Minionej nocy na parkiety NBA wybiegło aż 20 zespołów. San Antonio Spurs musieli uznać wyższość Los Angeles Lakers, ale double-double odnotował Jeremy Sochan. Solidny występ zaliczył też Brandin Podziemski, a jego Golden State Warriors ograli Charlotte Hornets. Nieco więcej problemów mieli Milwaukee Bucks, którzy w jednym z ciekawiej zapowiadających się spotkań pokonali Minnesota Timberwolves. Emocji nie zabrakło w Filadelfii, gdzie Sixers pokonali Clevenald Cavaliers po niezwykle wyrównanym starciu. Skutecznego wykończenia zabrakło Phoenix Suns, którzy po walce do ostatniej syreny przegrali z Houston Rockets.
Szukasz tabeli NBA? Zawsze aktualną tabelę NBA znajdziesz tutaj.
Atlanta Hawks – Toronto Raptors 121:123
- Toronto Raptors rozpoczęli mecz z wysokiego „C” i po zaledwie kilku minutach gry zdołali wypracować sobie komfortowe, dwucyfrowe prowadzenie (2:15). Spora w tym zasługa przede wszystkim Immanuela Quickley’ego i Scottie’ego Barnesa, podczas gdy po drugiej stronie parkietu wszyscy zawodnicy Atlanta Hawks mieli ogromne problemy ze skutecznością (1/13 z gry).
- Ofensywną niemoc przełamał finalnie Dejounte Murray i Jastrzębie wróciły do gry (18:23), ale po chwili ich strata raz jeszcze była dwucyfrowa. W drugiej odsłonie pogoń za wynikiem Jastrzębi w końcu okazała się skuteczna i spora w tym zasługa zawodników rezerwowych, którzy do przerwy zdobyli łącznie 29 „oczek” (48:49). Tercet Qucikley – Barnes – Poeltl nie zwalniał jednak tempa i to głównie dzięki nim Raptors schodzili na przerwę z nieznaczną zaliczką (64:65).
- Trzecia kwarta stała pod znakiem wymiany ciosów. Dobre fragmenty zaliczał Gradey Dick, swoje dokładali Quickley i Gary Trent Jr., ale po drugiej stronie równie aktywni byli m.in. Saddiq Bey czy Murray (88:91). Cały czas na prowadzeniu utrzymywali się jednak gracze Toronto, którzy weszli w ostatnią minutę meczu z przewagą trzech „oczek”.
- Punkty Kelly’ego Olynyka dały Raptors moment oddechu (116:121), ale po chwili dwa osobiste wykorzystał De’Andre Hunter, a w kolejnym ataku gości spudłował Quickley. To dało Hawks szansę na doprowadzenie do remisu w ostatniej akcji czwartej kwarty. Błąd popełnił jednak Dejounte Murray, przez co Toronto stracili posiadanie. Tę okazję wykorzystał Bruce Brown, który przypieczętował zwycięstwo swojego zespołu.
- Immanuel Quickley zakończył mecz z dorobkiem 24 punktów, siedmiu zbiórek i pięciu asyst. Double-double popisali się Scottie Barnes (20 punktów, 10 asyst) oraz Jakob Poeltl (12 punktów, 13 zbiórek). Dobrze wypadł również rezerwowy Gradey Dick (18 punktów).
- Po stronie Hawks najlepszym punktującym był Dejounte Murray, który odnotował podwójną zdobycz w postaci 24 „oczek” i 10 zbiórek, dokładając do tego siedem asyst. De’Andre Hunter dorzucił 22 punkty. Rozczarował Trae Young, który zakończył mecz z 11 punktami i siedmioma asystami (4/13 z gry).
Philadelphia 76ers – Cleveland Cavaliers 104:97
- W pierwszych minutach ofensywa Cleveland Cavaliers radziła sobie niemal perfekcyjnie (7/8 z gry), ale pomimo nieco większych problemów z finalizacją akcji Philadelphia 76ers nie mieli większych trudności z utrzymywaniem wyniku w granicach remisu (14:15). Po obu stronach widoczny był brak liderów (Donovana Mitchella i Joela Embiida), którzy mogliby w pojedynkę zrobić różnice i pozwolić na chwilę oddechu, choć pięć z rzędu punktów Camerona Payne’a pozwoliły Sixers odzyskać prowadzenie (27:25).
- Swoje popisy kontynuował Payne, który do przerwy skompletował 13 „oczek” i stanowił doskonałe wsparcie dla trzonu zespołu. Po drugiej stronie dwoił się i troił jednak Darius Garland (12 punktów, 4 asysty do przerwy) i to między innymi dzięki niemu i Isaacowi Okoro Cavs przegrywali do przerwy różnicą zaledwie trzech punktów (53:50).
- Po powrocie na parkiet przewaga Philly zaczęła być coraz bardziej widoczna, co miało odzwierciedlenie w wyniku (68:59). Wówczas serią trafień odpowiedzieli jednak Garland, Evan Mobley, Max Strus oraz Caris LeVert i różnica pomiędzy zespołami znów była nieznaczna (68:65), co trwało niemal do samego końca meczu.
- Na 31,1 sekundy przed ostatnią syreną trójka Buddy’ego Hielda dała Sixers osiem punktów przewagi. Trzy osobiste wykorzystał jednak Garland, a kiedy trafienie dołożył Strus, Cavs tracili już tylko trzy „oczka” (100:97). Z uwagi na upływający czas musieli jednak taktycznie faulować przeciwnika. Na linii czterokrotnie stawał Tyrese Maxey, który nie pomylił się ani razu i zapewnił Philly zwycięstwo.
- To właśnie Maxey był tej nocy najlepszym punktującym Sixers, kończąc mecz z dorobkiem 24 „oczek”. Bliscy odnotowania double-double byli Tobias Harris (15 punktów, 9 zbiórek) oraz Paul Reed (8 punktów, 12 zbiórek). Cameron Payne wchodząc z ławki dorzucił 16 punktów.
- Po stronie Cavs najskuteczniej w ataku radził sobie Jarrett Allen, autor 24 punktów i dziewięciu zbiórek. Darius Garland również był bliski podwójnej zdobyczy, zdobywając 20 punktów i dziewięć asyst.
Houston Rockets – Phoenix Suns 114:110
- Devin Booker i Grayson Allen byli motorem napędzonym Phoenix Suns, który już w pierwszych minutach cieszyli się dwucyfrowym prowadzeniem z uwagi na nieskuteczność rywala (6:18). Kiedy ofensywa Houston Rockets nabrała w końcu rozpędu, to problemy napotkały „Słońca”, jednak w dalszym ciągu utrzymywały się na prowadzeniu (20:28).
- Świetne wejścia z ławki zaliczyli Amen Thompson (4/4 z gry) i Cam Whitmore (3/5), a przewaga Suns z minuty na minutę stopniowo topniała (33:36). Za zdobywanie punktów wziął się jednak Kevin Durant, a dobrze dysponowany był też Bol Bol (8 punktów, 7 zbiórek), dzięki czemu przewaga Phoenix znów zaczęła wzrastać (33:44).
- Wówczas inicjatywę przejęły jednak Rakiety. Fred VanVleet, Jabari Smith Jr. i Jalen Green zdobywali punkt za punktem, podczas gdy Suns bezradnie mogli jedynie przyglądać się poczynaniom rywala, który objął prowadzenie do przerwy (57:52). Po rozpoczęciu trzeciej kwarty w dalszym ciągu to Houston byli stroną przeważającą, a trafienia Thompsona, Smitha Jr’a. i VanVleeta dały im nawet dwucyfrowe prowadzenie (72:59).
- Pomimo kilku dobrych fragmentów Suns przewaga Rakiet cały czas utrzymywała się w granicach dziesięciu punktów (81:68). Dopiero w czwartej kwarcie przyjezdnym udało się zbliżyć z wynikiem i stworzyć realne zagrożenie. Kluczowym elementem Phoenix był wówczas wspomniany Bol Bol, który zdobył siedem kolejnych punktów swojego zespołu i wyprowadził go na prowadzenie (98:100).
- O końcowym rezultacie miała przesądzić końcówka. Na 52,2 sekundy przed końcem dwa osobiste wykorzystał Alperen Sengun, ale w kolejnym ataku skutecznie odpowiedział Bol Bol (107:106). Środkowy Rockets raz jeszcze stanął na linii po faulu Duranta i znów wyegzekwował dwie próby z linii, ale za chwilę to KD stanął przed podobną szansą i się nie pomylił (109:108).
- To nie był koniec emocji. Na linii stanął Amen Thompson, który nie wykorzystał drugiej próby. Ofensywną zbiórkę dwukrotnie zgarnął Alperen Sengun, ale najpierw spudłował, a następnie został zablokowany przez Duranta. Faulowany był jednak Jabari Smith Jr., choć ten również wykorzystał tylko pierwszą próbę (111:108). Przy 7,1 sekundy na zegarze dwa osobiste wykorzystał natomiast Booker i losy spotkania wciąż były nierozstrzygnięte. Kluczowe okazały się jednak dwa spudłowane rzuty z linii Duranta, które przesądziły o zwycięstwie Rockets.
- Aż trzech zawodników Rockets zakończyło mecz z double-double: Jabari Smith Jr. (22 punkty, 16 zbiórek), Alperen Sengun (17 punktów, 12 zbiórek) oraz rezerwowy Amen Thompson (15 punktów, 10 zbiórek). Fred VanVleet odnotował z kolei 23 „oczka” i rozdał pięć asyst (6/14 za trzy).
- Bliski triple-double był Kevin Durant, autor 28 punktów, 11 zbiórek i ośmiu asyst. Świetny występ zaliczył Bol Bol, który odnotował podwójną zdobycz w postaci 25 punktów i 14 zbiórek. Devin Booker również dorzucił 25 „oczek”.
Memphis Grizzlies – Los Angeles Clippers 95:101
- W pierwszych minutach to Terance Mann dźwigał zespół na swoich barkach, a jego 10 punktów w pierwszych czterech minutach pozwoliło Los Angeles Clippers zatrzymać nabierających rozpędu Memphis Grizzlies (14:14). Kiedy za zdobywanie punktów wziął się jednak Kawhi Leonard, sytuacja przyjezdnych chwilowo stała się dużo korzystniejsza, jednak Niedźwiadki cały czas starały się dotrzymywać im kroku (29:29).
- Wsparcie z ławki zapewniali LAC Russell Westbrook i Mason Plumlee, którzy dorzucili dwanaście „oczek”, ale mimo to ekipa z Miasta Aniołów nie była w stanie przejąć kontroli nad spotkaniem. Niewidoczny w ataku był Paul George i choć Grizzlies byli zdecydowanie mniej skuteczni, to po serii punktowej m.in. Jarena Jacksona Jr’a, GG Jacksona i Luke’a Kennarda Memphis zdołali nawet nieco odskoczyć. Clippers schodzili na przerwę ze stratę sześciu punktów (59:53).
- Podopieczni Tyronna Lue rozpoczęli proces odrabiania strat. Dobrze w dalszym ciągu spisywał się Westbrook, który wspierał Leonarda, choć z uwagi na brak wsparcia m.in. PG13 i Jamesa Hardena (wówczas 0/6 z gry) wynik znów oscylował w granicach remisu (75:74).
- W kluczowym momencie spotkania to jednak Clippers objęli prowadzenie. Na nieco ponad minutę przed końcem trafienia Kawhia i Manna dały im trzy „oczka” przewagi i choć dwoma celnymi osobistymi odpowiedział Jackson Jr., to po chwili trafił Harden. Memphis nie wykorzystali swojego następnego ataku, co w dużej mierze przesądziło o losach pojedynku.
- Kluczem do zwycięstwa Clippers byli tej nocy przede wszystkim Terance Mann (23 punkty, 12 zbiórek) oraz Kawhi Leonard (24 punkty, 8 zbiórek, 3 przechwyty). W pewnym momencie przebudził się Paul Geroge, który zdobył ostatecznie 14 „oczek”. James Harden odnotował tylko 9 punktów i był 1/8 z gry.
- Dobre zawody rozegrał Jaren Jackson Jr., zdobywca 29 punktów, pięciu asyst i czterech przechwytów. Do wygranej zabrakło mu jednak wsparcia partnerów. GG Jackson dołożył 11 „oczek”, a Ziaire Williams 10.
New Orleans Pelicans – Miami Heat 95:106
- Po krótkiej, trwającej trzy mecze przerwie do gry powrócił Jimmy Butler, który od samego początku wziął się do pracy. Jego zadanie znacznie ułatwili zawodnicy New Orleans Pelicans, którzy weszli w mecz ze skutecznością 3/11 z gry i od początku musieli gonić wynik (6:15). Pomimo ogromnych problemów z odnalezieniem drogi do kosza (10/31, 32,3% z gry; 10% za trzy) gospodarzom udało się utrzymać rywala w zasięgu kilku posiadań (24:31).
- Miami Heat weszli w drugą „ćwiartkę” z serią 12:0 i spora w tym zasługa Butlera, który miał wówczas na koncie już 14 punktów i sześć zbiórek (24:43). Pelicans w porę się przebudzili i nie pozwolili, by losy spotkania były przesądzone jeszcze przed przerwą. Po trafieniu Ziona Williamsona swoje siedem punktów z rzędu dołożył Herbert Jones, a kolejne skuteczne ataki NOP sprawiły, że przed zakończeniem drugiej odsłony gospodarze zdołali nawet doprowadzić do remisu (58:58).
- Po powrocie na parkiet Miami chcieli zmazać plamę po utraconym 19-punktowym prowadzeniu i wykorzystując nieskuteczność rywala zaczęli ponownie budować przewagę (64:72). Pelicans raz jeszcze zdołali co prawda odrobić straty, ale to właśnie z tego typu przewagą Heat weszli w kluczowy fragment meczu (91:98). Gospodarze mieli sporo okazji, by przechylić szalę na swoją stronę, ale przez ponad sześć minut nie zdobyli ani jednego punktu, co pozwoliło Miami na utrzymanie prowadzenia do końcowej syreny.
- Warto zaznaczyć, że na samym początku czwartej kwarty doszło do przepychanki, w wyniku której z parkietu wyrzuceni zostali Naji Marshall, Jose Alvarado, Jimmy Butler oraz Thomas Bryant.
- Heat do zwycięstwa poprowadził głównie duet Jimmy Butler (23 punkty, 9 zbiórek, 6 asyst, 3 przechwyty) – Bam Adebayo (24 punkty, 7 zbiórek). Kluczowe role odegrali również strzelcy w osobach Duncana Robinsona (17 punktów) i Tylera Herro (15 punktów, 6 zbiórek).
- Pelicans napędzał przede wszystkim Zion Williamson, autor 23 punktów, dziewięciu zbiórek i siedmiu asyst. Herbert Jones dorzucił 19 „oczek”, a double-double odnotował Jonas Valanciunas (12 punktów, 10 zbiórek). CJ McCollum, który z uwagi na kontuzję nie pojawił się na parkiecie w drugiej połowie, zdobył ostatecznie tylko dwa „oczka” (1/7 z gry). Nie zagrał Brandon Ingram.
Oklahoma City Thunder – Washington Wizards 147:106
- Początkowo Oklahoma City Thunder mieli drobne problemy ze zdominowaniem dużo niżej notowanego rywala, ale kiedy swój rytm odnalazł Shai Gilgeous-Alexander, a świetną serię trafień za trzy (3/3) zaliczył wchodzący z ławki Kenrich Williams, gospodarze zdołali w końcu nieco odskoczyć (41:28).
- Dobre zawody rozgrywał wchodzący z ławki rezerwowych Jordan Poole, który szybko skompletował 12 „oczek”, co w połączeniu z pięcioma punktami dołożonymi przez Marvina Bagleya III pozwoliło Washington Wizards zmniejszyć stratę (45:38). Gracze OKC szybko odzyskali jednak kontrolę nad spotkaniem i do przerwy zdołali powiększyć przewagę z pierwszej kwarty (80:57). Shai razem z Chetem Holmgrenem i Jalenem Williamsem mieli wówczas na swoim koncie łącznie 50 punktów.
- Losy spotkania w dużej mierze były już rozstrzygnięte. W drugiej odsłonie Thunder kontynuowali swoją dominację i nie pozostawili żadnych wątpliwości, która ze stron prezentowała tej nocy wyższy poziom koszykówki. Grzmoty zdobyły ostatecznie 147 punktów i wygrały różnicą 41 „oczek”.
- Świetny występ zaliczył Shai Gilgeous-Alexander, zdobywca 30 punktów, dziewięciu asyst i siedmiu zbiórek (+38). Chet Holmgren odnotował double-double w postaci 25 „oczek” i 10 zbiórek. W drugiej połowie sporo czasu gry otrzymali rezerwowi, w tym nowy nabytek OKC Gordon Hayward (8 punktów, 6 zbiórek).
- Po stronie Wizards najlepszym punktującym był Jordan Poole, zdobywca 21 „oczek” (7/19 z gry). Inny rezerwowy Cory Kispert dołożył 20 punktów. Spośród zawodników wyjściowej piątki najlepiej wypadł Marvin Bagley III, autor double-double w postaci 15 punktów i 14 zbiórek.
Golden State Warriors – Charlotte Hornets 97:84
- Golden State Warriors mieli początkowo nieco problemów ze skutecznością za trzy, więc wejście Klaya Thompsona z ławki i jego dwie trójki pobudziły nieco zespół. Cenne punkty z ławki dał też Gary Payton II, dzięki czemu Wojownicy złapali chwilę oddechu (22:15).
- W drugiej odsłonie dwa trafienia dołożył Brandin Podziemski i choć gospodarze w dalszym ciągu nie mogli odnaleźć swojego optymalnego rytmu (38,1% z gry i 30% za trzy), to Charlotte Hornets radzili sobie jeszcze gorzej (25,6% z gry i 25% za trzy), przez co przewaga Wojowników stopniowo rosła (43:29).
- W losach spotkania przesądził w dużej mierze początek trzeciej odsłony, kiedy to Warriors powiększyli swoje prowadzenie do 21 „oczek” za sprawą trafień m.in. Podziemskiego i Andrew Wigginsa (57:36). Szerszenie były co prawda w stanie poprawić swoją sytuację, ale nie miały już szans na nawiązanie walki.
- W ostatnich sekundach spotkania, kiedy mecz był już rozstrzygnięty, pomiędzy stronami doszło do przepychanki. Zawodnikom Hornets nie spodobało się to, że Lester Quinones wykorzystał ostatni fragment gry na zdobycie punktów. Zarówno gracz Wojowników, jak i Grant Williams zostali wyrzuceni z parkietu.
- Najlepszym punktującym Warriors był tej nocy Stephen Curry, autor 15 punktów i pięciu asyst (3/11 za trzy). Andrew Wiggins dołożył 14 „oczek”, z kolei Brandin Podziemski skompletował 13 punktów, sześć zbiórek i sześć asyst, choć miał nieco problemów ze skutecznością zza łuku (1/6). Wchodzący z ławki Klay Thompson skompletował ostatecznie 13 punktów.
- Pomimo zaledwie 84 punktów aż sześciu zawodników Hornets zakończyło mecz z dwucyfrowym dorobkiem punktowym. Miles Bridges odnotował double-double w postaci 19 „oczek” i 11 zebranych piłek. Podwójną zdobycz wywalczył też Nick Richards (11 punktów, 13 zbiórek).
Minnesota Timberwolves – Milwaukee Bucks 107:112
- Mecz od czterech trafień za trzy rozpoczął Brook Lopez, dzięki czemu Milwaukee Bucks od początku utrzymywali się na prowadzeniu. Problemy Damiana Lillarda (0/5 z gry) ułatwiły jednak Minnesota Timberwolves zachowanie zasięgu do rywala (18:20). Gospodarze mieli sporo okazji, by przejąć inicjatywę nad spotkaniem, jednak wyraźnie nie radzili sobie z finalizacją ataków (39,1% z gry, 0% za trzy w pierwszej kwarcie).
- Kilka trafień pomimo nieskuteczności zaliczył Anthony Edwards, wsparcie z ławki zapewnił Nickeil Alexander-Walker, a dobrze dysponowany był Karl-Anthony Towns. To w połączeniu z dalszymi problemami Bucks dało ekipie z Minneapolis przewagę do przerwy (57:51).
- Po powrocie na parkiet Kozły całkowicie zdominowały jednak mecz, wygrywając trzecią część aż 36:13. Przewaga Milwaukee wzrosła wówczas do 17 „oczek” i choć w końcówce zrobiło się jeszcze trochę nerwowo, to podopieczni Doca Riversa utrzymali prowadzenie do ostatniej syreny.
- Liderem Bucks był tej nocy Giannis Antetokounmpo, zdobywca 33 punktów i 13 zbiórek. Pomimo początkowych problemów ze skutecznością Damian Lillard również odnotował double-double w postaci 21 „oczek” i 10 asyst (do tego 8 zbiórek; 8/23 z gry). Brook Lopez skompletował ostatecznie 16 punktów, a Malik Beasley i Bobby Portis po 14.
- Anthony Edwards zdobył 28 punktów i zebrał z tablic dziewięć piłek. „Twin Towers” Minnesoty udało się z kolei odnotować podwójną zdobycz. Rudy Gobert do 12 punktów dołożył 19 zbiórek, z kolei Karl-Anthony Towns zaaplikował rywalom 22 „oczka” i zebrał 14 piłek.
Portland Trail Blazers – Denver Nuggets 112:127
- Świetnie w mecz wszedł Michael Porter Jr., który zdjął odpowiedzialność za zespół z ramion Nikoli Jokicia i szybko skompletował 12 punktów, napędzając tym samym swój zespół (14:21). Portland Trail Blazers początkowo utrzymywali się w grze za sprawą Jeramiego Granta i Deandre Aytona, jednak to obrońcy tytułu z Jokiciem na czele byli stroną przeważającą i bez większych problemów stale powiększali swoje prowadzenie (48:63).
- Anfernee Simons, który miał nieco problemów ze skutecznością przed przerwą, zaliczył w trzeciej odsłonie trzy trafienia zza łuku i dołączył do Granta oraz Aytona. Denver Nuggets w dalszym ciągu utrzymywali dwucyfrowe prowadzenie i choć przez pewien czas Blazers nie tracili dystansu, to pod koniec kwarty tracili już 21 „oczek” (74:95). Gospodarze nie mieli odpowiedzi na świetnie dysponowanych przyjezdnych, którzy bez problemów dowieźli swoją przewagę do końcowej syreny.
- Efektownym triple-double w postaci 29 punktów, 15 zbiórek i 14 asyst popisał się Nikola Jokić, choć to Michael Porter Jr. był tej nocy najlepiej punktującym graczem Nuggets (34 „oczka”, 12 zbiórek). Dobry występ zaliczył również 24-letni debiutant Collin Gillespie (18 pkt).
- Po stronie Blazers wyróżnili się głównie Jerami Grant (25 pkt), Deandre Ayton (22 punkty, 10 zbiórek) oraz Anfernee Simons (21 punktów, 8 asyst). Skutecznie wspierał ich przede wszystkim Dalano Banton (14 pkt).
Los Angeles Lakers – San Antonio Spurs 123:118
- Od samego początku nie do zatrzymania był Victor Wembanyama, który nie tylko dominował w ofensywie (13 punktów w niespełna pięć minut), ale i zatrzymywał ataki Los Angeles Lakers. Świetna dyspozycja środkowego pozwoliła Jeremy’emu Sochanowi na odnotowanie dwóch asyst, a San Antonio Spurs utrzymywali się na prowadzeniu (9:15).
- Francuz opuścił jednak parkiet po zaledwie pięciu minutach, a Jeziorowcy odpowiedzieli serią 10:0 i choć po przerwie na żądanie Ostrogi przełamały niemoc po przerwie na żądanie, to gospodarze kontynuowali swoją dominację (28:17).
- Na początku drugiej odsłony Spurs udało zbliżyć się z wynikiem, ale Lakers znów nabrali rozpędu i przejęli inicjatywę. Seria trafień m.in. D’Angelo Russella i Ruiego Hachimury dała im 12-punktową przewagę. Po powrocie na parkiet Wembanyamy i dwóch trafieniach Sochana Spurs zdołali jednak zmniejszyć stratę przed zejściem na przerwę (66:59).
- W pewnym momencie trzeciej odsłony wydawało się, że Jeziorowcy na dobre odskoczą z wynikiem (85:70). Przyjezdni z Teksasu raz jeszcze zaczęli jednak stopniowo zmniejszać straty, a seria punktowa 16:4 doprowadziła do stanu 93:90. Ostrogi nie były jednak w stanie wyprowadzić kluczowego ciosu i po zaledwie kilku minutach gry Lakers cieszyli się swoim największym prowadzeniem tej nocy (116:98), którego nie pozwolili już wyrwać sobie z rąk.
- Lakers do zwycięstwa poprowadził duet LeBron James (30 punktów, 9 asyst, 7 zbiórek) – Anthony Davis (28 punktów, 13 zbiórek). Dobre zawody rozegrał D’Angelo Russell (22 punkty, 6 asyst), który obchodził swoje 28. urodziny. Rui Hachimura dołoży 17 „oczek” i siedem zbiórek.
- Victor Wembanyama otarł się o potrójną zdobycz, zdobywając w końcowym rozrachunku 27 punktów, 10 zbiórek i osiem asyst.
- Francuski środkowy odnotował również pięć bloków oraz pięć przechwytów i stał się tym samym najmłodszym zawodnikiem w historii z „piątką” w każdej kategorii, a zarazem pierwszym od 2019 roku. Wembanyama jest również drugim po Michaelu Jordanie zawodnikiem w historii z drugim z rzędu występem z dorobkiem pięciu bloków oraz pięciu przechwytów.
- Jeremy Sochan zaaplikował rywalom 15 „oczek” i zebrał z tablic 13 piłek, zdobywając tym samym swoje szóste w karierze double-double. Do swojego dorobku reprezentant Polski dołożył jeszcze pięć asyst i dwa przechwyty (7/16 z gry, 1/6 za trzy). Wchodzący z ławki Malaki Branham dorzucił z kolei 17 punktów.
Szukasz tabeli NBA?
Zawsze aktualną tabelę NBA znajdziesz tutaj.