiana powinna wpłynąć pozytywnie na postawę Domantasa Sabonisa, choć już poprzedni sezon w jego wykonaniu był znakomity. Inna sprawa, że to wciąż bardzo niedoceniany zawodnik. Choć rozgrywki 2023-24 skończył jako najlepszy zbierający ligi, nie został wybrany do udziału w tegorocznym Meczu Gwiazd. Nie znalazł się także w gronie najlepszych obrońców NBA, znajdując jedynie miejsce – zresztą po raz drugi z rzędu – w All-NBA Third Team. Ciekawe co jeszcze musi zrobić, by zostać dostrzeżony? Być może odpowiedź przyniesie już kolejny sezon.

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna




  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    1 Komentarz
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments