Jak zwykle sobotnia noc z play-off w NBA to aż cztery spotkania. Orlando Magic rozpoczęli ten wieczór od fantastycznej drugiej połowy, gromiąc w niej Cavaliers, Thunder pozbawili złudzeń Pelicans, podobnie Celtics z Heat. Na koniec Lakers przedłużyli swój sezon kończąc długą serię porażek z Nuggets.
5. Orlando Magic – 4. Cleveland Cavaliers 112:89 (2-2)
- To mógł być mecz decydujący w tej serii po tym jak Cavaliers zagrali bardzo dobrą pierwszą połowę spotkania. Wrócili do swojej gry z meczów numer 1 i 2, wykorzystywali swoje przewagi i do przerwy prowadzili 60:51. Ale na drugą połowę nie wyszli. Byli ciałem, ale nie umiejętnościami.
- 56:18 to wynik drugiej części gry do momentu gdy J.B. Bickerstaff posadził na ławce rezerwowych swoich podstawowych zawodników. Tylko 18 punktów zdobyli przez półtorej kwarty goście nie mogąc trafić prawie nic. Z kolei gospodarze prowadzeni przez świetnego Franza Wagnera odpowiadali kiedy chcieli i jak chcieli. Od wyższego pogromu broniły ich tylko własnej błędy i duża liczba strat.
- Niemiecki skrzydłowy upodobał sobie rzuty tzw. floaterem. Mijał pierwszą linię obrony i trafiał nad Jarrettem Allenem i Evanem Mobleyem. W samej trzeciej kwarcie rzucił 12 punktów, o dwa więcej niż cała drużyna gości, a spotkanie zakończył z 34 punktami i 13 zbiórkami – oczywiście ustanawiając rekordy kariery w play-off.
- Magic poradzili sobie mimo gorszego meczu Paolo Banchero – ich skrzydłowy zdobył tylko 9 punktów, najmniej w tej serii i trafił 4 z 14 rzutów, ale Jamahl Mosley znalazł innych graczy, którzy go zastąpili. Świetną robotę wykonała ławka rezerwowych. Jonathan Isaac trafił 4 z 6 trójek w drodze do 14 punktów, a Markelle Fultz dołożył 12 „oczek”.
- Kolejny raz zadziałał manewr z grą Wendellem Carterem Jr. w pierwszej piątce. Magic zdominowali walkę na tablicach wygrywając ją 43:29. Mecz numer 5 w tej serii zostanie rozegrany we wtorek ponownie w Cleveland.
8. New Orleans Pelicans – 1. Oklahoma City Thunder 85:106 (0-3)
- Gdy zakończył się pierwszy mecz tej serii wydawało się, że Pelicans będą blisko swoich rywali i mogą w niej namieszać. Nic bardziej mylnego. Mark Daigneault szybko otrząsnął się z trudnej końcówki, znalazł sposób na swoich rywali, odblokował atak swojej drużyny i w tej chwili prowadzi już 3-0, będąc o krok od awansu.
- Mecz numer trzy był pokazem jak bardzo pewna swoich umiejętności i dojrzała jest już drużyna Thunder. Kontrolowali przebieg spotkania od samego początku, konsekwentnie budując swoją przewagę. Shai Gilgeous-Alexander rzucił 24 punkty i rozdał 8 asyst, po 21 punktów dołożyli Jalen Williams i Josh Giddey.
- Nieco gorzej w ataku szło Chetowi Holmgrenowi – trafił tylko 2 z 8 rzutów z gry, ale razem z Luguentem Dortem prowadził obronę drużyny. Debiutant zablokował 4 rzuty rywali, a obwodowy obrońca ograniczał mocno Brandona Ingrama. Goście trafili zaledwie 32% rzutów z gry i 28% trójek, głównie dzięki defensywie Thunder.
- Przy braku Ziona Williamsona nie mają odpowiedzi na skalę talentu rywala i w poniedziałek spróbują przedłużyć chociaż o jeden mecz swój sezon. Ale na awans szanse mają tylko matematyczne. Nikt nigdy w historii nie wygrał serii play-off przegrywając w niej 0-3.
8. Miami Heat – 1. Boston Celtics 84:104 (1-2)
- Mecz numer dwa miał być tylko wypadkiem przy pracy, bo Boston Celtics w każdym aspekcie gry są na papierze lepszą drużyną niż Miami Heat. Ale są takie elementy, które nie są mierzalne statystykami jak zaangażowanie czy pomysł na grę. Plus w drugim meczu doszła niepowtarzalna skuteczność w trójkach drużyny z Florydy.
- W meczu numer trzy zaskoczenia nie było. Heat pudłowali mnóstwo swoich rzutów, w pierwszej kwarcie zdobyli tylko 12 punktów, a gdy w drugiej Celtics rzucili 42 punkty zwycięzca tego spotkania praktycznie był już znany. Do przerwy goście prowadzili aż 63:39.
- Joe Mazzulla rozpoczął ten mecz od karmienia piłkami Kristapsa Porzingisa, który zagrał ofensywnie bardzo słaby mecz numer 2. Łotysz odwdzięczył się szybkimi 8 punktami w pierwszej kwarcie, a mecz skończył z 18. Do wygranej jak zwykle poprowadził gości duet Jayson Tatum – Jaylen Brown. Każdy z nich rzucił po 22 punkty.
- I mimo tak wysokiego zwycięstwa Celtics mają zdecydowanie miejsce do poprawy. W sezonie zasadniczym byli drugą najlepszą drużyną w skuteczności trójek, trafiając aż 38,8% rzutów zza łuku. W tym meczu trafili tylko 29,7%. Być może to tylko wypadek przy pracy, ale po trafieniu 44% prób w meczu numer 1 w każdym kolejnym spotkaniu było gorzej w tym elemencie gry.
- Miami Heat mają swój punkt zaczepienia, ale muszą dodać do tego cokolwiek w ofensywie. Zdobycie 84 punktów to zdecydowanie za mało, żeby marzyć o zwycięstwie. Muszą rozruszać swój atak, bo inaczej po poniedziałkowym meczu numer 4 mogą być już pod ścianą.
7. Los Angeles Lakers – 2. Denver Nuggets 119:108 (1-3)
- Siedem meczów z rzędu w play-off i jedenaście łącznie z sezonem zasadniczym. Tyle przegranych spotkań przeciwko Denver Nuggets mieli z rzędu Los Angeles Lakers i udało im się zatrzymać tę niechlubną serię. Wreszcie nie przegrali drastycznie drugiej połowy meczu i utrzymali swoją przewagę z pierwszej części gry.
- LeBron James uniknął drugiego z rzędu upokorzenia jakim byłaby porażka 0-4, zdobywając 30 punktów przy świetnej skuteczności 14/23. Anthony Davis rządził pod koszami dostarczając double-double złożone z 25 punktów i 23 zbiórek.
- Wreszcie odrodził się D’Angelo Russell. Trener gospodarzy postanowił zostawić go w piątce, a ten odwdzięczył się najlepszym meczem nie tylko w tej serii z Nuggets, ale też jeśli weźmiemy pod uwagę tę ubiegłoroczną. Rzucił 21 punktów, trafił 4 trójki, a jego minuty na boisku były wygrane przez Lakers różnicą 15 punktów, co było najlepszym wynikiem tego spotkania.
- Gości w grze trzymał Nikola Jokic. Serb drugi raz w tej serii skończył mecz z triple-double – do 33 punktów dodał po 14 zbiórek i asyst, ale podobnie jak cała drużyna nie był w stanie ograniczyć ataku Lakers. Dodatkowo Nuggets trafili tylko 9 z 30 trójek, nie mając wsparcia dla swojej ofensywy w rzutach z dystansu.
- Jedynie Michael Porter Jr. trafił 4 trójki w drodze do 27 punktów, 22 dołożył Jamal Murray, a w porównaniu z poprzednim spotkaniem zabrakło w ataku pomocy Aarona Gordona. Skrzydłowy oddał tylko 7 rzutów z gry i skończył mecz z 7 punktami.
- Nuggets są wciąż faworytami, żeby skończyć tę serię już w w poniedziałek, ale zdecydowanie muszą nad jedną rzeczą popracować. W każdym ze spotkań przegrywali w pierwszej połowie różnicą ponad 10 punktów i muszą to wyeliminować. W prawdopodobnym starciu w półfinale konferencji z Minnesota Timberwolves nie będzie miejsca na taką stratę.