Mecz numer cztery pierwszej rundy fazy play-off zakończył się przedwcześnie dla Kristapsa Porzingisa. Łotysz doznał urazu bez kontaktu z żadnym z rywali, przez co musiał zejść z parkietu i udać się do szatni. Wprawdzie wykluczono najgorsze, jednak przymusowa przerwa od gry centra może potrwać dłużej niż na to liczono w Bostonie.
Do urazu doszło jeszcze w pierwszej połowie poniedziałkowego meczu Boston Celtics z Miami Heat. Kristaps Porzingis otrzymał podanie od Jaylena Browna, zrobił parę kroków z piłką w stronę kosza, po czym zaczął kuleć. Z widocznym grymasem bólu na twarzy odegrał piłkę z powrotem do kolegi i pokuśtykał w kierunku środka parkietu.
Do urazu doszło bez kontaktu z którymkolwiek z zawodników rywala. Po chwili wysoki Celtics zszedł z parkietu i nie powrócił już do gry. Późniejsze badania wykluczyły najgorszy scenariusz, czyli potencjalne zerwanie ścięgna Achillesa. To poprawiło humor samemu poszkodowanemu, który miał z humorem stwierdzić, że „Będzie dobrze.” We wtorek miał przejść badania obrazowe.
Wyniki tychże opublikował Adrian Wojnarowski. Według dziennikarza ESPN Łotysz doznał naciągnięcia mięśnia płaszczkowatego łydki. Z tego tytułu będzie zmuszony pauzować przez „co najmniej kilka meczów”. Pierwotne informacje wypływające z obozu Celtics informowały, że KP nie zagra tylko w meczu numer pięć. Obecnie wygląda na to, że w przypadku ich awansu do drugiej rundy fazy play-off, center opuści przynajmniej jej początek.
Co ciekawe, z podobnym urazem zmaga się obecnie gwiazdor Milwaukee Bucks, Giannis Antetokounmpo. Reprezentant Grecji jeszcze nie miał okazji zaprezentować się w tegorocznych play-offach. Jest poza grą od 9 kwietnia, gdy doznał kontuzji w meczu sezonu regularnego przeciwko… Celtics.
Sytuacja Kristapsa jest tym bardziej przykra, że lista problemów zdrowotnych, jakie go dotykały przez właściwie całą karierę w NBA jest bardzo długa. Od swojego debiutanckiego sezonu 2015-16 nigdy nie zagrał więcej niż 66 meczów w jednych rozgrywkach regularnych. Cały sezon 2018-19 miał z głowy z powodu zerwania więzadła krzyżowego przedniego (ACL-a).
W tym sezonie Porzingis prezentował się bardzo dobrze. W sezonie zasadniczym rozegrał 57 meczów, osiągając średnio 20,1 punktu, 7,1 zbiórki oraz 1,9 bloku na całkiem przyzwoitych skutecznościach 51,6% z gry i 37,5% za trzy. Był kluczowym elementem układanki Joego Mazzulli, doskonale współgrając z gwiazdami drużyny – Brownem i Jaysonem Tatumem. W fazie play-off jego liczby spadły (średnio 12,3 punktu i 5 zbiórek), jednak dalej liczono na niego w kontekście kolejnych spotkań.
Boston wydaje się mieć silną pozycję, by odprawić Heat z kwitkiem. Tym bardziej biorąc pod uwagę nieobecność dwóch gwiazd przeciwnika, czyli Jimmy’ego Butlera i Terry’ego Roziera. Wciąż jednak mistrzowskie aspiracje Celtics mogą zależeć od powrotu do gry Kristapsa Porzingisa. Przyszłościowo patrząc, pojedynki z ekipami pokroju Indiana Pacers czy New York Knicks mogą być sporym wyzwaniem dla podopiecznych Mazzulli.
W międzyczasie jednak ekipa z Massachussets będzie musiała opierać swoją grę w ataku na weteranie Alu Horfordzie. Choć Dominikańczyk najlepsze lata ma już za sobą, jego bogate doświadczenie może pomóc ustabilizować drużynę w oczekiwaniu na powrót Porzingisa. Być może swoją szansę dostanie też Portugalczyk Neemias Queta, który parę razy pokazywał się z pozytywnej strony w sezonie regularnym.
W Bostonie liczą, że losy pierwszej rundy rozstrzygną się już w środę, gdy w TD Garden dojdzie do piątego meczu serii, w której Celtics prowadzą 3:1. Wygrana da kolegom Łotysza pewny awans do półfinałów Konferencji Wschodniej, gdzie czekać będzie ktoś z pary Orlando Magic – Cleveland Cavaliers (2:2).