San Antonio Spurs sprawili sporo problemów faworyzowanym Denver Nuggets. Nikola Jokić zdobył ostatecznie 42 punkty, jednak to Victor Wembanyama skradł tej nocy uwagę publiczności. Francuzowi zabrakło bowiem tylko jednego bloku i dwóch asyst to skompletowania quadruple-double. Na parkiety NBA po ponad dwumiesięcznej przerwie powrócił Joel Embiid, a jego Philadelphia 76ers pokonali Oklahoma City Thunder. Pod nieobecność Damiana Lillarda Milwaukee Bucks przegrali z dużo niżej notowanymi Washington Wizards. Wpadkę zaliczyli też Los Angeles Clippers, którzy bez Kawhia Leonarda w składzie przegrali z Sacramento Kings. W dalszym ciągu o play-offy walczą Golden State Warriors, którzy ograli Dallas Mavericks.
Toronto Raptors – Los Angeles Lakers 111:128
- W pierwszych minutach mecz stał pod znakiem regularnej wymiany ciosów i wyniku oscylującego w granicach remisu. Dopiero pod koniec pierwszej części, kiedy Toronto Raptors mieli sporo problemów z odnalezieniem drogi do kosza, Los Angeles Lakers udało się odskoczyć nieco z wynikiem, a to za sprawą D’Angelo Russella, Spencera Dinwiddie’ego i Jaxsona Hayesa (25:34).
- W drugiej odsłonie obie strony błysnęły skutecznością na identycznym poziomie (56,5%) i choć ekipa z Miasta Aniołów lepiej radziła sobie w rzutach za trzy punkty, to gracze Raptors częściej stawali na linii rzutów wolnych. Lakers byli jednak w stanie utrzymać zaliczkę z pierwszej odsłony, a na przerwę schodzili z przewagą sześciu punktów (58:64).
- Trzecia „ćwiartka” przesądziła o losach pojedynku. Chwilę po powrocie na parkiet Jeziorowcy zaliczyli serię punktową 11:0, za którą odpowiedzialni byli przede wszystkim LeBron James i Anthony Davis. LAL prowadzili już wówczas różnicą 14 „oczek”, ale nie zamierzali zwalniać tempa. Swoje trafienia zaczęli dokładać Austin Reaves czy Max Christie i tym samym Lakers zamknęli tę część z 21-punktowym prowadzeniem (79:100) i mecz był już wówczas rozstrzygnięty.
- Najlepszym punktującym Jeziorowców był tej nocy D’Angelo Russell, zdobywca 25 „oczek” i siedmiu asyst (7/14 za trzy). Double-double w postaci 21 punktów i 12 zbiórek odnotował Anthony Davis. Bliski podwójnej zdobycyz był LeBron James, który skompletował 23 punkty i rozdał dziewięć asyst (10/12 z gry).
- Po drugiej stronie prym wiódł przede wszystkim RJ Barrett (28 punktów, 6 asyst, 6 zbiórek). Wspierał go m.in. Immanuel Quickly, który dołożył 20 „oczek” i sześć asyst. Dobrze wypadł też Kelly Olynyk, autor 14 punktów, siedmiu zbiórek, pięciu asyst i dwóch bloków.
Washington Wizards – Milwaukee Bucks 117:113
- Sympatycy Milwaukee Bucks mają coraz więcej powodów do zmartwień. Minionej nocy Kozły przegrały z jedną z najgorszych ekip nie tylko w Konferencji Wschodniej, ale i całej NBA. W ich składzie zabrakło co prawda Damiana Lillarda, ale trudno szukać w tym usprawiedliwienia, szczególnie w przypadku zespołu, który chce wkrótce powalczyć o najwyższe laury.
- Przed długi czas wynik oscylował w granicach remisu. Na początku czwartej kwarty Washington Wizards zdołali jednak powiększyć swoje prowadzenie do 12 „oczek” za sprawą trafień Jareda Butlera i Deniego Avdiji (100:88). To nie podcięło skrzydeł Bucks, którzy kilka minut później znów byli o krok od wyrównania (104:102).
- Przy 1:26 na zegarze Giannis Antetokounmpo ponownie zmniejszył stratę Milwaukee (115:111). W kolejnej akcji Pat Connaughton zablokował próbę Avdiji, jednak Bucks nie skorzystali z tego prezentu i dopiero na 11 sekund przed końcową syreną kolejne trafienie dołożył Khris Middleton. Podopieczni Doca Riversa próbowali wówczas nałożyć presję na Wizards już na ich połowie, ale wznawiający grę Avdija dostrzegł zmierzającego w kierunku kosza Kozłów Anthony’ego Gilla, który bez większych problemów powiększył przewagę Washingtonu. Bucks próbowali ratować się jeszcze desperacką trójką Connaughtona, która i tak nie odnalazła drogi do kosza.
- Dobre zawody rozegrał Corey Kispert, autor 27 punktów i siedmiu zbiórek. Deni Avdija dołożył 23 „oczka”, osiem zbiórek i pięć asyst. Double-double popisał się z kolei Jordan Poole, którego łupem padło 16 punktów i 13 asyst.
- Po stronie Bucks dwoił się i troił Giannis Antetokounmpo, zdobywca triple-double w postaci 35 punktów, 15 zbiórek i 10 asyst. Wspierał go przede wszystkim Khris Middleton, który dołożył 24 „oczka” i 10 zbiórek. Nie najgorzej wypadł też wchodzący z ławki Bobby Portis (12 punktów, 12 zbiórek).
Miami Heat – New York Knicks 109:99
- Trzeci bezpośredni meczu obu ekip w tym sezonie i dopiero pierwsze zwycięstwo Miami Heat. Podopieczni Erika Spoelstry weszli w spotkanie z wysokiego „C” i już w pierwszej połowie kwarcie wypracowali sobie dwucyfrową przewagę (34:22). Spora w tym zasługa świetnie dysponowanego Terry’ego Roziera, którego wspierał głównie Jimmy Butler. Duet ten zdobył wówczas łącznie 19 „oczek”.
- Przed przerwą Heat udało się jeszcze podwyższyć swoje prowadzenie, ale po powrocie na parkiet New York Knicks wzięli się za odrabianie strat. Trzy trafienia zza łuku zaliczył Donte DiVincenzo, bezbłędny z gry był Miles McBridge (4/4), jednak Miami ratowała ich wyśmienita skuteczność z gry (60%), dzięki której wciąż utrzymywali dwucyfrową przewagę (83:73).
- Knicks udało się ostatecznie niemal w pełni zniwelować straty i na kilka minut przed końcową syreną tracili zaledwie dwa „oczka” do rywala. Na wysokości zadania stanęli jednak Rozier, Bam Adebayo oraz Jimmy Butler. W kluczowym momencie tercet ten trafiał rzut za rzutem, co w połączeniu z kilkoma błedami NYK pozwoliło Heat na uniknięcie nerwowej końcówki.
- Ofensywę Miami napędzał tej nocy przede wszystkim Terry Rozier, zdobywca 34 punktów, pięciu zbiórek i trzech asyst (8/11 za trzy). Jimmy Butler dołożył 17 „oczek” i rozdał sześć asyst. O krok od double-double był natomiast Bam Adebayo, autor 15 punktów i dziewięciu zbiórek.
- Po stronie Knicks ze świetnej strony pokazał się Donte DiVincenzo, autor 31 punktów, czterech asyst, czterech zbiórek i czterech przechwytów (6/15 za trzy). Miles McBride dołożył 24 „oczka”, z kolei podwójną zdobyczą w postaci 20 punktów i 10 asyst popisał się Jalen Brunson. Josh Hart, który spędził na parkiecie aż 46 minut, zanotował ostatecznie dwa punkty i siedem asyst.
Philadelphia 76ers – Oklahoma City Thunder 109:105
- Po ponad dwóch miesiącach przerwy sympatycy Philadelphia 76ers wreszcie się doczekali. Minionej nocy do gry powrócił Joel Embiid, który od 30 stycznia pozostawał poza rotacją Szóstek z uwagi na kontuzję. Środkowy nie najgorzej rozpoczął mecz i choć jego zespół przez znakomitą część pierwszej kwarty musiał gonić wynik, to właśnie po jego punktach gospodarze objęli pierwsze prowadzenie tej nocy (23:20).
- Druga odsłona należała już jednak do Oklahoma City Thunder. Przyjezdni wygrali tę część 32:19 głównie za sprawą świetnie dysponowanego Isaiaha Joe, który co chwilę trafiał zza łuku. Swoje dołożyli też Luguentz Dort i Gordon Hayward, dzięki czemu Grzmoty schodziły na przerwę z przewagą 10 „oczek” (44:54).
- Po powrocie na parkiet nastąpiła kolejna wymiana ciosów. W pewnym momencie po serii trafień Kelly’ego Oubre Jr’a, Camerona Payne’a oraz Paula Reeda Sixers zbliżyli się do Thunder na trzy „oczka”, jednak ci momentalnie odskoczyli (73:80). Kolejna próba powrotu Philly okazała się jednak skuteczna. Na nieco ponad trzy minuty przed ostatnią syreną po akcji 2+1 wspomnianego Oubre Jr’a. gospodarze objęli długo wyczekiwane prowadzenie (104:103).
- Na kolejne punkty kibice zgromadzeni w Wells Fargo Center musieli czekać ponad dwie minuty. Luguentz Dort zapewnił wówczas prowadzenie Thunder, jednak było to ostatnie trafienie OKC tej nocy. Na linii rzutów wolnych czterokrotnie stawał następnie Joel Embiid, który wykorzystał wszystkie swoje próby. Po nieudanych atakach po drugiej stronie parkietu Thunder musieli ratować się kolejnym faulem taktycznym i choć Tobias Harris wykorzystał tylko jeden z dwóch osobistych, to losy spotkania i tak były już rozstrzygnięte.
- W swoim powrocie Joel Embiid odnotował 24 punkty, siedem asyst, sześć zbiórek oraz trzy przechwyty (6/14 z gry, 0/3 za trzy; 12/12 z linii). Najlepszym punktującym Sixers był jednak Kelly Oubre Jr., zdobywca 25 „oczek”. Skromne double-double zaliczył Cameron Payne (10 punktów, 10 zbiórek).
- Po stronie Thunder w ofensywie wyróżniał się przede wszystkim Chet Holmgren, który pod dalszą nieobecność Shaia Gilgeous-Alexandra oraz Jalena Williamsa zdobył 22 punkty i siedem zbiórek. Aaron Wiggins i Luguentz Dort zaaplikowali rywalom po 15 „oczek”, z kolei wchodzący z ławki Isaiah Joe dorzucił 14 punktów i rozdał siedem asyst.
Minnesota Timberwolves – Houston Rockets 113:106
- Minnesota Timberwolves zaliczyli drobny falstart i w pierwszej kwarcie byli w stanie zaaplikować rywalom jedynie 16 „oczek”. Houston Rockets nie wykorzystali w pełni niemocy przeciwnika i zdołali wypracować sobie jedynie 7-punktową przewagę (16:23).
- To, czego zabrakło im w pierwszej części, Leśne Wilki odrobiły jednak w drugiej. Choć kiepsko radził sobie Anthony Edwards (0/5 z gry), to świetnie dysponowany do przerwy był Naz Reid. Środkowy napędzał ofensywę swojego zespołu i to m.in. dzięki niemu oraz cennym trafieniom Jordana McLaughina czy Jadena McDanielsa gospodarze odwrócili role i schodzili na przerwę na prowadzeniu (54:45).
- Po powrocie na parkiet przebudził się Anthony Edwards, który w końcu był w stanie odnaleźć drogę do kosza. Wspierał go m.in. Kyle Anderson, dzięki czemu Timberwolves przez większość czasu utrzymywali przewagę w granicach 10 punktów. Po drugiej stronie parkietu aktywni w ofensywie byli Jalen Green i Amen Thompson, więc gospodarze musieli mieć się na baczności.
- W czwartej kwarcie wyższy bieg wrzucił Fred VanVleet, który zdobył wówczas aż 20 punktów i odciążył tym samym nieco Greena. To właśnie jego trójka, po wcześniejszym trafieniu zza łuku Jeffa Greena, pozwoliła Houston zbliżyć się na zaledwie jedno „oczko” na 1:52 przed końcową syreną. Szybko odpowiedział jednak Mike Conley, sześć kolejnych punktów bez odpowiedzi Rakiet dołożył Anthony Edwards i losy spotkania były już wówczas rozstrzygnięte.
- Naz Reid zdobył ostatecznie 25 punktów. Po kiepskim początku Anthony Edwards był w stanie skompletować 21 „oczek”, sześć zbiórek i trzy asysty, choć do końca nie mógł wstrzelić się zza łuku (0/6). Double-double w postaci 12 punktów i 14 zbiórek popisał się Rudy Gobert. Na wyróżnienie zapracował też wchodzący z ławki Kyle Anderson, autor 13 punktów, dziewięciu asyst, sześciu zbiórek, dwóch bloków i dwóch przechwytów (6/8 z gry).
- Po stronie Rakiet tempo dyktował przede wszystkim Jalen Green (26 punktów, 6 asyst, 5 zbiórek). Fred VanVleet, który w czwartej kwarcie zdobył 20 punktów, zakończył mecz z dorobkiem 22 „oczek”, pięciu przechwytów, pięciu asyst i pięciu zbiórek. Jabari Smith Jr. dorzucił z kolei 18 punktów.
Denver Nuggets – San Antonio Spurs 110:105
- Zgodnie z zapowiedziami San Antonio Spurs podeszli do tego spotkania bez Jeremy’ego Sochana oraz Devina Vassella. Podopieczni Gregga Popovicha w mecz weszli nie najlepiej. Od początku świetnie dysponowani byli Nikola Jokić i Aaron Gordon, dzięki którym przewaga Denver Nuggets stopniowo rosła (13:3). W porę przebudził się jednak Victor Wembanyama, którego punkty pozwoliły Ostrogom wrócić do gry (17:20).
- Jokić znów wrzucił jednak wyższy bieg, a gospodarze ponownie przejęli inicjatywę (30:23). Serb już w pierwszej kwarcie był o krok od zdobycia double-double (15 punktów, 8 zbiórek), choć ostatecznie sztuka ta nie udała mu się nawet do przerwy. Chwilę później błysnęli jednak Malaki Branham i Cedi Osman. Duet ten napędzał ataki Spurs, którzy cały czas sprawiali Nuggets ogromne problemy. Dopiero na sam koniec drugiej kwarty gracze Denver byli w stanie odzyskać skromne prowadzenie (55:54).
- Po przerwie Spurs kontynuowali wyrównaną walkę z faworyzowanym rywalem. Brakowało im jednak skuteczności zza łuku (3/13), by w trzeciej kwarcie móc wypracować sobie przewagę. Nuggets również mieli swoje problemy, ale świetną dyspozycję kontynuował Jokić (86:85).
- Wszystko rozstrzygnęło się ostatecznie w samej końcówce. Na 1:02 przed syreną Victor Wembanyama doprowadził do remisu, po czym zablokował rzut Reggie’ego Jacksona. Francuz nie wykorzystał jednak okazji po drugiej stronie parkietu, z czego skorzystał Michael Porter Jr. (108:105). Wemby spudłował również kolejną próbę, po czym na linii rzutów wolnych stanął Nikola Jokić. Serb wykorzystał obie próby i choć San Antonio mieli jeszcze czas na kolejny atak, to końcowy rezultat był już rozstrzygnięty.
- Nikola Jokić zaliczył kolejny popisowy występ, który zwieńczył 42 punktami, 16 zbiórkami i sześcioma asystami. Dobrze wypadł Aaron Gordon, który dołożył 23 punkty i zebrał z tablic siedem piłek. Double-double popisał się też Michael Porter Jr. (15 punktów, 16 zbiórek).
- Po stronie Spurs najlepszym punktującym po raz pierwszy w bieżącym sezonie był Malaki Branham, zdobywca 24 punktów. Najbardziej imponujący występ zaliczył jednak Victor Wembanyama, któremu zabrakło naprawdę niewiele do quaduple-double (23 punkty, 15 zbiórek, 9 bloków, 8 asyst; 9/28 z gry). Potrójną zdobycz zapisał na swoje konto Tre Jones (10 punktów, 12 zbióek, 11 asyst).
Utah Jazz – Cleveland Cavaliers 113:129
- Cleveland Cavaliers weszli w mecz ze świetną skutecznością 90% z gry i 75% za trzy, co pozwoliło im szybko odskoczyć z wynikiem (9:23). W swoich próbach nie mylił się wówczas Jarrett Allen, ale równie kluczowe były trafienia za trzy Maxa Strusa, Evana Mobley’ego i Carisa LeVerta. Gracze Utah Jazz – przede wszystkim Walker Kessler czy Keyonte George – również błysnęli efektywnością, ale nie byli w stanie rozpocząć pogoni za wynikiem (25:40).
- Przewaga Cavs stopniowo rosła, osiągając do przerwy pułap 20 „oczek” (47:67). Po powrocie na parkiet na drugą połowę nie działo się już zbyt wiele. Cavs pielęgnowali swoje prowadzenie dzięki efektywnej grze m.in. Sama Merrila czy wspomnianego LeVerta i choć ofensywa Jazzmanów również była dobrze dysponowana i gospodarze kilkukrotnie zdołali zbliżyć się z wynikiem, to nie zagrozili oni ostatecznie przyjezdnym z Ohio.
- Cavs to zwycięstwa poprowadził przede wszystkim tercet Caris LeVert (26 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst) – Evan Mobley (21 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst) – Jarrett Allen (21 punktów, 12 zbiórek, 5 asyst). Niezwykle istotne były również trafienia za trzy Sama Merrilla (18 punktów, 6/12 zza łuku).
- Po stronie Jazz tylko Brice Sensabaugh był w stanie przekroczyć barierę 20 „oczek” (22 punkty, 7 zbiórek). Collin Sexton zaaplikował rywalom 19 punktów, Taylor Hendricks dorzucił 18 „oczek”, z kolei wchodzący z ławki rezerwowych Luka Samanic oraz Talen Horton-Tucker dołożyli po 12 punktów.
Golden State Warriors – Dallas Mavericks 104:100
- Pierwotnie mecz ten miał odbyć się 19 stycznia, jednak został on przełożony z uwagi na śmierć Dejana Milojevicia, jednego z asystentów Steve’a Kerra.
- Początkowo żadna ze stron nie była w stanie przejąć inicjatywy. Dobze prezentowali się Luka Doncić i P.J. Washington, ale po drugiej stronie odpowiadali Andrew Wiggins, Chris Paul czy debiutant Trayce Jackson-Davis (28:27).
- Podobna sytuacja miała miejsce przez kilka minut drugiej odsłony, choć tym razem Golden State Warriors byli w stanie wypracować sobie przewagę różnicą kilku posiadań (47:34). Szybko odpowiedział jednak trzon Dallas Mavericks w osobach Doncicia, Kyrie’ego Irvinga oraz Tima Hardawaya Jr’a. i na przerwę oba zespoły schodziły przy wyniku remisowym (49:49).
- Po powrocie na parkiet Wojownicy musieli początkowo gonić wynik, ale ostatecznie to oni objęli prowadzenie, które na początku czwartej kwarty osiągnęło dwucyfrowy pułap (90:79). Trafienia Daniela Gafforda i Tima Hardawaya Jr’a. doprowadziły jednak do remisu 92:92 i wszystko wskazywało na rozstrzygnięcie w ścisłej końcówce.
- Zanim jednak weszliśmy w ostatnią minutę meczu, serią trzech trafień z rzędu popisał się Draymond Green, dzięki czemu Warriors odskoczyli na osiem punktów. Trafieniem za trzy na 54,2 sekundy przed syreną odpowiedział Kyrie Irving, który po wymianie ciosów dorzucił również dwa punkty z linii rzutów wolnych przy 15 sekundach na zegarze (102:100). Dallas musieli ratować się taktycznymi przewinieniami, ale przy osobistych zimną krew zachował Klay Thompson, który ustalił tym samym ostateczny wynik.
- Nieco gorsze występy zaliczyli Stephen Curry (13 punktów, 7 asyst, 7 zbiórek; 5/18 z gry) i Klay Thompson (14 punktów), za to z dobrej strony pokazał się Andrew Wiggins (23 punkty, 4 zbiórki). Wchodzący z ławki Chris Paul oprócz 14 „oczek” rozdał też pięć asyst. Brandin Podziemski spędził z kolei na parkiecie 31 minut i w tym czasie zdobył pięć punktów, pięć asyst oraz 10 zbiórek (2/4 z gry).
- Po stronie Dallas triple-double popisał się Luka Doncić, autor 30 punktów, 12 zbiórek i 11 asyst. Świetnie w ataku zaprezentował się też Kyrie Irving, który dołożył 27 „oczek”, ale też trzy przechwyty. Na wyróżnienie zapracował też P.J. Washington, który dorzucił 20 punktów.
Sacramento Kings – Los Angeles Clippers 109:95
- Los Angeles Clippers musieli tej nocy radzić sobie bez Kawhia Leonarda. Jego brak był szczególnie odczuwalny z uwagi na kiepski początek Jamesa Hardena (0/3) i Ivicy Zubaca (0/4). Sacramento Kings również mieli swoje problemy ze skutecznością, ale świetna postawa Keegana Murraya i wchodzącego z ławki Daviona Mitchella utrzymywała ich w grze (24:24).
- Kiedy do wspomnianej dwójki dołączyli De’Aaron Fox oraz Trey Lyles, przewaga gospodarzy zaczęła momentalnie wzrastać. Kings rozpoczęli drugą „ćwiartkę” od serii punktowej 17:3 i tym samym wypracowali sobie 14-punktową przewagę. Clippers zdołali pozbierać się stosunkowo szybko, bo trafiać zaczęli w końcu James Harden, Norman Powell czy Ivica Zubac, ale w trzeciej odsłonie ponownie zdominowali gospodarze.
- Kings raz jeszcze przejęli inicjatywę nad spotkaniem i skutecznie wykorzystywali każdą ze słabości rywala. Na początku czwartej kwarty przewaga Sacramento sięgnęła 26 punktów (96:70). Do ostatniej syreny LAC byli już w stanie wyłącznie zmniejszyć rozmiary porażki.
- Swoją imponującą serię double-double kontynuuje Domantas Sabonis, który minionej nocy zdobył 22 punkty, 20 zbiórek i dziewięć asyst. De’Aaron Fox zakończył zawody z dorobkiem 20 punktów i siedmiu asyst. Keegan Murray, który świetnie wszedł w mecz, skompletował ostatecznie 19 „oczek” i pięć zbiórek.
- Najlepszym punktującym Clippers po raz pierwszy w tym sezonie był Russell Westbrook, autor 20 punktów, dwóch asyst i dwóch zbiórek (7/14 z gry; 2/3 za trzy). Paul George dorzucił 18 „oczek”, a Norman Powell 17. Rozczarował James Harden, który do ośmiu asyst i pięciu zbiórek dołożył zaledwie sześć punktów (1/7 z gry, 1/5 za trzy). Podwójną zdobyczą popisał się natomiast Ivica Zubac (10 punktów, 11 zbiórek).