Kwiecień to ten moment w kalendarzu każdego kibica NBA gdy zaczynają się play-offy, ale jednocześnie moment, w którym dowiadujemy się kto zdobędzie nagrody indywidualne. Liga obwieściła właśnie czołowe trójki wszystkich nagród indywidualnych.
W pierwszej, najważniejszej nagrodzie, czyli walce o tytuł MVP zaskoczenia nie ma. Joel Embiid ze względu na rozegranie zbyt małej liczby meczów nie obroni tego tytułu. Jego miejsce może zająć Nikola Jokic, który już dwukrotnie odbierał tę nagrodę, a jego rywalami są Shai Gilgeous-Alexander i Luka Doncic.
Faworytem wydaje się by Jokic, ale nie można przekreślać szans Kanadyjczyka. SGA poprowadził swój zespół do identycznego bilansu w sezonie zasadniczym, a dzięki lepszemu bilansowi meczów bezpośrednich Thunder zostali ustawieni na miejscu numer 1 w konferencji zachodniej.
Doncic wydaje się być tutaj trzecim kandydatem, który zakończy na podium, ale ze względu na słabszy bilans zespołu, jest raczej bez szans na zwycięstwo.
Wśród najlepszych obrońców ligi mamy niespodziankę. Osobiście wstawiłbym do czołowej trójki Jalena Suggsa, który świetnie prowadził obronę Orlando Magic, ale eksperci oceniający w USA zdecydowali, że o nagrodę powalczy trzykrotny jej zdobywca – Rudy Gobert, ale zabraknie ubiegłorocznego laureata. Jaren Jackson Jr. nie tylko nie rozegrał wystarczającej liczby meczów, ale był daleki od ubiegłorocznej dyspozycji.
Miejsce w trójce najlepszych przypadnie Bamowi Adebayo z Miami Heat oraz, i to jest właśnie ta niespodzianka, Victorowi Wembanyamie z San Antonio Spurs. Typowany na najlepszego debiutanta sezonu Francuz ma za sobą świetny sezon pod kątem defensywy.
Został najlepszym blokującym ligi i miał ogromny wpływ na defensywę drużyny z Teksasu. Pod kątem traconych punktów na liczbę posiadań Spurs zajęli w tym sezonie dopiero 21. miejsce w lidze. Ale jeśli policzylibyśmy tylko te minuty, w trakcie których Wembanyama był na boisku, to byliby na bardzo wysokim, 5. miejscu. Samo to pokazuje jak duży wpływ już teraz miał na drużynę.
Kolejna nagroda to ta najmłodsza, bo przyznawana dopiero od dwóch lat, czyli dla zawodnika najlepszego w końcówkach. Najwięcej głosów otrzymali Stephen Curry z Golden State Warriors, Shai Gilgeous-Alexander z Oklahoma City Thunder i DeMar DeRozan z Chicago Bulls.
W momentach określanych jako tzw. clutch, czyli przy zaciętych meczach z tej trójki najwięcej punktów w sezonie zdobył Curry – 189, trafiając przy bardzo dobrej skuteczności – 49,6% z gry. DeRozan był niewiele gorszy – 182 punkty i 48,7% z gry. SGA znalazł się dopiero na siódmym miejscu w sumarycznej liczbie punktów – 112, ale za to trafiał z niebywałą skutecznością – 58,1% z gry.
Swój kunszt udowodnił już w pierwszym meczu play-off przeciwko New Orleans Pelicans, trafiając bardzo ważny rzut w końcówce, który w efekcie dał jego drużynie pierwsze zwycięstwo. Żaden z tych zawodników nie otrzymał jeszcze tej nagrody.
Nagroda dla zawodnika, który zrobił największy postęp miała swoje perturbacje. Jak pisaliśmy kilka dni temu z racji na zbyt dużo meczów rozegranych z małą liczbą minut do walki o nagrodę nie załapał się Donte DiVincenzo z New York Knicks, podobnie miała się sytuacja z Jonathanem Kumingą z Golden State Warriors.
W tej sytuacji w czołowej trójce znaleźli się Tyrese Maxey, który podniósł swoje zdobycze w porównaniu do poprzedniego sezonu o 5,6 punktu i 2,7 asysty, jednocześnie stając się drugim najważniejszym graczem 76ers w tym sezonie, a przy kontuzji Joela Embiida przez jego większość był numerem jeden.
Jego pierwszym rywalem jest Alperen Sengun, który rozkwitł pod opieką nowego trenera. Turecki środkowy przedwcześnie skończył sezon, ale i tak zdążył poprawić się aż o 6,3 punktu i 1,1 asysty w porównaniu do poprzednich rozgrywek. Stał się najważniejszym zawodnikiem Houston Rockets i liderem zespołu.
Trzecim graczem na liście jest Coby White, który skorzystał na kontuzji Zacha LaVine’a, wskoczył w jego miejsce do pierwszej piątki i rozegrał świetny sezon. Obwodowy Chicago Bulls poprawił się aż o 9,4 punktu, 1,6 zbiórki, 2,3 asysty, do tego przy oddawaniu prawie dwa razy więcej rzutów niż sezon wcześniej, zdołał minimalnie poprawi skuteczność swoich rzutów z gry i za trzy punkty.
Nagrodą, która wydaje się być rozstrzygnięta jest wyścig o miano najlepszego debiutanta sezonu. Victor Wembanyama długo walczył z Chetem Holmgrenem, ale druga połowa sezonu, w której Francuz podniósł swój poziom, a jednocześnie gracz Thunder nieco obniżył loty powinna zdecydować o wygranej zawodnika Spurs.
Trzecie miejsce w tej sytuacji powinno przypaść Brandonowi Millerowi, który był jedynym jasnym punktem Charlotte Hornets w obliczu ich bardzo słabego sezonu okupionego kontuzjami, między innymi LaMelo Balla.
Swoje miejsce w czołowej trójce najlepszych rezerwowych ligi utrzymał Bobby Portis. Skrzydłowy Milwaukee Bucks w ubiegłym sezonie zajął trzecie miejsce, a teraz ponownie zajmie miejsce na podium. Rywali ma jednak bardzo mocnych, bo zarówno Malik Monk z Sacramento Kings, jak i Naz Reid z Minnesota Timberwolves byli wymieniani wśród faworytów do tej nagrody od samego początku sezonu.
Swoją szansę na pobicie ubiegłorocznego rezultatu wśród najlepszych trenerów ma Mark Daigneault z Oklahoma City Thunder. Rok temu zajął drugie miejsce za Mike’iem Brownem z Sacramento Kings. Teraz wydaje się być faworytem po tym jak jego drużyna zajęła pierwsze miejsce w konferencji zachodniej.
W pierwszej trójce obok niego znaleźli się Chris Finch z Minnesota Timberwolves i Jamahl Mosley z Orlando Magic. Jak zwykle na ogłoszenie wyników musimy jeszcze trochę poczekać.
A na koniec jeszcze raz podsumowanie wszystkich trójek nominowanych do otrzymania nagród: