Los Angeles Lakers i Golden State Warriors to w tej chwili dwa ostatnie zespoły kwalifikujące się do turnieju play-in na Zachodzie. Charles Barkley wścieka się więc, że obie te drużyny pozostają jednym z głównych tematów rozmów w NBA. Zdaniem eksperta stacji TNT nie powinno tak być, bo „nikt w Konferencji Zachodniej nie martwi się Lakers i Warriors”.
Los Angeles Lakers to w tej chwili dziewiąta siła w Konferencji Zachodniej. Golden State Warriors zajmują z kolei 10. miejsce w tabeli Zachodu. Gdyby sezon skończył się dziś, to te dwie drużyny walczyłyby o przetrwanie w turnieju play-in i tylko zwycięzca bezpośredniego pojedynku zachowałby szanse na awans do fazy play-off. Mimo tego i Lakers, i Warriors pozostają wśród najbardziej medialnych zespołów w lidze. Sfrustrowany tym jest Charles Barkley, który dał temu wyraz w czwartek w kolejnej odsłonie programu „NBA on TNT”.
– Niedobrze mi od tych głupków w innych mediach, którzy rozmawiają o Lakers i Warriors. Nie mówimy tak wiele o innych zespołach walczących o play-in, prawda? Rozumiem to, że Steph i LeBron są wielcy, ale nikt w Konferencji Zachodniej nie martwi się Lakers i Warriors. Drużyny na Zachodzie się nimi nie martwią. A my tak bardzo wchodzimy im w tyłek. Nie rozprawiamy tak bardzo o dziewiątej drużynie Wschodu. Oni nie mają szans. Lakers i Warriors radzą sobie ostatnio trochę lepiej, a LeBron zagrał wczoraj fantastycznie. Ale oni nie wygrają z topowymi zespołami. Dlatego przestańcie tyle z nich wyciskać — stwierdził dosadnie Barkley.
Ekspert stacji TNT otwarcie przyznał więc, że nie uważa, aby Lakers czy Warriors stanowili jakiekolwiek zagrożenie dla czołowych ekip z Konferencji Zachodniej, choć zauważył dobrą ostatnio formę tych drużyn. Lakers wygrali siedem z ostatnich 10 meczów, podczas gdy Warriors mają na koncie osiem wygranych w swoich poprzednich 10 spotkaniach. W tej chwili to Lakers są bliżej walki o miejsce w czołowej szóstce Zachodu, co dałoby im bezpośredni awans do fazy play-off. Na koncie mają cztery zwycięstwa mniej niż Los Angeles Clippers z czwartej lokaty.
Z drugiej strony, Warriors po ostatnim lepszym okresie gry zaczęli odrabiać straty i na ten moment z bilansem 31-27 są już za plecami Lakers (33-28), Sacramento Kings (33-25), Dallas Mavericks (34-25), New Orleans Pelicans (35-25) i Phoenix Suns (35-24). Różnice między tymi drużynami są na tyle małe, że za tydzień lub dwa tabela Konferencji Zachodniej może wyglądać zupełnie inaczej. Mimo wszystko Barkley wydaje się pewien, że ani Lakers, ani Warriors nie są w stanie być zagrożeniem dla najlepszych zespołów na Zachodzie jak Wolves, Thunder czy Nuggets.
Jednocześnie mało prawdopodobne jest, by media przestały w szerszym wymiarze mówić o tych dwóch kalifornijskich zespołach. Barkley powinien zdawać sobie sprawę, że będzie tak, dopóki liderami tych drużyn będą LeBron James oraz Stephen Curry, a więc największe w tej chwili twarze ligi. Dodatkowo należy pamiętać także o tym, że Lakers i Warriors to dwa spośród najbardziej popularnych klubów w całej lidze, dlatego też w sumie nic dziwnego, że media starają się dostarczać jak najwięcej treści o nich dla bardzo szerokiego grona kibiców obu zespołów.